Ekstraklasa: najmłodszy trener w lidze nie chce taryfy ulgowej. Adrian Siemieniec: muszę wykazać się odwagą [NASZ WYWIAD]

2023-07-22, 08:05

Ekstraklasa: najmłodszy trener w lidze nie chce taryfy ulgowej. Adrian Siemieniec: muszę wykazać się odwagą [NASZ WYWIAD]
Adrian Siemieniec prowadził Jagiellonię w ośmiu ligowych meczach i liczy, że jego podopieczni w nowym sezonie będą spisywali się lepiej . Foto: Forum/Agencja Wschod / Michal Kosc

Adrian Siemieniec jest najmłodszym trenerem, który poprowadzi drużynę w rozpoczynającym się w piątek sezonie PKO BP Ekstraklasie. Urodzony 13 stycznia 1992 roku szkoleniowiec w końcówce poprzednich rozgrywek objął Jagiellonię Białystok i uchronił ją przed spadkiem z elity. - Wymagam zdecydowanie więcej od siebie i od drużyny - powiedział trener w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, w którym opowiedział więcej o swojej wizji futbolu, polityce kadrowej i celach, jakie stawia przed drużyną.

  • Urodzony w Czeladzi Adrian Siemieniec jest najmłodszym pierwszym trenerem w PKO BP Ekstraklasie, choć niewiele starsi są Dawid Szulczek z Warty Poznań i Dawid Szwarga z Rakowa Częstochowa
  • 31-latek w przeszłości był asystentem Ireneusza Mamrota, a także prowadził rezerwy "Dumy Podlasia". W ten sposób zwrócił na siebie uwagę władz białostockiego klubu
  • W kwietniu nieco niespodziewanie zastąpił Macieja Stolarczyka w roli pierwszego trenera Jagiellonii, gdy białostoccy piłkarze byli realnie zagrożeni spadkiem z elity
  • Siemieniec prowadził drużynę w ośmiu meczach poprzedniego sezonu i zdołał utrzymać podlaską ekipę na najwyższym poziomie rozgrywkowym

Jest Pan najmłodszym pierwszym trenerem w Ekstraklasie. W ogóle jest Pan pierwszym szkoleniowcem z rocznika 1992, który przejął drużynę na tym poziomie. Gdybyśmy cofnęli się w czasie o rok, pomyślałby Pan w ogóle o takim scenariuszu?

Jeżeli ktoś pracuje jako trener i podporządkowuje swoje życie, by być profesjonalnym trenerem, to musi być gotowy, że taka szansa może przyjść. Nigdy nie myślałem o tym, czy ona przyjdzie, gdy będę miał lat trzydzieści, czy pięćdziesiąt. Z dnia na dzień chciałem jak najlepiej pracować i wykorzystać szansę, jeżeli się taka nadarzy. Dzisiaj jestem w Ekstraklasie i chcę być oceniany przez pryzmat tego, jakim jestem trenerem, a nie ile mam lat. Dla mnie nie ma znaczenia, czy trener jest młodszy czy starszy. Albo jest się dobrym trenerem, albo nie. I tak chciałbym być oceniany, bo wiek nie jest taryfą ulgową. Tak samo jest zresztą z młodymi zawodnikami. Na tym poziomie trzeba prezentować określoną jakość. Wiadomo, że pewne doświadczenia trzeba zebrać, ale jeżeli ktoś już gra lub jest trenerem na tym poziomie, to zakładam z góry, że jest na to gotowy.

Zaczynał Pan w Rozwoju Katowice, gdzie spotkał się choćby z dzisiejszym trenerem Warty Poznań Dawidem Szulczkiem. Dziś obaj pracujecie w Ekstraklasie, a wiadomo, że prywatnie się przyjaźnicie. Gdy pojawiła się szansa trenowania Jagiellonii, dobra praca Szulczka motywowała do podjęcia wyzwania? Nie miał Pan myśli: skoro mój przyjaciel dał radę w Ekstraklasie, to i ja mogę?

Nigdy tak do tego nie podchodziłem. Z Dawidem szczerze sobie wzajemnie kibicujemy. Nie byłem zaskoczony, że powiodło mu się w Warcie, bo wiem, jakim jest trenerem i człowiekiem. Ja natomiast podążałem własną ścieżką, bo każdy trener idzie jednak swoją drogą. Bardzo się cieszyłem z jego sukcesów, kibicowałem i do tej pory mu kibicuję, o ile akurat nie gra z Jagiellonią (śmiech). Jeśli chodzi o mnie, to po prostu wiedziałem, że jeśli będę skupiał się na pracy i swojej pasji do piłki, to pewnego dnia moje starania przyniosą efekt i dostanę dużą szansę.

Pańska droga trenerska zaczęła się w Rozwoju, ale potem podążał Pan za trenerem Ireneuszem Mamrotem i to jako jego asystent dwukrotnie pracował w Białymstoku. Można powiedzieć, że to ten trener wywarł na Panu największy wpływ pod względem zawodowym?

Jeśli tyle lat pracuje się z jednym trenerem, to siłą rzeczy trzeba mieć zbieżne spojrzenie na pewne tematy. Nie można mówić, że trener Mamrot nie miał na mnie wpływu, ale trzeba pamiętać, ze każdy trener jest inny. Są różne niuanse związane z filozofią gry, patrzeniem na piłkę czy zarządzaniem grupą. Nie można jeden do jednego porównać się z żadnym trenerem. Każdy musi być sobą, bo wtedy jest wiarygodny, a tylko w takim wypadku pociągnie za sobą zespół.

Dwukrotnie Pan pracował w Jagiellonii jako asystent, więc miał okazję poznać Białystok. Już po odejściu Ireneusza Mamrota, pojawiła się propozycja poprowadzenia rezerw Jagi. To była Pana pierwsza samodzielna praca…

Nie do końca, bo miałem też krótki epizod w rezerwach Rozwoju na poziomie ligi okręgowej w wieku 21 lat, więc pod tym względem chyba też pobiłem rekord bycia najmłodszym trenerem w piłce seniorskiej (śmiech). Ale zgodzę się, że praca w rezerwach Jagiellonii była pierwszą poważną weryfikacją mnie jako głównego trenera.

Wiosną, gdy Jagiellonii spadek zajrzał w oczy, pojawiły się spekulacje, że to Pan może zastąpić trenera Macieja Stolarczyka. Wielu zastanawiało się: czy ten Siemieniec da radę na takim poziomie? Czy nie zabraknie mu doświadczenia? Okazało się, że dał Pan radę, a pierwsze mecze były znacząco lepsze niż to, co Jagiellonia wcześniej prezentowała. Skąd ten efekt nowej miotły, bo przecież składu wcale Pan mocno nie zmienił? Jak Pan trafił do piłkarzy?

Trudno znaleźć na takie pytanie krótką i precyzyjną odpowiedź. Trener wchodzi do szatni ze swoimi wartościami i pomysłem na grę drużyny. Może po prostu to, czego wówczas oczekiwałem od drużyny, przyniosło efekt? Uważam, że nam wszystkim potrzeba więcej wiary w ludzi i zaufania, bo czasem coś wydaje się być mało możliwe, ale jednak wiara pozwala zrobić więcej niż nam się wydawało. Generalnie, poza faktem, że ktoś, kto obserwował moją pracę w rezerwach, mógł mieć o niej dobre zdanie, nie było żadnych podstaw, bym objął ekstraklasową drużynę i to w takim momencie. Zaważyła więc wiara ludzi, którzy mi ją powierzyli: prezesa Wojciecha Pertkiewicza, dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, rady nadzorczej… Fakt, że oni uwierzyli, że ktoś taki jak ja może sobie dać radę, sprawił, że dzisiaj tu jestem i za to zawsze będę tym ludziom wdzięczny. To nie była popularna decyzja i wymagała dużo odwagi od działaczy. To jednak działa w dwie strony. Dziś ja muszę być trenerem, który chce nieść ten klub do góry i podnosić poziom drużyny. Muszę wykazać się taką samą odwagą, jaką wykazali się działacze.

Gdy utrzymanie stało się faktem, mógł Pan się przekonać, że w Ekstraklasie nie będzie jednak łatwo. Na koniec sezonu trafiły się mecze z potentatami: wysoko przegraliście z Legią w Warszawie, ulegliście też na wyjeździe Lechowi Poznań. Traktował Pan te mecze jako okazję, by sprawdzić, czego brakuje drużynie w rywalizacji z czołowymi zespołami ligi?

Jeżeli chce się wygrywać takie mecze jak z Legią czy Lechem, to trzeba być drużyną, która jest budowana od dłuższego czasu i funkcjonuje wobec określonych zasad. Wtedy jest powtarzalność i stabilność. Tylko w ten sposób można nawiązać rywalizację z klubami, które dysponują większym budżetem, mają większe możliwości i na pewno nie jestem do końca zadowolony z tego, jak Jagiellonia pod moją wodzą spisywała się w przekroju tych ośmiu kolejek, w których ją prowadziłem. Chodzi o to, jak punktowaliśmy i jak graliśmy. Wymagam zdecydowanie więcej od siebie, ale też od drużyny. Uważam, że nawet w wygranych meczach, powinniśmy mieć więcej fragmentów dominacji, w których kontrolujemy sytuację, narzucamy tempo gry. Dla przykładu w meczu z Wartą, który wygraliśmy, mieliśmy sporo szczęścia. Oddaliśmy wtedy dwa strzały celne, a zdobyliśmy… trzy gole. W Płocku natomiast po 10 minutach przegrywaliśmy z Wisłą 0:2, więc ciężko mówić o kontroli nad meczem. Wtedy przebłysk indywidualności Marca Guala i Jesusa Imaza pozwolił nam zdobyć cztery bramki i wysoko wygrać. Z Cracovią u siebie zremisowaliśmy, choć był moment, gdy to przeciwnik miał kompletną kontrolę i powinniśmy stracić kolejne bramki. Finalnie cieszę się z utrzymania, ale chcę, żeby ta drużyna wyglądała lepiej niż w ośmiu spotkaniach, w których ją prowadziłem.

Prezes Pertkiewicz miał dać Panu zapewnienie, że jeśli utrzyma drużynę, to poprowadzi ją w nowym sezonie. Do tego PZPN umożliwił Panu i innym młodym trenerom dalszą pracę, mimo, że jesteście dopiero w trakcie kursu na licencję UEFA Pro. Mógł więc Pan zacząć działać. Pięć osób opuściło sztab szkoleniowy, sporo zmian było też w składzie drużyny. To Pana autorskie decyzje?

Jeśli chodzi o współpracowników ze sztabu, to wszystkie decyzje personalne były moje i biorę za nie odpowiedzialność. W kwestii kadry drużyny wiadomo, że ściśle współpracuję z dyrektorem Masłowskim i tutaj ta odpowiedzialność jest rozłożona na nas. Za wyszukiwanie zawodników odpowiedzialny jest też szef skautingu, ale każda decyzja odnośnie wzmocnień kadry jest dogadana między mną a dyrektorem. Można powiedzieć, że podejmujemy je wspólnie.

Nie udało się przedłużyć wypożyczeń Aureliena Nguiamby i Camilo Meny. Był w ogóle taki temat, by Francuz i Kolumbijczyk zostali na dłużej?

To skomplikowane sprawy. Jeśli chodzi o Aureliena, problemem było stanowisko jego klubu. Spezia chciała go po prostu zatrzymać u siebie. Inaczej było z Camilo, bo tutaj sam zawodnik nie był już zainteresowany kolejnym wypożyczeniem.

Klub opuściło też kilku piłkarzy, których kontrakty wygasły. Najwięcej się mówiło o najlepszym strzelcu Marcu Gualu, który odszedł do Legii. O jego odejściu wiadomo było od dawna. A co z resztą odchodzących? Chciał Pan kogoś z nich zatrzymać? Na przykład Tomasa Prikryla?

Byłem w tej drużynie już ponad miesiąc i miałem sporo materiału do analizy, by zastanowić się, czy dany zawodnik ma zostać. Od razu dodam, że analiza dotyczyła dłuższego okresu niż ten miesiąc, w którym ja prowadziłem Jagiellonię. Nie było tak, że te odejścia zostały przeprowadzone, mimo braku mojej zgody. Jeśli z czymś bym się nie zgadzał, to prezes i dyrektor by o tym się dowiedzieli. Skoro cały czas dobrze współpracujemy, to znaczy, że utożsamiam się z tymi ruchami. Jeśli chodzi o Tomka, sytuacja jest jasna. Chcieliśmy, żeby Tomek został z nami. Klub przedstawił propozycję nowej umowy, ale do jej przedłużenia nie doszło. Tak czasami w piłce jest. Ja na pewno jestem mu bardzo wdzięczny za to, co zrobił dla klubu, dla drużyny i dla mnie. Będę trzymał zawsze za niego kciuki.

Obecna kadra jest zamknięta czy planujecie jeszcze jakieś wzmocnienia? Latem Jagiellonię wzmocnili Dominik Marczuk, Amifico Pululu, Adrian Diguez, Jose Naranjo i Jarosław Kubicki.

Okienko jest otwarte, więc nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że nikt nie odejdzie ani nikt nie przyjdzie. Przed nami pierwsze kolejki ligowe i na tym się skupiamy.

Nie obawia się Pan ewentualnych osłabień w kolejnych tygodniach? Macie młodych piłkarzy, jak Jakub Lewicki czy Miłosz Matysik, którzy byli na mistrzostwach Europy do lat 19. Są też liderzy drużyny: Jesus Imaz czy Nene, którzy swoją postawą na pewno mogli wzbudzić zainteresowanie bogatszych klubów.

Jaki ja mam na to wpływ? Nie mam bezpośredniego jako trener, więc nie mogę się tym martwić. Myślę o tym, co mogę poprawić w grze drużyny, a jeśli chodzi o jakieś plotki transferowe, to wychodzę z założenia, że szkoda na to mojego czasu i energii. Mamy dużo pracy na treningach i skupiam się na tym. Jeśli ktoś by odszedł, to albo szukalibyśmy kogoś nowego albo próbowali ustawić zespół tak, by grać w inny sposób i nie być drużyną słabszą niż dotąd. Nie chcę marudzić czy narzekać, że ktoś odszedł, ale pracować i poprawiać te elementy, na które mam wpływ. Taka jest piłka i w tym zawodzie po prostu musimy tak kalkulować. Tak jest na każdym poziomie i w każdym kraju.

Skoro więc odszedł Gual, ale ściągnęliście Pululu, to znaczy, że znaleźliście następcę Hiszpana?

Marc Gual to Marc Gual, a Amifico Pululu to Amifico Pululu. To dwaj różni napastnicy i ich wpływ na grę jest inny. Inaczej będzie wyglądała nasza gra w ataku, ale też w fazie bronienia. To inni piłkarze, choć grający na tej samej pozycji. Moim zadaniem jest, by maksymalnie wykorzystać potencjał Amifico.

Jest Pan zadowolony ze zgrupowania w Kępie? Zagraliście trzy mecze z rywalami z Ekstraklasy i pierwszej ligi. Po jednym wygraliście, zremisowaliście i przegraliście. Wiadomo, że wyniki sparingów to kwestia drugorzędna, ale czy widzi Pan już zalążki systemu, w jakim wyjdziecie w pierwszej kolejce na Raków?

Gdybym teraz tego nie miał w głowie, to by źle o mnie świadczyło. Oczywiście, że są pewne znaki zapytania, a na niektórych pozycjach wciąż trwa rywalizacja. Szkielet drużyny jednak mam, ale to szkielet na pierwszy mecz, a nie na cały sezon. Mecz z Rakowem nie zadecyduje o tym, kto będzie podstawowym zawodnikiem. Sezon jest długi i będzie wymagał od nas różnego podejścia na różne mecze. Czasem będzie trzeba więcej piłkarzy kreatywnych, a w innym spotkaniu pewnie będziemy potrzebowali graczy bardziej defensywnych. My chcemy mieć jednak swoją filozofię gry, nie chcemy jej zmieniać. Chcemy grać intensywnie, być drużyną, która zawsze próbuje przejmować kontrolę nad meczem, prowadzić grę. Chcemy brać pełną odpowiedzialność, a nie czekać tylko na ruch przeciwnika.

Prowadził Pan jagiellońskie rezerwy, więc czy można się spodziewać, że w nowym sezonie więcej młodzieżowców dostanie szansę gry? Na zgrupowanie pojechał z wami choćby 17-letni napastnik Alan Rybak, który wyróżniał się w Centralnej Lidze Juniorów.

Moja wcześniejsza praca w drugim zespole ani nie zwiększa ani nie zmniejsza szansy młodych zawodników na grę. Ważna jest natomiast filozofia klubu. W Jagiellonii jest nią wprowadzanie młodych do pierwszej drużyny, ich rozwój i promowanie. Ja muszę się wpisywać w taką filozofię, bo gdybym jej nie podzielał, nie byłbym właściwą osobą, by być trenerem Jagiellonii. Trener nie jest ponad klubem, musi się utożsamiać z ideami klubu. Jak już wcześniej mówiłem, nie dzielę jednak piłkarzy na młodych i starych. Każdy musi zapracować na swoją szansę na treningach. Każdy, kto bardzo mocno stara się na treningach, ją dostanie, a młodzi muszą mieć świadomość, że w życiu nie ma nic za darmo. Jeśli sami sobie wywalczą miejsce na boisku, to mocno to docenią.

Podczas obozu w Kępie zwracaliście uwagę na zamieszanie związane ze stadionem, czy w ogóle to na was nie wpływało i skupialiście się na przygotowaniach do sezonu?

Oficjalnie nie poruszaliśmy tego tematu, ale wiadomo, że w kuluarach na pewno były takie rozmowy. Nie wyolbrzymialiśmy jednak tej sytuacji, bo nie zależała od nas. My byliśmy od trenowania, by przygotować się dobrze do sezonu. I na tych przygotowaniach się skupiliśmy.

Zaczynacie ligę od starcia z mistrzem Polski. Pewnie oglądał Pan mecze Rakowa z Florą Tallinn. Czego Pan się spodziewa? Raków potraktuje mecz z wami nieco ulgowo? W poprzednich sezonach często bywało, że pucharowicze w pierwszych kolejkach wystawiali innych piłkarzy niż ci, którzy walczyli w Europie.

Spodziewam się, że tak może być i wystawią nieco inny skład niż ten optymalny. Może nie w 90 czy 100 procentach, ale na pewno kilka nazwisk w składzie to będą piłkarze, którzy w europejskich pucharach nie są podstawowymi zawodnikami. To normalne, ale pamiętajmy, że Raków to mistrz Polski i dysponuje na tyle szeroką kadrą, że niezależnie którzy zawodnicy zagrają, to nadal będzie silna drużyna i spodziewamy się trudnego, intensywnego meczu. My jednak nie jedziemy tam po to, żeby przegrać.

A jaki jest wasz cel na rozpoczynający się sezon? Przede wszystkim spokojne utrzymanie czy może coś więcej?

Przede wszystkim chciałbym, żebyśmy ustabilizowali swoją pozycję w Ekstraklasie. Żeby nie powtórzyła się sytuacja, w której do końca musimy bić się o utrzymanie. Wszystko co osiągniemy ponad to, będzie na plus. W perspektywie kilku kolejnych sezonów, chciałbym, żebyśmy ustabilizowali swoją pozycję po to, żebyśmy mogli działać bardziej strategicznie i planować dalszy rozwój drużyny, odpowiednio ją wzmacniać, wprowadzać młodych piłkarzy, itp. Do tego wszystkiego potrzebujemy stabilizacji w tabeli, bo bardzo ciężko sobie wyobrazić sytuację, w której dwa miesiące temu walczymy o uniknięcie spadku, a teraz mamy bić się o mistrza. W ostatnich latach udało się to Piastowi Gliwice i trenerowi Waldemarowi Fornalikowi, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Mi chodzi o to, że trwałych projektów nie zbudujemy w miesiąc. My zmieniliśmy praktycznie połowę drużyny, więc potrzebujemy czasu. Oczywiście nie szukam usprawiedliwień, po prostu mówię o swojej wizji i celach na przyszłość. Taka stabilizacja sprawi, że w przyszłości możemy mieć punkt wyjścia do tego, by walczyć o coś więcej, jeśli pojawią się na to odpowiednie fundusze. Jeśli jednak będziemy chwiejni, niestabilni to trudno budować coś na dłuższą metę. Chcę też stworzyć drużynę, którą trudno będzie pokonać. Nawet jeśli ktoś będzie od nas lepszy piłkarsko, to musi się napocić, by z nami wygrać. Niech obserwatorzy mówią o Jagiellonii, że to drużyna wyrazista, a nie nijaka. Wszystko zweryfikuje liga i nasi przeciwnicy, ale w takim kierunku chciałbym iść.

Rozmawiał: Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl


Jagiellonia Białystok rozgrywki w zainauguruje meczem z mistrzem Polski Rakowem Częstochowa. Spotkanie zostanie rozegrane w Częstochowie, w sobotę 22 lipca o godzinie 17.30

1. kolejka Ekstraklasy 21-24 lipca:

21 lipca, piątek

Warta Poznań - Pogoń Szczecin 0:1
Legia Warszawa - ŁKS Łódź 3:0

22 lipca, sobota
Stal Mielec - Cracovia (15.00)
Raków Częstochowa - Jagiellonia Białystok (17.30)
Piast Gliwice - Lech Poznań (20.00)

23 lipca, niedziela

Górnik Zabrze - Radomiak Radom (15.00)
Zagłębie Lubin - Ruch Chorzów (17.30)
Widzew Łódź - Puszcza Niepołomice (20.00)

Czytaj także:

>>> Więcej o Ekstraklasie <<< 

Czytaj więcej o Ekstraklasie Czytaj więcej o Ekstraklasie

Polecane

Wróć do strony głównej