Znali Prusa jako dzieci. Pod koniec życia opowiedzieli o tym w Polskim Radiu

"Bardzo lubił dzieci", "emanowała z niego dobroć", "przyjacielski dla wszystkich", "szalenie skromny" – tak po dziesiątkach lat w Polskim Radiu wspominali Bolesława Prusa ci, którzy poznali pisarza w wieku kilku lub kilkunastu lat.

2025-08-06, 06:30

Znali Prusa jako dzieci. Pod koniec życia opowiedzieli o tym w Polskim Radiu
Pośrodku: Bolesław Prus według fotograficznego portretu z końca XIX wieku. Foto: Polskie Radio/grafika na podstawie materiałów domeny publicznej (Polona/Digital Museum)

"Serce serc"

Wprawdzie Bolesław Prus (właściwie: Aleksander Głowacki) nie tworzył literatury dziecięcej, ale najmłodsi zawsze byli mu bliscy. Widać to choćby w jego tekstach; tam dziecko pokazane jest jako szczególny przypadek tych ludzi, nad losem których pisarz najczęściej się pochylał – słabych, ubogich, bezbronnych, marginalizowanych i lekceważonych, poddanych władzy silniejszego i zbyt często krzywdzonych.

Nie bez przyczyny na grobie Prusa na warszawskich Powązkach stanął pomnik z napisem "Serce serc" obejmowany z ufnością przez rzeźbę dziecka. To metafora, która trafnie podsumowuje postawę życiową tego twórcy, zarówno w jego pisarstwie, jak i w życiu prywatnym. Był człowiekiem, który zawsze chciał być blisko zwykłych ludzkich uczuć.


Posłuchaj

"Wracałyśmy z pensji i zobaczyłyśmy zbiegowisko. Ludzie mówili, że jakiś student odebrał sobie życie. Usłyszałyśmy nazwisko i prędko pobiegłyśmy do domu". Siostrzenice Bolesława Prusa Wanda Ciszewska i Maria Bądzyńska o samobójstwie Emila Trembińskiego (PR, 1971) 1:47
+
Dodaj do playlisty

Własnych dzieci, przynajmniej oficjalnie, Głowacki nie miał. Pod koniec życia, według informacji nigdy nie potwierdzonych przez rodzinę, zaangażował się w pozamałżeński romans z Aliną Sacewiczową, a owocem ich miłości miał być Jan Bogusz, formalnie chrześniak. Wcześniej adoptował Emila Trembińskiego, bratanka swojej żony Oktawii. Chłopiec w wieku 18 lat popełnił samobójstwo pod wpływem zawodu miłosnego. Wstrząsnęło to obojgiem Głowackich i na resztę ich dni zatruło codzienność rozpaczą.

Dzieciństwo i młodość samego Prusa również nie były szczęśliwe. Być może właśnie smutne i tragiczne doświadczenia życiowe sprawiły, że stał się tak wyczulony na krzywdy i rozpacz innych ludzi, szczególnie dzieci, które najmniej potrafią radzić sobie z trudami egzystencji. Być może dlatego dał się zapamiętać jako osoba, która w miarę swych możliwości próbuje osłodzić życie najmłodszym. Nierzadko to "osłodzenie" traktował dosłownie.


Posłuchaj

Wspomnienia trojga osób, które jako dzieci miały styczność z Bolesławem Prusem w Nałęczowie w pierwszych latach XX wieku (PR, 1962) 10:01
+
Dodaj do playlisty

 

"W olbrzymiej kieszeni"

Jak refren we wspomnieniach tych, na początku XX wieku byli dziećmi i poznali Bolesława Prusa, powraca kwestia słodyczy. – Zawsze częstował piernikami, cukierkami, owocami – opowiadał w Polskim Radiu nieznany z imienia i nazwiska mężczyzna, który zetknął się z pisarzem jako 10-latek w Nałęczowie. W Uzdrowisku Prusa poznała także gromadka dzieci, wśród których znalazła się Wicia (jej nazwisko także nie zachowało się w archiwum). W 1962 roku wspominała:

– Z rana Bolesław Prus wyszedł i mówi "gdzie jest Wicia? Poproście ją". Przylecieli mnie zawołać, żebym przyszła przed oficynę. "Moje dziecko", mówi, "ja tu mam dla was cukierki. Weź tę torbę i między wszystkie dzieci podziel, żeby było po równo. I sobie też weź" – mówiła.

Gdy okazało się, że po rozdzieleniu zawartości torby nie zostało już nic dla Wici, wzruszony Prus wrócił po dodatkową porcję cukierków, tym razem przeznaczonych tylko dla dziewczynki.


Posłuchaj

Elżbieta Wielowieyska, córka właścicieli willi w Milanówku: Około 1910 roku wynajął u nas pokój Bolesław Prus. Pewnego dnia poprosił mnie do siebie. Na stole leżało coś czarnego i tajemniczego. To była maszyna do pisania (PR, 1988) 4:11
+
Dodaj do playlisty

 

Około 1910 roku, gdy zdrowie już nie pozwalało mu jeździć aż do Nałęczowa, Prus na miejsce wypoczynku wybrał podwarszawski Milanówek. Jego pobyty przywołała w Polskim Radiu Elżbieta Wielowieyska, córka właścicieli jednej z willi.

– Byłam wtedy bardzo małą dziewczynką. W okresie późnej wiosny lub wczesnego lata wynajął u nas pokój Bolesław Prus. Mieszkał u nas, ciesząc się ciszą, śpiewem ptaków, spokojem, gdyż tak wówczas tu było. Dojeżdżał prawie codziennie do Warszawy, ale zawsze wracał po południu. I przypominam sobie, że wracając, gdy zobaczył mnie bawiącą się w ogrodzie, podchodził z tajemniczą miną, jak zawsze cichy, skromny, w czarnych okularach, w czarnym kapeluszu, w ciemnym płaszczu, i mówił: "chodź dziecko, mam dla ciebie prezent z Warszawy" – opowiadała.

"Prezent" zawsze oznaczał "słodycze" - a to czekoladki z fabryki Fruzińskiego, a to "olbrzymią kieszeń" płaszcza po brzegi wypełnioną karmelkami (znów do podziału w większej grupie dzieci). Pisarz po prostu uwielbiał rozpieszczać maluchy słodkościami.

Posłuchaj

"W 1925 roku objęliśmy dozorstwo na Wilczej po dozorcy, który był tu przed nami przez 28 lat. Nazywał się Józef. A dzieci tego dozorcy bawiły się u Prusa w pokojach" (PR, 1982) 2:50
+
Dodaj do playlisty

 

Wujek Oleś

Nie wszystkie spotkania z Głowackim/Prusem były połączone z węglowodanowym podarunkiem, nie wszystkie też miały miejsce na prowincji. Autor "Faraona" podróżował niewiele i większość życia spędził w Warszawie, która była zarówno jego domem, jak i tematem twórczości beletrystycznej i dziennikarskiej.

Antoni Słonimski, przyszły poeta i prozaik, zobaczył pisarza tylko raz, gdy ten zwracał książkę jego ojcu Stanisławowi Słonimskiemu. Słonimski senior był lekarzem, serdecznym przyjacielem Prusa, który miał wzorować na nim postać doktora Szumana w "Lalce". Nieco dłużej rozmawiał z Prusem nastoletni Edward Kozikowski, w dorosłości także pisarz. Miał on okazję szczegółowo omówić z autorem pewne wątki "Placówki", która wstrząsnęła młodym czytelnikiem.

– Historia Maćka Owczarza, który okazał tyle serca porzuconemu dziecku wpółobłąkanej Zośki, rozrzewniła mnie do tego stopnia, żem długo w noc po przeczytaniu książki nie mógł zasnąć – opowiadał poeta w 1971 roku.


Posłuchaj

Antoni Słonimski o swoim krótkim spotkaniu z Bolesławem Prusem (PR, 1972 ) 1:00
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Edward Kozikowski o poznaniu Bolesława Prusa i rozmowach z pisarzem (PR, 1971) 3:35
+
Dodaj do playlisty

  

Najwięcej wspomnień o Aleksandrze Głowackim zachowały jego dwie siostrzenice - Wanda Ciszewska i Maria Bądzyńska, które w pierwszych latach XX wieku przyjechały do Warszawy uczyć się w żeńskiej pensji. Były wtedy nastolatkami i wiele razy spotykały się z "wujkiem Olesiem", jak go pieszczotliwie nazywały.

Ich nagrane dla Polskiego Radia opowieści są najlepszym dowodem na to, że Prus słodycze rezerwował wyłącznie dla najmłodszych. Nie pada tam ani jedno słowo na ten temat. Mało tego - wuj nie zabierał dorastających panien nawet do teatru i do kawiarni. Jako wielkie wydarzenia zapamiętały one wspólną wycieczkę do zoo oraz wizytę w iluzjonie.


Posłuchaj

Wanda Ciszewska, siostrzenica Bolesława Prusa: w swoim gabinecie zawsze był przy biurku, przy stosie książek i gazet (PR, 1971) 11:44
+
Dodaj do playlisty

 

Najchętniej Prus zabierał siostrzenice na długie spacery po warszawskich ulicach i parkach, a podczas przechadzek omawiał z nimi poważne tematy. – Bardzo często mówił o lekcjach, o postępach, o tym, co się będzie w przyszłości robiło, jak się zapatrujemy na życie. Nigdy nic frywolnego, nigdy żadnego śmiechu nie było – wspominała Wanda Ciszewska, młodsza z sióstr.

W ogóle dziewczęta nie widziały, by wujek Oleś kiedykolwiek się śmiał. Zapamiętały tylko, że na jego twarzy często gościł uśmiech wyrozumiałości względem "wszystkich braków i przywar ludzkich". I choć nie raz widziały go w prywatnych sytuacjach, jak ubrany w "szlafroczek" zamykał się na dwa tygodnie w pokoju, by pisać powieść, choć podkreślały jego skromność i pewną nieśmiałość, to jednocześnie trudno było im spojrzeć na niego inaczej niż przez pryzmat jego wybitności.


Posłuchaj

Maria Bądzyńska: jak wyglądał wujek? Dla mnie to był zawsze starszy pan w czarnych okularach (PR, 1971) 2:54
+
Dodaj do playlisty

 

– Byłam bardzo skrępowana – mówiła starsza Maria Bądzyńska o wspólnym spacerach z Bolesławem Prusem. – Siostra jeszcze nie czuła, że wujek jest wielki. A ja już czytałam "Faraona", i to nie raz, więc czułam się jakaś taka nieswoja, że z tak wielkim człowiekiem idę razem. Myślałam: "o czym ja będę mówiła, o co mam go pytać?" – opowiadała.

***

Więcej wspomnień i opowieści o skomplikowanym i tragicznym życiu Aleksandra Głowackiego, a także refleksji twórców literatury i literaturoznawców na temat oryginalnej twórczości Bolesława Prusa znaleźć można w serwisie specjalnym prus.polskieradio.pl.


Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski

Polecane

Wróć do strony głównej