Anielskie siostry pomagają ukraińskim dzieciom w piekle wojny. "Chcemy im dać iskierkę radości"
- Tutaj wciąż trwa wojna. W naszej działalności nie ma wakacji. Dzieci, które potrzebują pomocy, jest bardzo dużo. Chcemy im zanieść iskierkę radości - powiedziała siostra Ewa Małolepsza ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
2023-06-22, 17:25
Bezhabitowe Zgromadzenie Sióstr od Aniołów zostało założone w Wilnie przez ks. Wincentego Kluczyńskiego. Wspólnota zaliczana jest "do wachlarza niehabitowych zgromadzeń". Powstawały one w warunkach prześladowania Kościoła. Wszyscy stanowili armię, której ponoć "car rosyjski miał się więcej przestraszyć niż przegranej wojny z Japonią".
- W tej chwili już nie mamy uchodźców z Ukrainy tutaj w Konstancinie. Ostatni wyjechali rok temu w czerwcu. Przebywało u nas prawie 60 uchodźców. Wszyscy już wrócili na Ukrainę - mówi siostra Ewa Małolepsza ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów.
- Do Żytomierza wróciły dzieci z domu dziecka razem z opiekunkami. Jesteśmy z nimi w ciągłym kontakcie i oczywiście wciąż wspieramy ich materialnie - przekazuje siostra.
Są dzieci, nie jest już tak smutno
Jak podkreśla, nadal organizują dla nich zbiórki. Siostry wspierane są przez lokalne szkoły.
REKLAMA
- Na Ukrainie sytuacja ekonomiczna jest bardzo trudna. Siostry, które opiekują się domem dziecka i przedszkolem na Ukrainie bez pomocy od społeczeństwa nie byłyby w stanie utrzymać obu placówek tylko z dotacji państwowych, które na Ukrainie przysługują domom dziecka - podkreśla.
Sytuacja nie jest tak smutna, jak w zeszłym roku, kiedy wybuchła wojna i początkowo dzieci nie mogły przychodzić do sióstr. Rodzice woleli zostać z nimi w domu z powodu ciągłych nalotów, alarmów i ostrzału. Jeszcze w maju na ulicach stały barykady, a przy głównej ulicy był punkt, w którym przygotowywano materiały służące do powstrzymania ataku Rosjan. Później, ku ogólnej radości wszystkich pracowników, dzieci zaczęły do nas wracać. Siostra zaznacza jednak, że do dziś nie jest jeszcze bezpiecznie i łatwo.
- Szczególnie ciężko było w czasie zimy, kiedy nie było światła. Było trudno z ogrzewaniem. Zakupiłyśmy zasilacze, które pozwoliły na uruchomienie pompy ciepła i lamp przeznaczonych do ładowania. W ten sposób dzieci miały światło w klasach i mogły się spokojnie uczyć - wspomina siostra Ewa.
Dzisiaj - z radością informuje siostra - przedszkole w Winnicy, do którego uczęszcza 90 dzieci, jest przebudowywane.
REKLAMA
- Powstaje nowy budynek, a dzieci uczą się w pomieszczeniach zaadaptowanych na potrzeby remontu - powiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
Wojenna tułaczka
Siostry wciąż organizują zbiórki dla przedszkola. Jedna z nich, siostra Irena, od czasu do czasu przyjeżdża do Polski, żeby zabrać zapasy żywności dla wychowanków. Podczas jej nieobecności nad wszystkim czuwa w Winnicy siostra Julia.
- Więcej niż połowa dzieci w przedszkolu pochodzi z rodzin przesiedleńczych. Winnica to już dla nich kolejny przystanek. Szlak wojennej tułaczki od wybuchu wojny w 2014 roku i pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę w ubiegłym, znacznie się wydłużył - sygnalizuje siostra.
W domu dziecka w Żytomierzu sytuacja jest trochę inna. Miasto jest znacznie bliżej Kijowa niż Winnica.
REKLAMA
- Tam sytuacja jest trudniejsza. Głównie ze względu na częste alarmy przeciwlotnicze. Jest większe napięcie związane z ryzykiem nalotów, których jest nadal sporo - opisuje siostra Ewa i dodaje, że "mimo wszystko dzieci przez cały czas chodzą do szkoły".
- Mogły też korzystać z zajęć pozalekcyjnych. Często organizowałyśmy im wyjazdy w różne, bardziej bezpieczne rejony kraju, na przykład na Podkarpacie.
Dzieci się nam zmieniły
Siostra Ewa widzi różnice, jakie zaszły w zachowaniu dzieci po roku ogromnego stresu i napięcia wywołanego wojną.
- Dzisiaj nasze dzieci starają się funkcjonować normalnie i chyba przyzwyczaiły się już do wojny – ocenia siostra.
REKLAMA
Żeby ich wzmocnić, w Winnicy prowadzimy poradnię psychoterapeutyczną, z której mogą skorzystać również żołnierze i ich rodziny.
- Jest jeszcze jedna ważna rzecz - mówi siostra Ewa.
- Obserwując nasze dzieci, można powiedzieć, że pobyt w Polsce na początku wojny bardzo im pomógł. To dobrze wpłynęło na ich psychikę. Dzieci wiedzą, że jeśli coś by się stało, to mogą stamtąd wyjechać. Jednak, kiedy je obserwuję, to widzę, że one nauczyły się już żyć w tym reżimie. Jak jest alarm, to do schronu, jak jest bezpiecznie, to jest szkoła - opisuje.
- Kiedy nie ma światła lub kiedy robi się niebezpiecznie, wtedy prowadzimy zajęcia on-line. W chwilach zagrożenia nalotami rakietowymi najważniejsze jest zadbać, żeby mimo wszystko miały poczucie bezpieczeństwa - dodaje.
REKLAMA
Modlitwa i zabawa
- Dla nich liczy się nasza obecność. W przypadku niebezpieczeństwa zbierają je wszystkie i modlą się razem z nimi. Starają się je uspokoić. Siostry cały czas są z nimi i dla tych dzieci to jest bardzo ważne - podkreśla siostra.
- W tej chwili koncentrujemy się głównie na tym, żeby utrzymać dom dziecka w Żytomierzu i przedszkole w Winnicy. W Polsce powróciliśmy do naszej normalnej działalności sprzed czasów wojny na Ukrainie - przyznaje.
- Tak jak wcześniej można nas wspierać zbiórką suchej żywności, artykułami chemicznymi czy finansowo. My cały czas organizujemy zbiórki, choć ludzie już teraz mniej dają, ale proszę pamiętać, że siostry w Żytomierzu pomagają również lokalnej społeczności. To są ludzie, którzy napływają z terenów objętych działaniami wojennymi z obszarów niebezpiecznych i oni też potrzebują pomocy - opisuje aktualną sytuację w zgromadzeniu siostra Ewa.
- W tej działalności nie ma wakacji, ponieważ tych dzieci jest bardzo dużo. W ten sposób w czasie wojny chcemy im zanieść taką iskierkę radości - puentuje siostra Ewa.
REKLAMA
Zgromadzenie Sióstr od Aniołów działa w Polsce, na Litwie, Białorusi, Ukrainie, w Rosji, Czechach, a także w trzech krajach afrykańskich: Rwandzie, Kongo i Kamerunie. Siostry pracują "w różnych profesjach, często na etatach państwowych, jako pielęgniarki, lekarze, psychologowie, wychowawczynie, nauczycielki itp".
- Jak mądrze pomagać uchodźcom? Ks. Cisło: Wspierać na miejscu tych najbiedniejszych
- Ks. Cisło: zdaliśmy egzamin z miłości do bliźniego, zostało w nas to z nauczania Jana Pawła II
Maciej Marcinek/PolskieRadio24.pl/siostryodaniolow.pl
REKLAMA