El. Euro 2024: bez stylu, ale z punktami. Probierz rozruszał skostniałą kadrę, jednak to nadal za mało
Skromne zwycięstwo 2:0 w meczu z półamatorami z Wysp Owczych spotkało się z zaskakujaco ciepłym przyjęciem kibiców i ekspertów. Chyba po raz pierwszy w historii polskiego futbolu to piłkarze byli bardziej krytyczni od opinii publicznej wobec swojego występu. To jedna z kilku pozytywnych informacji, jakie fani naszej kadry usłyszeli w czwartek.
2023-10-13, 12:50
W normalnych warunkach zwycięstwo nad Farerami dopisalibyśmy sobie jeszcze przed meczem, a liczenie strzelonych goli ekipie taksówkarzy, magazynierów i pracowników biurowych rozpoczęlibyśmy od czterech. Klęski w Kiszyniowie i Tiranie sprawiły jednak, że polska kadra, która w kiepskim stylu "przepchnęła" wygraną nad Wyspami Owczymi, zaczęła przypominać małe dziecko, chwalone za narysowanie na kartce kilku koślawych kresek.
Na szczęście, co w kontekście niedawnych wydarzeń wydaje się zaskakujące, samokrytyczni po meczu w Torshavn pozostali piłkarze. - Za bardzo się cofnęliśmy, graliśmy za dużo do tyłu, za mało do przodu, stąd utrudnialiśmy sobie grę - ocenia Piotr Zieliński, jeden z najlepszych graczy meczu.
- Może rzeczywiście pierwsza połowa nie wyglądała najlepiej, ale szczerze powiem, że to chyba nie styl gry najbardziej się liczył. To na pewno nowy początek, ale z jakimikolwiek ocenami bym poczekał - wtórował mu Wojciech Szczęsny.
Szybki gol, czerwona kartka i... siermięga
Nie sposób nie przyznać mu racji - kiedy oba zespoły grały w komplecie Polacy oddali tylko dwa strzały na bramkę niżej notowanych rywali i wcale nie wyglądali na drużynę z innego piłkarskiego świata na tle półamatorów. W drugiej odsłonie, którą niemal w całości Biało-Czerwoni rozegrali w przewadze jednego zawodnika, nie było wcale o wiele lepiej.
REKLAMA
Oczywiście obrońcy kadrowiczów zaznaczą, że mecz toczył się w trudnych warunkach atmosferycznych i na sztucznej murawie, a najważniejsze jest zwycięstwo. To wszystko prawda, jednak od reprezentacji 38-milionowego kraju, mającej w swoich szeregach piłkarzy z czołowych lig Europy należy wymagać nieco więcej niż od ekipy, w której tylko kilku zawodników profesjonalnie gra w piłkę.
Pełną świadomość tego stanu rzeczy ma selekcjoner Michał Probierz, który był krytyczny wobec gry swoich podopiecznych. - Mieliśmy momenty, żeby jeszcze płynniej tę piłkę prowadzić. Mimo wszystko, za mało stworzyliśmy sobie sytuacji - podsumował.
Probierz odrobił pracę domową
Mimo kiepskiego występu Polaków było jednak widać zdecydowanie większe zaangażowanie Biało-Czerwonych niż choćby podczas wrześniowego zgrupowania. Z pewnością to zasługa Probierza, który nawet jeśli nie trafił ze wszystkimi roszadami, to wniósł do kadry świeże spojrzenie i, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, po prostu należycie przyłożył się do pracy. Selekcjoner-debiutant doskonale widedział, gdzie leży siła Polaków, w ofensywie stawiając na dwóch zawodników, będących obecnie w najwyższej formie. Współpraca duetu Szymański-Zieliński była jednym z największych pozytywów czwartkowego spotkania.
Skupiony, lakoniczny i nieco posępny na konferencjach prasowych Probierz wygląda na człowieka bardzo przejętego powierzonym mu zadaniem. Wydaje się jednak, że presja go nie paraliżuje. Przeciwnie - "polski Guardiola" postępuje według autonomicznie wytyczonego planu i szuka nieoczywistych rozwiązań. "Wyciągnięty" z Serie C Patryk Peda okazał się odkryciem czwartkowego meczu. Tego samego nie można niestety powiedzieć o Patryku Dziczku, który zawiódł. Słabą zmianę dał także Jakub Piotrowski.
REKLAMA
Z drugiej strony "odkurzony" po wielu miesiącach absencji w kadrze Adam Buksa znowu błysnął, zachowując zabójczą skuteczność w koszulce z orłem na piersi. Może to czas, by odstawić na boczny tor irytującego w narodowych barwach Arkadiusza Milika? Ta dyskusja zapewnie stanie się bezprzedmiotowa, gdy do zdrowia wróci Robert Lewandowski i "pogodzi" pozostałych napastników kadry, jednak liczby atakującego Antalyasporu powinny szerzej otworzyć mu drzwi do reprezentacji.
Santos miał rację?
- Takimi meczami niewiele można zyskać, a wiele stracić - podsumował celnie spotkanie z Farerami wspomniany powyżej Adam Buksa. Dzięki wygranej Biało-Czerwoni zdołali utrzymać status quo w grupie E, ale najważniejszy bój dla naszej kadry wcale nie toczył się w Torshavn, lecz w Tiranie. Tam Albańczycy zagrali "dla Polski", zwiększając nasze szanse na awans z 21,5 do 44,4 proc.
Matematyka jest nieubłagana, a x w tym równaniu wynosi 6 (punktów) - jeżeli Polacy nie wygrają dwóch ostatnich meczów (z Mołdawią i Czechami), niemal na pewno będą musieli grać o Euro w barażach. Niewiadomą pozostaje również forma Orłów. Nasza reprezentacja ma jednak w rękach pewne atuty - oba kluczowe spotkania odbędą się na Stadionie Narodowym, a do dyspozycji Probierza najprawdopodobniej wróci Robert Lewandowski.
REKLAMA
Najważniejsze, że po koszmarnym początku eliminacji Biało-Czerwoni mają losy awansu w swoich rękach. Kto wie, może wiara zwolnionego we wrześniu Fernando Santosa w bezpośrednią kwalifikację na Euro nie była pozbawiona podstaw...
Bartosz Goluch/PolskieRadio24.pl
***
Kiedy i o której godzinie kolejne mecze reprezentacji?
Po meczu z Wyspami Owczymi podopieczni Michała Probierza w niedzielę 15 października o 20.45 u siebie zagrają z Mołdawią.
REKLAMA
Biało-Czerwoni zakończą eliminacje domowym spotkaniem z Czechami (17 listopada).
Jeśli Polacy oba te spotkania wygrają, to zapewnią sobie bezpośrednią kwalifikację na Euro.
>>> Więcej o reprezentacji Polski <<<
REKLAMA
- El. Euro 2024: Michał Probierz chwali zespół po zwycięstwie nad Wyspami Owczymi. "Bardzo im zależało"
- El. Euro 2024: Sebastian Szymański brał odpowiedzialność na siebie. "Sytuacja w klubie mi pomogła"
- El. Euro 2024: Wyspy Owcze - Polska. Pewne trzy punkty, ale zachwytu brak. Jak zagrali Polacy? [OCENY]
REKLAMA