"Takich mrozów nie było od pół wieku". Zima stulecia w Polsce
"Mrozy przybierają na sile". "Stolica w pętach mrozu". "Żniwo białej śmierci". "W uścisku białej śmierci". Lektura polskich gazet zimą 1929 roku nie pozostawiała wątpliwości: kraj nawiedził arktyczny żywioł o rzadko spotykanej sile.
![Jacek Puciato](/_next/image?url=https%3A%2F%2Fstatic.prsa.pl%2Fimages%2F675a0c7e-c5ed-4ca1-9691-cac92fbe1c0a.jpg&w=3840&q=75)
Jacek Puciato
2025-02-10, 15:14
Zaczęło się od obfitych opadów śniegu na początku grudnia 1928 roku. Po temperaturowych wahaniach nadszedł styczeń, znowu śnieżny, względnie ciepły (- 4° do +1°), choć oddech mrozu dawał o sobie czasami znać. Kto jednak wtedy wiedział, że to tylko preludium ostrej zimy?
"W ostatnich dniach stycznia nad Europę Środkową nasunął się ze wschodu wyż syberyjski, sprowadzając silne oziębienie", pisał klimatolog Romuald Gumiński. Te syberyjskie warunki utrzymywały się nad Polską, ale też i znacznym obszarem Europy, prawie przez cały luty. Przy bezchmurnej pogodzie i zwałach śniegu nastąpił znaczny spadek temperatury powietrzna. Naprawdę znaczny.
"Prądy zimnego powietrza spacerują sobie dowolnie, zmieniają nagle kierunek i oczywiście zniżają słupek rtęci na oczach maltretowanej już tyle dni ludności do zgoła nieoczekiwanego poziomu", pisano - jakby w poetyckim uniesieniu - w ówczesnej prasie.
Spekulanci w podmiejskich pociągach
"Ulice Krakowa robiły wrażenie wymarłych", notował z przejęciem "Ilustrowany Kurier Codzienny" z lutego 1929 roku. Wśród śmiałków, którzy wyszli wtedy z domów, znaleźli się ci "obandażowanemi rękoma i uszyma", zapewne ofiary odmrożeń. Zgrozą przejmowały również odmrożenia nosa – krakowskie towarzystwo pogotowia ratunkowego tylko jednego dnia przyjęło 360 nieszczęśników z tego rodzaju boleścią.
REKLAMA
W wyziębionej stolicy również "zmalał ruch uliczny" – właściciele kawiarni i cukierni (czytamy w notce prasowej) uskarżali się na brak klientów. Natomiast na brak klienteli nie mogli się skarżyć "drobni spekulanci" w wagonach warszawskich kolei podmiejskich. Pociągi te w wyniku mrozów były zmuszone do długich i nieplanowanych postojów – a podczas nich "rury do ogrzewania stawały się bezczynne". Pasażerowie w tych warunkach marzli strasznie, co wykorzystywali wspomniani "drobni spekulanci, ciepło ubrani". Pojawiali się oni "z wódką i gorąca herbatą w termosie", by sprzedawać swoje dobra po skandalicznie zawyżonych cenach.
![Dworzec kolejowy w Polsce, zima 1929 r. Fot. NAC/dp](http://static.prsa.pl/images/504173d7-2bc1-4de8-ab7b-2854384dd2fe.jpg)
"Panie, daj nam węgla!"
W ogóle co do kolei – w całym kraju zapanował chaos. Pociągi pasażerskie, by posłużyć się dzisiejszą nomenklaturą, doznawały opóźnień sięgających kilkanaście godzin. Postoje te były spowodowane między innymi "olbrzymimi zatorami śnieżnymi". Aby usunąć te śnieżne przeszkody, musiano nawet (gdzieś na linii Kraków-Lwów) wzywać na pomoc oddziały saperów.
W niektórych miejscach wstrzymano prawie cały ruch towarowy. Wyjątkiem były jedynie pociągi z artykułami żywnościowymi i z węglem.
Co do węgla – jak można się domyślić, stał się dobrem szczególnie pożądanym. "Na polu zimno i w domu zimno", pisał po krakowsku "Ilustrowany Kurier Codzienny". W składach miejskich z węglem (a ściślej: w takich, w których węgiel być powinien) dochodziło ponoć do rozpaczliwych scen. Cisnęli się tam ubodzy i bogaci, jak pisał z epickim przejęciem publicysta, "pojednani wspólną dolą". Ta wspólnota losów objawiła się między innymi w dramatycznej scenie (przedstawiał dalej dziennikarz krakowskiego pisma), kiedy to obok "biedoty w łachmanach" wystąpiła jakaś (ani chybi zamożna) "pani w karakułach". Kobieta ta, wraz z innymi zresztą, wołała ponoć drżącym od zimna głosem – "panie, daj nam węgla!".
REKLAMA
O problemach w zakupie opału informowano również przy okazji sytuacji w zmrożonej Warszawie. Tu jednak chodziło ponoć nie tyle o brak węgla, ile o to, że węglarnie "pochowały towar", by nielegalnie i nieetycznie podbić jego cenę. Władze zorganizowały nawet "lotne oddziały policji", których zadaniem stała się kontrola tych węglowych skarbców i tropienie ukrywających cenny kruszec.
Samotne piecyki z koksem
Niepokojących znaków mroźnego apogeum było lutowej Polsce 1929 roku rzecz jasna więcej.
Z krakowskiego Rynku czy z placu Szczepańskiego zniknęły - sprawa niespotkana - "wszystkie stragany i wszystkie przekupki".
Miasto poustawiało w centralnych punktach "żelazne piecyki z żarzącym się koksem", ale byli przy nich (przynajmniej w poniedziałek 11 lutego) jedynie ci, którzy ten koks dorzucali.
REKLAMA
Lekcje w krakowskich szkołach powszechnych i średnich nie odbyły się.
!["Ilustrowany Kurier Codzienny", 9 lutego 1929. Fot. old.mbc.malopolska.pl/domena publiczna](http://static.prsa.pl/images/49c7791f-a101-4344-b803-7dfe727a6d1f.jpg)
W Warszawie nastąpiły przerwy w komunikacji telefonicznej (z Katowicami, Gdańskiem i z Poznaniem) i telegraficznej (z Lwowem i z Krakowem).
W Gdańsku zamarzł wjazd do portu - lodołamacze za każdym razem, gdy jakiś okręt się zbliżał, musiały wypływać, by kruszyć "zwały lodu".
Odnotowano też, niestety, ofiary śmiertelne. Wśród informacji o tych dramatycznych wydarzeniach zwracała uwagę ta znad samej polsko-sowieckiej granicy. Oto przy słupie granicznym w Kołosowie znaleziono "zwłoki zamarzniętego żołnierza sowieckiego". Śledztwo wykazało, czytamy w notce prasowej, że żołnierz był pijany i zasnął przy 35-stopniowym mrozie.
REKLAMA
Minus czterdzieści trzy
Właśnie: jakie dokładnie temperatury spowodowały ten – tu jedynie ogólne zarysowany – chaos?
Już ostatniego dnia stycznia 1929 roku na północno-wschodnim krańcu Polski odnotowano minus 30°, a nawet, pod Wilnem, minus 32°9. Ale najgorsze miało przyjść w lutym, a szczególnie w okolicach 10 dnia miesiąca.
"Temperatury najniższe w dniu tym w niektórych miejscowościach spadły poniżej minus 40° (Sianki: - 40°1, Olkusz: - 40°4, Żywiec: -40°6). Stacja meteorologiczna w Hanusowszczyźnie (w powiecie nieświeskim) zanotowała w dniu tym temperaturę minimalną minus 43°, najniższą w lutym 1929 r. w całej Polsce", notował w swoim artykule klimatolog Romuald Gumiński.
Dla porównania podajmy jeszcze odczyty z dnia poprzedzającego ten szczyt arktycznego oddechu, z 9 lutego. To była sobota. W Warszawie termometry wskazały - 26°, w Wilnie: -32°, w Białymstoku i w Lublinie: -29. Ale zarówno w Gdyni, jak i nad Morskim Okiem było tylko - 14°.
REKLAMA
Takich mrozów nie było od pół wieku, "to najniższa temperatura od 1870", podkreślano w ówczesnej prasie.
![Mapka za: Romuald Gumiński, "Zima roku 1928/1929 w Polsce"](http://static.prsa.pl/images/0b406410-d808-40ea-9e63-8da4634fa941.jpg)
Jak się chronić przed mrozami?
Wśród informacji prasowych o zimie stulecia 1928/1929 roku (bo tak ochrzczono ten czas) znalazły się także i te, które próbowały odpowiadać na uniwersalne, niezależne od epok, pytanie: "jak sobie z takimi mrozami radzić?". Udzielane wówczas rady wydają się ponadczasowe.
Otóż najważniejsze, czytamy, mieć "ciepło ubrane nogi". Najlepiej "wdziać na pończochy drugą parę wełnianych skarpetek". Panie, dodawał publicysta, powinny podwoić osłony: dwie pary ciepłych pończoch plus "wełniane kamasze" (czyli ochronne okrycie nóg, od kostek w górę).
Buty: koniecznie obszerne (nic tak nie przyczynia się do odmrożeń jak uciskające obuwie). Rękawice: z jednym palcem. Czapki: takie, które można głęboko na uszy naciągnąć.
REKLAMA
A tak w ogóle to – jeśli już musimy przebywać w objęciach arktycznego chłodu – należy "szybko się ruszać, a od czasu do czasu, przerywać chód i podbiec parę kroków".
Źródła: Polskie Radio
Romuald Gumiński, "Zima roku 1928/1929 w Polsce", w: "Przegląd Geograficzny", T. 11, Warszawa 1931.
REKLAMA