"Spełniona przepowiednia". Oni przed wojną przeczuli to, co ma nadejść
Każdy z nich na swój sposób zapowiadał, że apokalipsa nadejdzie. W 1. poł. XX w. takie katastroficzne myślenie nie było czymś wyjątkowym – choć wizje tej katastrofy bywały różne. Oto trójka wybranych polskich międzywojennych "proroków końca".
2025-09-09, 07:50
Trójkę tę – filozofa i poetów – łączy przeświadczenie o nadchodzącym, mniej lub bardziej nazwanym, zagrożeniu. Dla nas, patrzących z perspektywy czasu, przewidywania te spełniły się 1 września 1939 roku. Dla tych przedwojennych katastrofistów groza majacząca na horyzoncie miała różne oblicza. Bardzo często jednak te mroczne wizje przybierały kształty wojennej pożogi. Nic zresztą dziwnego – w latach 30. XX w., zwłaszcza po dojściu Hitlera do władzy, nad Europą z roku na rok zbierały się coraz ciemniejsze chmury.
Apokalipsa rozszyfrowana
Prof. Marian Zdziechowski spaceruje ulicami przedwojennego Wilna, myśli o "tragedii oszalałej i skazanej ludzkości". On jedyny widzi, co ma nadejść. Jego studentów zajmuje to, co zajmuje od zawsze młodych ludzi: chodzą na bale, słuchają tanga "Jak pantera w złotej klatce", przeżywają pierwsze miłości.
Takie wspomnienie o profesorze pozostawił jeden z słuchaczy jego wykładów – Czesław Miłosz. Któregoś dnia krewny przyszłego noblisty – francuski poeta Oskar Miłosz – przesłał mu z Paryża dwa egzemplarze swojej książki "L'Apocalypse de saint Jean déchiffrée" ("Apokalipsa św. Jana rozszyfrowana") z prośbą o wręczenie w Wilnie tych tekstów komuś odpowiedniemu. Dzieło z "Apokalipsą" w tytule Czesław Miłosz przekazał jednemu z rabinów oraz prof. Marianowi Zdziechowskiemu – literaturoznawcy i filozofowi. Prorokowi końca świata.

"Europa jak cmentarz"
"Stoimy w obliczu końca historii. Dzień każdy świadczy o zastraszających postępach dżumy moralnej, która od Rosji sowieckiej pędząc, zagarnia wszystkie kraje, wżera się w organizmy wszystkich narodów, wszędzie procesy rozkładowe wszczyna, w odmętach zgnilizny i zdziczenia pogrąża", pisał Marian Zdziechowski w swoim przedostatnim, wydanym w 1937 roku, dziele "W obliczu końca".
Ten uczony, osoba ceniona i znana w całej ówczesnej Rzeczpospolitej, był namiętnym krytykiem komunizmu i nacjonalizmu. A jednocześnie: tym, którzy widzieli w wielkich ideologiach swojego czasu ogromne zagrożenie dla Europy. Za "początek końca" zaś uznawał wybuch I wojny światowej.
"Gdy jestem w Europie", notował Marian Zdziechowski w jednym z dzieł, "doznaję uczucia, jak gdybym przechadzał się po pięknych alejach cmentarza, na którym każdy kamień przypomina mi, że 1 sierpnia 1914 r. cywilizacja zakończyła życie swoje".
Nieliczni, którzy to przeczuwają
Wileński myśliciel zapowiadał nieuchronną katastrofę, a "na rozpacz, która ogarnęła Europę w latach czterdziestych, nie potrzebował czekać – ona była w nim już na wiele lat przedtem" (jak pisał Miłosz). "Należę do tych, zdaje się nielicznych, którzy bardzo wyraźnie słyszą huk nadchodzącej nawałnicy", przyznawał Marian Zdziechowski.
Los oszczędził mu unaocznienia tragicznych przewidywań. Marian Zdziechowski zmarł na rok przed wybuchem II wojny. "Umarłeś w samą porę, twoi przyjaciele szeptali kiwając głowami: "Ależ miał szczęście!". / Spełniona przepowiednia, cokolwiek dotychczas trwało, zatonęło, tylko wieże kościelne sterczały chwilę nad otchłanią", czytamy w późnym, pięknym wierszu Czesława Miłosza poświęconemu temu "filozofowi rozpaczy".
Katastrofa na horyzoncie
– Katastrofiści mieli sporo racji – mówił w Polskim Radiu Jerzy Zagórski, poeta (rocznik 1907), w którego młodzieńczych tekstach znaleźć można wizje jak ze złego snu. Termin "katastrofiści" nie pojawił się tu przypadkowo: tak określono ogół tendencji w kulturze 1. poł. XX w. oddających w przeróżny sposób przekonanie o kryzysie europejskiej cywilizacji, o zagrożeniach Europie zagrażających.
W międzywojennej poezji polskiej katastrofizm objawił się chyba najpełniej w twórczości tych, którzy współtworzyli wileńską grupę poetycką Żagary. Obok Czesława Miłosza czy Teodora Bujnickiego żagarystą był również Jerzy Zagórski. W 1934 roku opublikował on tomik o wiele znaczącym tytule "Przyjście wroga".
– W okresie żagarystowskim najwyraźniejszą wspólną cechą moją i moich wileńskich kolegów był katastrofizm. O tym, że i jak hołdowałem temu kierunkowi, świadczy moja druga książka, poemat "Przyjście wroga" – opowiadał Jerzy Zagórski.

Zło od strony Kaukazu
Jak na katastrofistów przystało, poeta w "Przyjściu wroga" przedstawił mroczną, apokaliptyczną wizję zagłady: ogromne wojska płyną ze strony Kaukazu, na niezmierzonych azjatyckich stepach kłębią się ludzkie masy, rodzi się człowiek-potwór. Nadchodzi, zgodnie z "Apokalipsą", Antychryst, który zmierzy się z Bogiem.
Wszystko to przedstawione w surrealistycznym, onirycznym (zatem zbliżonym do sennych widziadeł) stylu. – Była to książka z dosyć mglistą fabułą, w poetyce nadrealizmu. Teraz większy nacisk kładę na tematyczną przejrzystość. Dziś patrzę z dużego dystansu na te sprawy – przyznawał w latach 50. Jerzy Zagórski o tej swojej młodzieńczej, zaznaczonej wizją zbliżającej się nieuchronnie katastrofy twórczości.
"Pierwszy polski katastrofista"
Kolejnym polskim twórcą, którego w jakimś sensie można uznać za herolda "końca świata", był Władysław Sebyła.
– Sebyłę nazywa się katastrofistą przed katastrofizmem. Jego idee wyprzedzały to, co znalazło się w twórczości jego rówieśników, a przede wszystkim Miłosza – tłumaczył w Polskim Radiu literaturoznawca Tadeusz Lewandowski. Zresztą, mianem "pierwszego polskiego katastrofisty" określił tego poetę już w 1939 roku Gustaw Herling‑Grudziński, wówczas młody krytyk literacki.
Kim był Władysław Sebyła? Redagował pismo literackie "Kwadryga", w latach 1935-1939 kierował działem krytyki wydawnictw poetyckich w Polskim Radiu, prowadził audycje poświęcone nowej poezji. No i pisał wiersze.

Koniec świata już tu jest
– W jego poezji napotykamy ból istnienia i głód wieczności. To go zbliża do twórców Młodej Polski: wadzenie się z Bogiem czy też z nieporządkiem wszechrzeczy – opowiadał w archiwalnej radiowej audycji krytyk literacki Tomasz Burek. Jak dodawał, młodopolskie (ale i romantyczne z ducha) były tu też bluźnierstwa rzucane w milczącą pustkę niebios, wizja świata zimnego, martwego, nieprzychylnego człowiekowi. Świata bez Boga.
W "Młynach. Sonacie nieludzkiej" Władysława Sebyły, pisała prof. Teresa Wilkoń, "koniec świata już się dokonał". A przedstawiona tu zagłada "ma wymiar kosmiczny".
Po 1 września 1939 roku apokalipsa się wypełniła. Władysław Sebyła jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany, walczył w wojnie obronnej. Po agresji ZSRR na Polskę dostał się do sowieckiej niewoli. Przetrzymywano go w obozie oficerskim w Starobielsku. Zginął w kwietniu 1940 roku rozstrzelany przez NKWD.
Źródło: Polskie Radio/jp
Czesław Miłosz, "To", Kraków 2000; tegoż, "Metafizyczna pauza", Kraków 1989; Lidia Banowska, "Rozpacz i pragnienie cudu. Miłosz wobec Zdziechowskiego", "Porównania", 2012/10; Teresa Wilkoń, "Katastrofizm w poezji polskiej w latach 1930-1939: szkice literackie", Katowice 2016.