Miała się rozebrać, kucać i kaszleć. Ruszył proces w głośnej sprawie pani Joanny
Rozpoczął się proces w sprawie pani Joanny z Krakowa. Kobieta żąda zadośćuczynienia od policji za interwencję w szpitalu. Na polecenie funkcjonariuszy, po spożyciu tabletki poronnej, miała się rozebrać, kucać i kaszleć. Zabrano jej też telefon i laptop.
2024-07-02, 14:24
Chodzi o działanie policjantów względem pani Joanny z Krakowa, która trafiła do jednego ze szpitali po telefonie lekarki o jej kryzysie psychicznym związanym z zażyciem tabletki poronnej.
Zgodnie z relacją pacjentki, w szpitalu funkcjonariusze otoczyli ją kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Służby wyjaśniały, że głównym motywem ich działania było podejrzanie dokonania próby samobójczej. Według policji, istniała też możliwość popełnienia przestępstwa udzielania pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła.
Przed sądem okręgowym pani Joanna domaga się 100 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszne w jej ocenie zatrzymanie. Jej pełnomocniczka mec. Kamila Ferenc doprecyzowała, że chodzi o przeprowadzenie w szpitalu rewizji, zatrzymanie jej rzeczy osobistych i ograniczenie możliwości poruszania się, co uderzało w godność, intymność i poczucie bezpieczeństwa jej klientki.
Pełnomocnik policji: nie doszło do zatrzymania pani Joanny
REKLAMA
Na wtorkowej rozprawie pełnomocnik komendanta miejskiej policji w Krakowie radca prawny Przemysław Jeziorek zawnioskował o oddalenie tego wniosku, ponieważ - w jego ocenie - nie doszło do zatrzymania pani Joanny i brak jest podstaw, aby zasądzić odszkodowanie. Zaznaczył też, że "w wyniku przeprowadzonych przez Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie czynności wyjaśniających nie stwierdzono przekroczenia uprawnień tudzież nieprawidłowości czy działania niezgodnego z prawem".
Mec. Kamila Ferenc przekonywała, że nie potrzeba formalnego wniosku, żeby uznać, że do takiego zatrzymania doszło, a jej klientce ograniczono możliwość poruszania się.
- Owszem, nie było postanowienia o zatrzymaniu pani Joanny - nikt jej nie skuł w kajdanki i nie przewiózł na komisariat - odniosła się do wniosku pełnomocnika policji po wyjściu z sali rozpraw adw. Kamila Ferenc. Podkreśliła jednocześnie, że wystarczyło jednak to, że "wokół pani Joanny stał kordon policji", a funkcjonariusze cały czas jej towarzyszyli. - Wszystko, co się działo już w mieszkaniu pani Joanny wskazywało, że policja jest tam zbędna - skomentowała adwokat.
Jej zdaniem w tamtej sytuacji wystarczyłaby pomoc medyczna, ponieważ "nie było poważnego zagrożenia dla jej zdrowia i życia, a na pewno nie związanego z przerwaniem ciąży", którego, według relacji pani Joanny, dokonała dwa tygodnie wcześniej".
REKLAMA
Sąd odroczył do 1 października rozprawę ze względu na obszerną odpowiedź pełnomocnika policji. Ma wówczas zostać odtworzony film z przebiegu działań policji w szpitalu, planowane na wtedy jest także przesłuchanie pani Joanny.
Pod koniec lipca ub. r. "Fakty" TVN opublikowały materiał o działaniach policjantów w jednym z krakowskich szpitali wobec kobiety, która trafiła na tamtejszy SOR po zażyciu tabletki poronnej. Jak zapewniała, kupiła ją sama w internecie.
Komenda Główna Policji przekazała, że "interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia".
REKLAMA
Według policji, w sprawie istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła. Następnie ówczesny komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk wyraził ubolewanie wobec trudnej sytuacji życiowej, w jakiej znalazła się pani Joanna, ale zaznaczył, że ta sytuacja nie była winą policji.
PAP/bartos
REKLAMA