"Należy ich chwalić i im pochlebiać". Obcokrajowcy o dawnej Polsce i Polakach
Z pewnej XVII-wiecznej książki o charakterze przewodnikowym, opisującej m.in. "rozkosze Francji, Hiszpanii i Polski", możemy się dowiedzieć, jak podróżnicy sprzed wieków widzieli nasz kraj i jego mieszkańców. W tego typu historycznych źródłach na temat Polski znaleźć można całą skalę emocji: zachwyt i niechęć, uznanie i rozczarowanie.
2024-11-10, 05:50
Wspomniany przodek współczesnych przewodników nosił mało praktyczny, niemiłosiernie długi tytuł, który rozpoczynał się tak: "Podróże historyczne po Europie albo Rozkosze Francji, Hiszpanji, Włoch, Niemiec, Anglji, Prowincyj Zjednoczonych, Niderlandów hiszpańskich, Polski, Litwy, Danji, Norwegji, Islandji i Moskwy, zawierające ich politykę, rząd, religię, zwyczaje i obyczaje oraz to, co najbardziej godne jest uwagi w tych królestwach i prowincjach (…)".
Nieznany francuski autor tych podróżnych rewelacji, podpisujący się jako pan de F.B., wędrował po Europie przez czterdzieści lat, a książka o zwiedzanych krajach była 8-tomowym plonem tych peregrynacji.
Jakich to rozkoszy pan de F.B. doświadczył w Polsce?
"Nadmiar uważają za cnotę"
Po pierwsze, notował francuski turysta, królestwo polskie bierze swoją nazwę od "pol" albo "poln", zatem pola lub miejsca do polowania, "gdyż ten kraj składa się z wielkich pól i obszernych lasów".
REKLAMA
Na obszarach tych, dodawał podróżnik, osiadł naród o następującej charakterystyce: "Polacy są zwykle silni, średniej tuszy. Mają płeć białą i blond, barwy żywej i czerwonej. (…) Nie ma w Europie ludu większego, tęższego i lepiej zbudowanego od Polaków. (…) Białogłowy są urodziwe, a wszyscy dość grzeczni i posłuszni urzędom. Kochają cudzoziemców".
Z tym umiłowaniem cudzoziemców miał iść u naszych przodków w parze cecha (czy też potrzeba, a może i słabość) dodatkowa. "By uzyskać u nich dobre przyjęcie i wszystko, czego się pragnie, należy ich chwalić i im pochlebiać", radził Francuz.
Co jeszcze? Polacy sprzed ponad trzech wieków "lubią dobrze wypić i dużo zjeść". W konsekwencji na przykład polskie wesela, opisywał podróżnik z Zachodu, są zawsze wystawne. "Nie ma biedaka ani bogacza, który by nie gościł przez trzy dni wszystkich krewnych i przyjaciół, nie skąpiąc wina węgierskiego, choćby najdroższego".
Uginające się weselne polskie stoły to jednak nie wszystko. Po uczcie zaczynały się tańce z wpisaną w nich emocjonalną progresją. Najpierw "leciwi senatorowie, osoby najbardziej reprezentacyjne" zapraszali do zabawy "stare matrony". Zabawy to może za dużo powiedziane, bo pląsy te bardziej przypominały na początku "procesje zakonnic". Ale po rozgrzewce następowało przyspieszenie, taniec zamieniał się w "skoki i susy", a matrony przeistaczały się w "młode panny".
REKLAMA
Ta niepowstrzymana żywiołowość miała ponoć swoje psychospołeczne podglebie i ujawniała się nie tylko w zajęciach ruchowych. Polacy, opisywał pan de F.B., "nadmiar uważają za cnotę", a "umiarkowanie okazywane w kompanii za złość ukrywaną". Stąd uczestnik siedemnastowiecznych polskich spotkań przy stole mógł liczyć na kłótnie i "obcinanie nosów szablami".

"Bezczelność", czyli zuchwałość
O krewkim usposobieniu dawnych Polaków pisali również inni ówcześni globtroterzy. Ulryk Werdum w "Dzienniku podróży 1670-1672" uwiecznił na przykład pewną dzielną mieszkankę Rawy i jej niefortunnych gości.
"Kobiety i mężczyźni są tu bardzo bezczelni", notował ów Niemiec (a ściślej: Fryz), a w polskim przekładzie tego zdania ocalało jeszcze pierwotne znacznie "bezczelności" jako wyrazu śmiałości czy zuchwałości. Skąd taka ocena?
"Przed paru dniami było tu [w Rawie] pięciu polskich szlachciców u jednej szlachcianki w gościnie. Kiedy się nie chcieli zachować w spokoju, porwała szlachcianka za szablę ze ściany, zadała nią wszystkim pięciu drągalom rany i wypędziła ich sama z domu. Byłaby ich niezawodnie dalej ścigała, gdyby jeden z nich nie był jej z pistoletu prawej ręki przestrzelił".
REKLAMA
"Polska jest błogosławionym krajem"
Cudzoziemscy podróżnicy po dawnej Polsce pozostawili w swoich relacjach rzecz jasna wiele świadectw o mijanych wsiach i miasteczkach. "Łowicz to ładne miasto z bardzo warownym zamkiem", brzmiał jeden z takich "turystycznych zachwytów". "Wsie mają tu kościoły z drzewa", "w oknach na wsiach są pęcherze rybie przytwierdzone do drewnianych prątków zamiast kitu", "spotkaliśmy piękny szlachecki dwór bardzo zgrabnie zbudowany z pięciu kominami", czytamy z kolei o niemiejskich przestrzeniach.
W relacjach obcokrajowców nie brakowało rzecz jasna opinii na temat polskiej kuchni. Na przykład Caspar de Tende, skarbnik królowej Ludwiki Marii Gonzagi, nie krył swojej dezaprobaty co do ówczesnych obiektów usługowo-gastronomicznych:
"Brak przede wszystkim w Polsce gospód lub zajazdów, w których można by wygodnie umieścić się i otrzymać łóżko. Znajdują się tam zwykle drewniane budynki zwane "karczmami", w których trzeba niejednokrotnie ulokować się obok koni, krów i świń, w długiej stajni skleconej ze źle spojonych desek i krytej słomą".

Natomiast wspomniany Ulryk Werdum narzekał na polskie posiłki i sposób ich przyrządzania:
REKLAMA
"W całej Polsce nie znajdziesz prawie chleba dobrze wypieczonego, a gotowane mięso żrą (...) także prawie surowe, pieczone zaś zwykle spalone. (...) Soli i wszelkiego rodzaju korzeni żaden naród nie używa tak obficie, jak Polacy".
Nie brakowało rzecz jasna tych, dla których przebywanie przy polskim stole należało do największych przyjemności. Zwłaszcza jeśli szło to w parze z, jak się okazuje, niezależną od epoki, typową dla Polaków gościnnością.
"Polska jest błogosławionym krajem, ma żyzną rolę, zdrowe powietrze, ryby i rybne rzeki (…). Jest prawdziwą spiżarnią zboża i ma także piękne bydło". To Ulryk Werdum. A Gaspar de Tende, niezadowolony, jak wiemy, z polskich karczm, dodawał: "Polska szlachta jest z natury bardzo uprzejma. Kiedy cudzoziemcy przejeżdżają przez jej kraj, zapraszają ich, by wypili i wypoczęli u nich, a goszczą ich, jak mogą najlepiej".
jp
REKLAMA
Źródła:
Mieczysław Smolarski, "Dawna polska w opisach podróżników", Lwów-Warszawa 1936; L. Naker, U. Werdum, J. Bernoulli, J.E. Biester, J. J. Kausch, "Cudzoziemcy w Polsce", Lwów 1876; Weronika Girys-Czagowiec, "Obraz siedemnastowiecznej Polski i jej mieszkańców w oczach cudzoziemców", "Napis", Seria XI 2005.
REKLAMA