Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku. "Manifestacja sprzeciwu wobec niemieckiej agresji"
Niemcy mieli kilkukrotną przewagę liczebną i lepsze uzbrojenie. Przeprowadzili trzy szturmy, wykorzystali artylerię, wóz pancerny i ładunki wybuchowe, ale dopiero podpalenie budynku zmusiło obrońców do kapitulacji. 1 września 1939 roku miała miejsce obrona Poczty Polskiej w Gdańsku.
2025-09-01, 08:00
To jeden z najbardziej znanych symboli bohaterskiego oporu Polaków wobec niemieckiej agresji we wrześniu 1939 roku. Ze względu na przeważające siły wroga, obrona placówki była z góry skazana na porażkę. Mimo to, polscy pocztowcy postanowili podjąć nierówną walkę z agresorem.
Zdaniem historyka dra Jana Daniluka, decyzję o obronie Poczty Polskiej „należy rozpatrywać nie tylko w kategoriach wojskowych, ale także – a może i przede wszystkim – w politycznych". Badacz uważa, że "1 września 1939 r. polscy urzędnicy państwowi zamanifestowali swój sprzeciw, stawiając czynny, i jak się okazało, początkowo skuteczny opór wobec bezprawnej agresji niemieckiej. Zapłacili za to najwyższą cenę".
Wolne Miasto Gdańsk
Cofnijmy się jednak o 20 lat. Walki o budynek poczty rozegrały się na terenie Wolnego Miasta Gdańska, quasi-państwowego tworu, powstałego po I wojnie światowej, jako kompromis między Polską a Niemcami. Gdańsk znajdował się w obszarze celnym Rzeczypospolitej, która miała prawo prowadzić politykę międzynarodową w jego imieniu.
Wolne Miasto Gdańsk (obejmujące również pobliskie miejscowości, w tym Sopot) zamieszkane było w zdecydowanej większości przez ludność niemiecką. Polacy, choć stanowili ok. 10 proc. mieszkańców, dysponowali własnymi urzędami, szkołami, koleją. Funkcjonowało też polskie harcerstwo i kluby sportowe.
Polscy mieszkańcy Wolnego Miasta mieli też przywilej posiadania służby pocztowej. Poczta Polska w Gdańsku posiadała status placówki rządowej, a urzędy pocztowe miały charakter jednostek eksterytorialnych. Na terenie Gdańska istniały trzy takie placówki, najważniejszą był Polski Urząd Pocztowo-Telegraficzny nr 1 przy Heveliusplatz. Zajmował on jedno skrzydło gmachu w kształcie litery L. W drugim mieścił się komisariat gdańskiej policji i Krajowy Urząd Pracy.

Przygotowania do obrony
Istnienie Wolnego Miasta Gdańska było w okresie międzywojennym zarzewiem antagonizmów między Polską a Niemcami. Żądania przyłączenia tworu do III Rzeszy nasiliły się zwłaszcza w ostatnich miesiącach przed wybuchem II wojny światowej. Naziści cieszyli się w Gdańsku ogromnym poparciem niemieckiej ludności, która coraz bardziej uprzykrzała życie polskim sąsiadom. Szczególnie narażeni na szykany i przemoc byli pocztowcy, którzy przemierzali ulice miasta w polskich mundurach.
W związku z napiętą sytuacją, Polacy wprowadzili w życie przygotowane wcześniej plany działalności konspiracyjnej. Ta miała się opierać zwłaszcza na pocztowcach, pośród których wielu było rezerwistami Wojska Polskiego. Głównym punktem oporu miał być gmach Poczty Polskiej przy Heveliusplatz.
Obronność budynku wzmocniono przemyconą bronią. Sprowadzono też nowych pracowników, mających za sobą przeszkolenie wojskowe lub służbę w armii. W kwietniu 1939 roku do placówki przybył też oficer rezerwy, doświadczony w prowadzeniu działalności dywersyjnej i wywiadowczej, Konrad Guderski, który miał dowodzić obroną gmachu.
Wiosną i latem 1939 roku coraz wyraźniejsze stały się przygotowania Niemców do wojny. Miejscowe służby współpracowały z Wehrmachtem, do Gdańska sprowadzano niemieckich rekrutów i oficerów, budynki publiczne przemianowywano na koszary. Wzmogły się także ataki na polskich pocztowców, którzy, w obawie o swoje bezpieczeństwo, przez ostatnie dni przed wybuchem wojny nie wracali do domów, ale mieszkali w budynku poczty.
"Niemcy pruli we wszystkie okna"
Wieczorem 31 sierpnia 1939 roku odesłano do domów wszystkie kobiety pracujące w urzędzie przy Heveliusplatz. Na miejscu pozostało mniej niż 60 osób. Kilka godzin później Niemcy rozpoczęli przygotowania do natarcia na gmach, zamknęli pobliskie ulice, sformowali oddziały i odcięli w budynku prąd i łączność. Plan ataku przygotowany został kilka tygodni wcześniej. W akcji udział wzięło ok. 180 policjantów i nieznana liczba esesmanów.
Pierwsze strzały padły tuż po salwie oddanej przez pancernik Schleswig-Holstein. Na sygnał ręcznego dzwonka alarmowego pocztowcy otrzymali broń i zaczęli obronę gmachu. - Na wszystkie piętra były wystawione niemieckie karabiny maszynowe i we wszystkie okna [Niemcy] pruli. Bez wezwania do poddania się – wspominał w archiwalnej radiowej audycji jeden z uczestników obrony Franciszek Mielewczyk.
Posłuchaj
Do ataku ruszyły trzy grupy uderzeniowe, dwie zostały odparte silnym ogniem karabinów maszynowych, pistoletów, granatów. Jednej grupie udało się wysadzić w powietrze drzwi od magazynu z paczkami, nazywanego paczkarnią. - Mieli przygotowaną taką rampę, dzięki której przeskoczyli przez płot, wysadzili dynamitem drzwi i wdarli się do paczkarni – słyszymy w audycji.
Doszło do zaciętej wymiany ognia, w wyniku której napastnicy musieli się wycofać. Niemcy ponieśli większe straty niż Polacy, ale obrońcy stracili swojego dowódcę.
- Konrad Guderski zbiegł z piętra, przyniósł nam granaty i wtedy zauważyłem, że był zapaleńcem – wspominał z kolei Władysław Milewczyk. - Mówił, żeby nie ustępować, żeby bronić naszego honoru, że zwyciężymy. Wydaje mi się, że przez to, że był tak zapalony do walki i tak bohatersko postępował, zapomniał się skryć i zginął.
- "Silni, zwarci, gotowi". Polska propaganda w przededniu II wojny światowej
- 1 września 1939. Przytłaczający atak. Dlaczego przegraliśmy wojnę 1939 roku?
- Wieluń. Bestialska zbrodnia u progu II wojny światowej
Trzy szturmy to za mało
Mimo śmierci Guderskiego pocztowcy podjęli decyzję o dalszej walce. Dowództwo przejął Alfons Flisykowski. Nastąpiła kilkugodzinna przerwa w działaniach. Niemcy wzywali obrońców do poddania się. Gdy apele te pozostały bez odpowiedzi, przystąpiono do ostrzału artyleryjskiego za pomocą dwóch działek i haubicy.
Po kanonadzie, koło południa, Niemcy rozpoczęli drugi szturm pod osłoną wozu pancernego. Atak ponownie zakończył się niepowodzeniem, napastnicy ponieśli kolejne straty, a do tego uszkodzeniu uległ wóz pancerny.
Znowu nastąpiła kilkugodzinna przerwa w walce. W jej trakcie saperzy podłożyli ładunki wybuchowe, by wysadzić ścianę łączącą pocztę z komisariatem policji. Po detonacji i kolejnym ostrzale artyleryjskim, który zmusił obrońców do zajęcia stanowisk w piwnicy, Niemcy przystąpili do trzeciego szturmu. Obrońcy po raz kolejny odparli atak nieprzyjaciela. Niemcy wprawdzie zajęli wyższe kondygnacje gmachu, ale pocztowcy nie zamierzali się poddać.
Późnym popołudniem niemieckie dowództwo podjęło decyzję o podpaleniu budynku. Strażacy wpompowali do piwnic paliwo, które zapalono detonacją granatu. W wyniku pożaru zginęło czterech obrońców, kolejnych sześć osób (w tym dozorca budynku i jego 10-letnia wychowanica) zmarło później w wyniku poparzeń. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że obrońcy postanowili się poddać.
Budynek jako pierwszy opuścił dyrektor placówki i mimo że niósł białą flagę, Niemcy go zastrzelili. Zabity został także naczelnik, który wyszedł jako drugi. Według relacji świadków, został podpalony miotaczem ognia. Dopiero kolejni Polacy opuszczający gmach zostali ujęci. W wyniku zamieszania sześciu pocztowców podjęło próbę ucieczki. Czterech zdołało zbiec i przeżyło wojnę, dwóch – w tym Alfons Flisykowski – zostało schwytanych. Wojnę przeżyła również żona dozorcy.

Aresztowanych 39 obrońców Niemcy potraktowali z pogwałceniem konwencji wojennych, a nawet własnego prawa. Jeszcze we wrześniu sąd polowy skazał ich na karę śmierci za prowadzenie działań partyzanckich. Zarzut ten nie był zgodny z faktami.
Poza tym niemiecki sąd polowy wyrok śmierci mógł wydać tylko wobec osób, które działały przeciw Wehrmachtowi, a nie jednostkom policji i SS. Dodatkowo do listopada 1939 roku wciąż obowiązywał kodeks karny Wolnego Miasta Gdańska, który w ogóle nie przewidywał kary śmierci.
Wyrok poprzez rozstrzelanie na 38 obrońcach Poczty Polskiej wykonano 5 października 1939 roku. Ostatni pocztowiec został zamordowany przez Niemców dwa miesiące później. Odpowiedzialni za ten mord sądowy dwaj niemieccy prawnicy nigdy nie ponieśli odpowiedzialności. Po wojnie pracowali na wysokich stanowiskach i zmarli nie niepokojeni przez wymiar sprawiedliwości w latach 70.
Źródła: Polskie Radio/Tomasz Horsztyński
J. Daniluk, Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku