Dramat 20-latki z Warszawy. Wstrząsająca relacja kierowcy autobusu
Nie milkną echa dramatu 20-letniej studentki ze stolicy, ofiary przemocy seksualnej. Tym razem głos w sprawie zabrał kierowca autobusu, do którego weszła kobieta po tym jak przeżyła horror. - Opowiedziała mi, że była w centrum Warszawy. Nie wiedziała, jak się tu znalazła - powiedział "Faktowi".
2024-08-08, 08:01
Do zdarzenia doszło w ostatni weekend lipca. Dziewczyna wybrała się do jednego z klubów w centrum z Warszawy. Poznała tam mężczyznę. Mówił jej, że jest Hiszpanem. Zaproponował, że odwiezie ją do domu. 20-latka przystała na tę propozycję.
Kobieta straciła świadomość po opuszczeniu lokalu. Obudziła się nad ranem w samochodzie. Okazało się, że została wywieziona pod Warszawę, a w aucie było kilku mężczyzn. Dotykali jej miejsc intymnych. Na szczęście ofierze udało się wyrwać z rąk oprawców. Wybiegła z pojazdu i zaczęła szukać pomocy.
Relacja kierowcy. "Tknęło mnie coś, by się zatrzymać"
Jak relacjonuje "Fakt", 20-latka trafiła w okolice jednego z przystanków autobusowych w podwarszawskich Jankach. Tam zobaczył ją kierowca autobusu. Mężczyzna opowiedział, że młoda kobieta biegła po łące w stronę pojazdu. Przyznał, że zdziwiło go to, bo "pora była dość dziwna na bieganie", a poza tym padało.
- To nie był nikt taki, kto by po prostu wyszedł sobie rano pobiegać. Ludzie też nie biegną tak do autobusu. Ona biegła, można powiedzieć, co sił. Tak, jakby od tego czy zdąży, zależało jej życie. Tknęło mnie coś, by się zatrzymać - relacjonował kierowca, który - jak pisze "Fakt" - od kilkunastu lat prowadzi stołeczne autobusy.
REKLAMA
Dziewczyna, opisywał, była drobna, charakteryzowała się miłą aparycją, ubrana była w letnie rzeczy. - Zachowywała się bardzo dziwnie. Jakby była pod wpływem jakichś środków, trochę jak szalona - mówił kierowca. I wskazał, co zwróciło jego uwagę. Kobieta po wejściu do autobusu starała się chować twarz, zasłaniać, jak gdyby nie chciała, by ktoś dowiedział się, że znalazła się w pojeździe.
- Podejrzani o zbiorowy gwałt na 20-letniej Polce to Kolumbijczycy? Nieoficjalne informacje
- Przemoc domowa "strukturalnym problem". Setki Polek ginie z rąk najbliższych
Z pojedynczych zdań wykrzykiwanych przez dziewczynę wynikło, że została ofiarą porwania i chciano ją zgwałcić. Kierowca zdecydował się na telefon do centrali i powiadomienie służb.
Zbiorowy gwałt na 20-latce. Zatrzymywała samochody, nikt nie chciał jej pomóc
20-latka kucała przy drzwiach obok kabiny prowadzącego pojazd. Widać było, że się bała. Dopytywała kierowcę gdzie jest i dziękowała mu, że się zatrzymał. - Opowiedziała mi, że była w centrum Warszawy. Nie wiedziała, jak się tu znalazła. Mówiła, że kogoś uderzyła, że się wyrwała. To były takie strzępy informacji - powiedział rozmówca "Faktu".
REKLAMA
Przerażenie budzą też słowa mężczyzny, z których wynika, że ofierze nikt nie chciał pomóc. Miała ona bowiem zatrzymywać samochody, prosić o pomoc. Tymczasem żaden kierowca jej nie udzielił, pomimo błagań. - Powiedziała mi, że nawet przed jednym uklękła na jezdni. Tłumaczyła sobie: albo mnie rozjedzie, albo uratuje. I to na nic. Zapytała mnie kilka razy: dlaczego nikt jej nie pomógł. I wiem, że może się wydawać, że to jest pijana osoba, że może nam coś zrobić. Tak. Ale jeśli nawet nie chcemy jej zabrać, zadzwońmy po pomoc, powiedzmy, co się dzieje - zaapelował kierowca autobusu.
W związku ze sprawą aresztowano pięciu mężczyzn z Kolumbii. Szósty, ten, który kierował samochodem, jest objęty policyjnym dozorem. Sąd uzasadniał decyzję o areszcie zagrożeniem surową karą oraz obawą matactwa i ucieczki z Polski. Podejrzani nie byli wcześniej karani.
Kolumbijczycy, jak ustaliła Wirtualna Polska, mieli być legalnie zatrudnieni w Polsce. Pracowali w magazynie jednego z dyskontów. Zatrzymano ich w robotniczym hotelu.
ms/"Fakt", IAR
REKLAMA
REKLAMA