Wiecznie młody dziadek amerykańskiej komedii. Mel Brooks kończy 99 lat
Pełne metraże zaczął kręcić dopiero po czterdziestce, jego dorobek to ledwie 11 filmów, ale niewielu innych reżyserów ma na swym koncie tyle komediowych klasyków. I to pomimo tego, że humor w jego produkcjach zazwyczaj nie jest najwyższych lotów.
2025-06-28, 08:01
Para "Kosmicznych jaj"
Pomimo sędziwego wieku Mel Brooks, aktor, reżyser, komik i autor piosenek, nie wybiera się na emeryturę i przygotowuje dla fanów nową część "Kosmicznych jaj" (ang. "Spaceballs"), wielkiego hitu sprzed lat. Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się już w 2024 roku. W czerwcu 2025 roku ukazał się pierwszy zwiastun, zapowiadający premierę na 2027 rok, czyli równo 40 lat po wejściu na ekrany pierwszej odsłony serii.
Jeśli do tego czasu dziarski reżyser będzie się nadal cieszył tak dobrą kondycją jak teraz, sukces "Spaceballs 2" będzie świętował jako 101-letni człowiek. Bo w to, że będzie to sukces, raczej nie należy wątpić. Pierwsze "Kosmiczne jaja" to bowiem dziś film kultowy w kręgach wielbicieli parodii, kinomanów, którzy od razu wychwytują w tej produkcji nawiązania do "Gwiezdnych wojen", "Obcego", "Planety małp", "Odysei kosmicznej" czy serii "Star Trek". Kina w 2027 roku mogą liczyć na rzesze widzów z lat 80., i jeszcze więcej tych, którzy oglądali oryginał na kasetach VHS i w telewizji.
O popularności dzieła najlepiej świadczy fakt, że do fabuły "Kosmicznych jaj" nawiązali projektanci samochodów Tesla, którzy jeden z trybów jazdy w tej maszynie nazwali "Niedorzeczna prędkość", wprost sięgając do jednej z najzabawniejszych scen filmu.
Uczciwie trzeba jednak zaznaczyć, że krytycy od początku kręcili nosem, że "Spaceballs" to nie to samo, co najlepsze komedie Mela Brooksa. Rzeczywiście w historii kina zapisały się - i to złotymi zgłoskami - zupełnie inne dokonania tego autora. Wystarczy przywołać stworzoną przez Amerykański Instytut Filmowy listę stu najlepszych komedii XX wieku.
REKLAMA
Filmy Mela Brooksa zajmują trzy pozycje w tym zestawieniu. Mało tego - wszystkie te produkcje mieszczą się w pierwszej piętnastce listy. To "Płonące siodła" (numer 6), "Producenci" (numer 11) i "Młody Frankenstein (numer 13). Żaden inny reżyser nie został tak wyróżniony przez znawców kina.
Matka, Broadway, wojsko
Urodził się 28 czerwca 1926 roku w Nowym Jorku jako Melvin James Kaminsky. Jego rodzice byli Żydami, którzy emigrowali do Stanów Zjednoczonych z carskiej Rosji. Ojciec Max Kaminsky pochodził z Gdańska, a jego przodkowie od kilku pokoleń byli obywatelami Grodna. Matka Kate (z domu Brookman) przybyła z Kijowa. Melvin był najmłodszym z czterech synów tej pary. Miał zaledwie dwa lata, gdy jego 35-letni ojciec zmarł na gruźlicę, dlatego to matka, zwana "Kitty", stała się dla niego całym światem. To dzięki niej zakochał się w kinie. W autobiografii Mel Brooks wspomina:
"W każdą sobotę dostawałem od matki trzy butelki po mleku i szedłem zwrócić je do sklepu. Dostawałem trzy centy za sztukę. Miałem więc dziewięć centów, ale wciąż brakowało mi centa, żeby pozwolić sobie na filmowy poranek w kinie. Wyobraźcie sobie, że w czasach wielkiego kryzysu, gdy z reguły nie miewaliśmy dosłownie żadnych oszczędności, moja matka szła do sąsiadów i pożyczała tego centa, żebym mógł kupić bilet". (tłum. M.C.)
Decyzję o związaniu się z show-biznesem Melvin Kaminsky podjął już jako 9-latek po obejrzeniu broadwayowskiego musicalu "Fantastyczny rejs" ("Anything Goes"). Jako nastolatek, by wspomóc rodzinny budżet, podjął pierwszą pracę jako barman w podrzędnym hotelu i równolegle jako perkusista jazzowy. Już wówczas objawił swój talent komika, zabawiając hotelowych gości.
REKLAMA
W wieku 16 lat po raz pierwszy udało mu się wystąpić na profesjonalnej scenie. Wówczas zorientował się, że niektórzy mylą go z trębaczem jazzowym nazwiskiem Max Kaminsky, postanowił więc przybrać pseudonim, biorąc go z pierwszej połowy panieńskiego nazwiska matki - Brookman. W ten sposób amerykańska kultura zyskała Mela Brooksa.
W tym czasie trwała II wojna światowa. W 1944 roku Mel Brooks skończył 18 lat i wstąpił do Armii Stanów Zjednoczonych, po czym został wysłany do Francji i Belgii. Brał udział w bitwie o Ardeny, potem uczestniczył w misjach rozpoznawczych podczas posuwającej się naprzód kampanii antyhitlerowskiej. Po klęsce nazistów kapral Brooks zajął się w wojsku tym, co kochał najbardziej. Zaczął występować jako komik w amerykańskich bazach wojskowych na terenie Niemiec. W 1946 roku wrócił do Ameryki.
Od komika do reżysera
Po wojnie Mel Brooks wrócił go grania muzyki i pracy barmana, ale gdy tylko mógł, stawał na scenie i rozśmieszał publiczność. Nawiązał też współpracę z komikiem Sidem Caesarem, którego widywał przy hotelowym barze jeszcze przed swoją wojenną przygodą. W 1949 roku zaczął pisać żarty na występy starszego kolegi i szło mu tak dobrze, że Caesar zatrudnił go potem jako jednego ze scenarzystów swojego programu w telewizji. Na pełnoetatowym wymyślaniu dowcipów Brooksowi upłynęła cała dekada.
Scenariusze dla Caesara pisał nie tylko Mel Brooks, lecz także m.in. Carl Reiner. Dwóch komików zaprzyjaźniło się i już wkrótce rozpoczęło wspólne występy z autorskim programem "Dwutysiącletni człowiek" ("2000 Year Old Man"). To był strzał w dziesiątkę. Obaj szybko odnieśli sukces, co zostało przypieczętowane nagraniem płyty z ich numerami. Krążek był bestsellerem; przez pewien czas dochody z jego sprzedaży były podstawowym źródłem utrzymania Brooksa.
REKLAMA
"2000 Year Old Man" stał się dla komika przepustką na Broadway i do telewizji - tym razem w charakterze głównego autora. Jednym z największych sukcesów tego okresu twórczości Brooksa był serial "Get Smart", parodia filmów o Jamesie Bondzie i innych szpiegach (jej główną postacią był Maxwell Smart, gapowaty Tajny Agent 86). Popularną serię produkowano przez kilka lat, podczas których twórców wyróżniono kilkunastoma nagrodami Emmy. Tak minęła kolejna dekada życia Mela Brooksa. Wielkimi krokami nadchodziła era jego największych dokonań filmowych.
W 1967 roku powstała pierwsza komedia Brooksa "Producenci". Główny bohater filmu nosi swojsko dla Polaków brzmiące nazwisko Max Bialystock. Było to prawdopodobnie echo rodzinnej przeszłości Mela Brooksa. Białystok od Grodna, skąd wywodziła się familia Kaminskich, dzieli wszak nieduża odległość, a nie tak dawno jeszcze oba miasta leżały w jednym kraju. Zresztą na pytanie, skąd pochodzi jego nazwisko, Bialystock odpowiada, że z "małego miasteczka gdzieś w Rosji".
Pełnometrażowy debiut Mela Brooksa nie zarobił dużo, ale spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i przyniósł autorowi pierwszego Oscara (w kategorii scenariuszy oryginalnych w 1969 roku). Po latach reżyser dokonał musicalowej adaptacji dzieła (2001), która z kolei stała się podstawą do wyprodukowanej przez niego adaptacji filmowej w 2005 roku (z takimi współczesnymi gwiazdami, jak Matthew Broderick, Uma Thurman i Will Ferrell).
Po tym dość udanym starcie Mel Brooks zaliczył wpadkę, gdy w 1970 roku zekranizował rosyjską powieść "Dwanaście krzeseł" Ilji Ilfa i Jewgienija Pietrowa. Komedia o poszukiwaniu diamentów ukrytych w tytułowych krzesłach na tle absurdów porewolucyjnej Rosji okazała się mało interesująca zarówno dla krytyków, jak i dla widzów. Po tej porażce kariera reżysera na moment zwolniła. Brooks zaczął się zastanawiać, czy warto dalej w ogóle zajmować się filmem, ale dwa lata później nagle pojawiła się szansa na odrobienie strat.
REKLAMA
Gwiazda wśród gazów
Reżysera zaangażowano do pracy nad projektem, który ostatecznie wyewoluował w komedię "Płonące siodła" ("Blazing Saddles") z 1974 roku. Parodia kina westernowego, w szczególności takich klasyków, jak "Destry znowu w siodle", "Skarb Sierra Madre", "W samo południe" i "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", to kanon Brooksowego humoru, który artystyczną idealizację i mitologizację przedstawionych światów oraz wzniosłość przygodowych fabuł kontruje odniesieniami do fizjologii czy podkreślaniem absurdów społecznych umów i uprzedzeń.
Jedna ze scen, która w tej komedii szczególnie zwraca uwagę, to ta, w której kowboje siedzą wokół ogniska i jedzą gotowaną fasolę. Scen takich nie brakuje w typowych westernach, ale tylko u Brooksa pokazane są nieuniknione konsekwencje takiej diety, czyli donośne beknięcia i głośne puszczanie gazów. Reżyser w ten mało subtelny sposób wyśmiewa konwencję, w ramach której to, co de facto jest codziennością każdego widza, zostaje w kinie zepchnięte na margines jako coś nieodpowiedniego.
Film miał mieszane recenzje, ale stał się wielkim przebojem dzięki młodszej części publiczności kinowej, która zapewniła mu status drugiego najbardziej kasowego filmu 1974 roku. Dostał też trzy nominacje do Oscara.
Jedną z głównych ról w "Płonących siodłach" zagrał Gene Wilder (który pojawił się już w "Producentów"), który zgodził się na udział w produkcji pod warunkiem, że Brooks weźmie na warsztat jego pomysł na parodię filmów o potworze doktora Frankensteina. "Młody Frankenstein" wszedł na ekrany kin jeszcze w tym samym roku i od razu odniósł sukces. Zajął trzecie miejsce wśród najbardziej dochodowych produkcji - zaraz za "Płonącymi siodłami". Tym razem jednak podobał się także większości krytyków, a ponadto nominowano go do dwóch Oscarów.
REKLAMA
Mel Brooks był u szczytu kariery, a jego filmy powstawały jeden za drugim. Zaczęło się w 1976 roku od dość ryzykownego projektu, czyli filmu "Nieme kino" ("Silent Movie"), który dosłownie był niemym filmem, pierwszym od 40 lat w Hollywood. Produkcja ma prawdziwie gwiazdorską obsadę – obok grających główne role Marty'ego Feldmana, Doma DeLuise, Bernadette Peters i Sida Caesara na ekranie pojawiają się Burt Reynolds, Liza Minnelli, Paul Newman i Anne Bancroft (prywatnie żona Brooksa). Jednym z najśmieszniejszych żartów jest zaś to, że pojawia się tam jedna kwestia mówiona. To okrzyk "Nie!", który wypowiada... mim Marcel Marceau.
Aktorskie miny
"Nieme kino" to jednocześnie pierwszy film, którym Mel Brooks gra jedną z głównych ról (wcześniej pojawiał się epizodycznie). Od tej pory będzie to stała zasada jego twórczości. Powtórzy to kolejno w "Lęku wysokości" ("High Anxiety", 1977), parodii filmów Hitchcocka i Freudowskiej koncepcji psychoanalizy, jak i w "Historii świata. Części I" ("History of the World, Part I", 1981), satyrze na epickie produkcje historyczne i biblijne, a także we wspomnianych już "Kosmicznych jajach" oraz "Smrodzie życia" ("Life Stinks", 1991), pierwszej od 1970 roku komedii, która nie jest parodią i która w momencie premiery okazała się spektakularną klapą.
Klęska ta przypomniała Melowi Brooksowi, w czym jest najlepszy. Zaledwie dwa lata po światowym sukcesie filmu "Robin Hood. Książę złodziei" z Kevinem Costnerem wyreżyserował komedię "Robin Hood. Faceci w rajtuzach" ("Robin Hood: Men in Tights", 1995). Równie szybko zareagował na głośnego "Draculę" Francisa Forda Coppoli (1992), wydając parodię "Dracula. Wampiry bez zębów" ("Dracula: Dead and Loving It", 1995).
Przez prawie kolejne trzy dekady Mel Brooks jako reżyser nie zrobił ani jednego filmu, choć wcale nie próżnował. Pisał scenariusze, produkował dzieła innych twórców, pojawiał się w epizodycznych rolach w kinie i telewizji, użyczał głosu postaciom filmów animowanych, próbował nawet angażować się w politykę, oficjalnie popierając Joe Bidena w wyborach prezydenckich w 2020 roku.
REKLAMA
Powrócił w 2023 roku jako 97-letni scenarzysta, producent i narrator drugiej części "Historii świata", tym razem zrobionej w formie serialu ("History of the World, Part II"). Dzieło to okazało się zapowiedzią drugiej młodości Mela Brooksa, której kolejną odsłoną ma być planowany na 2027 rok film "Kosmiczne jaja 2".
Nieco wcześniej - w 2018 roku - został wyróżniony Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" za promocję kultury polskiej za granicą. Jednym z najsilniejszych argumentów za nagrodzeniem twórcy w tej dziedzinie był jego aktorski występ w komedii "Być albo nie być" ("To Be or No to Be", 1983) w reżyserii Alana Johnsona. Co ciekawe, produkcja była nową wersją filmu z 1942 roku autorstwa Ernsta Lubitscha, niemieckiego Żyda, który po 1918 roku wypromował na świecie polską aktorkę Polę Negri.
W "Być albo nie być" Mel Brooks i jego żona Anne Bancroft grają Frederica i Annę Bronskich, małżeństwo polskich aktorów i właścicieli teatru wodewilowego w Warszawie w przededniu wybuchu II wojny światowej. Choć przez większość filmu wszyscy odtwórcy ról grają po angielsku, to twórcy czuli się w obowiązku choćby fragmentarycznie przywołać język polski. Dzięki temu możemy usłyszeć, jak para głównych bohaterów śpiewa - łamaną polszczyzną, trzeba przyznać - dwujęzyczną wersję znanego standardu jazzowego "Sweet Georgia Brown".
Nie należy raczej spodziewać się, by "Kosmiczne jaja 2" stały się dla Mela Brooksa kolejną okazją do podkreślenia swoich ciepłych uczuć związanych z Polską, można natomiast założyć, że w naszym kraju reżyser ten ma wielu oddanych wielbicieli, którzy już dziś nie mogą doczekać się jego nowego filmu - a także wielu następnych, które być może jeszcze zrobi.
REKLAMA
Źródła:
Mel Brooks, "All About Me!: My Remarkable Life in Show Business", Nowy Jork 2021
***
Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski
REKLAMA
REKLAMA