"Spełniona przepowiednia". Oni przed wojną przeczuli to, co ma nadejść

Każdy z nich na swój sposób zapowiadał, że apokalipsa nadejdzie. W 1. poł. XX w. takie katastroficzne myślenie nie było czymś wyjątkowym – choć wizje tej katastrofy bywały różne. Oto trójka wybranych polskich międzywojennych "proroków końca".

2025-09-09, 07:50

"Spełniona przepowiednia". Oni przed wojną przeczuli to, co ma nadejść
Fragment jednej z ilustracji do "Apokalipsy św. Jana" autorstwa Albrechta Dürera w szkle powiększającym. Wystawa z cyklu "Między słowami" w Muzeum Narodowym w Gdańsku, 2016 r.Foto: PAP/Roman Jocher

Trójkę tę – filozofa i poetów – łączy przeświadczenie o nadchodzącym, mniej lub bardziej nazwanym, zagrożeniu. Dla nas, patrzących z perspektywy czasu, przewidywania te spełniły się 1 września 1939 roku. Dla tych przedwojennych katastrofistów groza majacząca na horyzoncie miała różne oblicza. Bardzo często jednak te mroczne wizje przybierały kształty wojennej pożogi. Nic zresztą dziwnego – w latach 30. XX w., zwłaszcza po dojściu Hitlera do władzy, nad Europą z roku na rok zbierały się coraz ciemniejsze chmury.

Apokalipsa rozszyfrowana

Prof. Marian Zdziechowski spaceruje ulicami przedwojennego Wilna, myśli o "tragedii oszalałej i skazanej ludzkości". On jedyny widzi, co ma nadejść. Jego studentów zajmuje to, co zajmuje od zawsze młodych ludzi: chodzą na bale, słuchają tanga "Jak pantera w złotej klatce", przeżywają pierwsze miłości.

Takie wspomnienie o profesorze pozostawił jeden z słuchaczy jego wykładów – Czesław Miłosz. Któregoś dnia krewny przyszłego noblisty – francuski poeta Oskar Miłosz – przesłał mu z Paryża dwa egzemplarze swojej książki "L'Apocalypse de saint Jean déchiffrée" ("Apokalipsa św. Jana rozszyfrowana") z prośbą o wręczenie w Wilnie tych tekstów komuś odpowiedniemu. Dzieło z "Apokalipsą" w tytule Czesław Miłosz przekazał jednemu z rabinów oraz prof. Marianowi Zdziechowskiemu – literaturoznawcy i filozofowi. Prorokowi końca świata.

Marian Zdziechowski, 1933 r. Fot. NAC Marian Zdziechowski, 1933 r. Fot. NAC

"Europa jak cmentarz"

"Stoimy w obliczu końca historii. Dzień każdy świadczy o zastraszających postępach dżumy moralnej, która od Rosji sowieckiej pędząc, zagarnia wszystkie kraje, wżera się w organizmy wszystkich narodów, wszędzie procesy rozkładowe wszczyna, w odmętach zgnilizny i zdziczenia pogrąża", pisał Marian Zdziechowski w swoim przedostatnim, wydanym w 1937 roku, dziele "W obliczu końca".

Ten uczony, osoba ceniona i znana w całej ówczesnej Rzeczpospolitej, był namiętnym krytykiem komunizmu i nacjonalizmu. A jednocześnie: tym, którzy widzieli w wielkich ideologiach swojego czasu ogromne zagrożenie dla Europy. Za "początek końca" zaś uznawał wybuch I wojny światowej.

"Gdy jestem w Europie", notował Marian Zdziechowski w jednym z dzieł, "doznaję uczucia, jak gdybym przechadzał się po pięknych alejach cmentarza, na którym każdy kamień przypomina mi, że 1 sierpnia 1914 r. cywilizacja zakończyła życie swoje".

Nieliczni, którzy to przeczuwają

Wileński myśliciel zapowiadał nieuchronną katastrofę, a "na rozpacz, która ogarnęła Europę w latach czterdziestych, nie potrzebował czekać – ona była w nim już na wiele lat przedtem" (jak pisał Miłosz). "Należę‎ ‎do tych,‎ ‎zdaje‎ ‎się‎ ‎nielicznych,‎ ‎którzy‎ ‎bardzo‎ ‎wyraźnie‎ ‎słyszą‎ ‎huk nadchodzącej‎ ‎nawałnicy", przyznawał Marian Zdziechowski.

Los oszczędził mu unaocznienia tragicznych przewidywań. Marian Zdziechowski zmarł na rok przed wybuchem II wojny. "Umarłeś w samą porę, twoi przyjaciele szeptali kiwając głowami: "Ależ miał szczęście!". / Spełniona przepowiednia, cokolwiek dotychczas trwało, zatonęło, tylko wieże kościelne sterczały chwilę nad otchłanią", czytamy w późnym, pięknym wierszu Czesława Miłosza poświęconemu temu "filozofowi rozpaczy".

Katastrofa na horyzoncie 

– Katastrofiści mieli sporo racji – mówił w Polskim Radiu Jerzy Zagórski, poeta (rocznik 1907), w którego młodzieńczych tekstach znaleźć można wizje jak ze złego snu. Termin "katastrofiści" nie pojawił się tu przypadkowo: tak określono ogół tendencji w kulturze 1. poł. XX w. oddających w przeróżny sposób przekonanie o kryzysie europejskiej cywilizacji, o zagrożeniach Europie zagrażających.

W międzywojennej poezji polskiej katastrofizm objawił się chyba najpełniej w twórczości tych, którzy współtworzyli wileńską grupę poetycką Żagary. Obok Czesława Miłosza czy Teodora Bujnickiego żagarystą był również Jerzy Zagórski. W 1934 roku opublikował on tomik o wiele znaczącym tytule "Przyjście wroga".

– W okresie żagarystowskim najwyraźniejszą wspólną cechą moją i moich wileńskich kolegów był katastrofizm. O tym, że i jak hołdowałem temu kierunkowi, świadczy moja druga książka, poemat "Przyjście wroga" – opowiadał Jerzy Zagórski.

Żagary: miesięcznik idącego Wilna poświęcony sztuce, 1931, nr 3 (wrzesień). Strona z m.in. wierszem Jerzego Zagórskiego. Fot. Polona/domena publiczna Żagary: miesięcznik idącego Wilna poświęcony sztuce, 1931, nr 3 (wrzesień). Strona z m.in. wierszem Jerzego Zagórskiego. Fot. Polona/domena publiczna

Zło od strony Kaukazu

Jak na katastrofistów przystało, poeta w "Przyjściu wroga" przedstawił mroczną, apokaliptyczną wizję zagłady: ogromne wojska płyną ze strony Kaukazu, na niezmierzonych azjatyckich stepach kłębią się ludzkie masy, rodzi się człowiek-potwór. Nadchodzi, zgodnie z "Apokalipsą", Antychryst, który zmierzy się z Bogiem.

Wszystko to przedstawione w surrealistycznym, onirycznym (zatem zbliżonym do sennych widziadeł) stylu. – Była to książka z dosyć mglistą fabułą, w poetyce nadrealizmu. Teraz większy nacisk kładę na tematyczną przejrzystość. Dziś patrzę z dużego dystansu na te sprawy – przyznawał w latach 50. Jerzy Zagórski o tej swojej młodzieńczej, zaznaczonej wizją zbliżającej się nieuchronnie katastrofy twórczości.

"Pierwszy polski katastrofista"

Kolejnym polskim twórcą, którego w jakimś sensie można uznać za herolda "końca świata", był Władysław Sebyła.

– Sebyłę nazywa się katastrofistą przed katastrofizmem. Jego idee wyprzedzały to, co znalazło się w twórczości jego rówieśników, a przede wszystkim Miłosza – tłumaczył w Polskim Radiu literaturoznawca Tadeusz Lewandowski. Zresztą, mianem "pierwszego polskiego katastrofisty" określił tego poetę już w 1939 roku Gustaw Herling‑Grudziński, wówczas młody krytyk literacki.

Kim był Władysław Sebyła? Redagował pismo literackie "Kwadryga", w latach 1935-1939 kierował działem krytyki wydawnictw poetyckich w Polskim Radiu, prowadził audycje poświęcone nowej poezji. No i pisał wiersze.

Władysław Sebyła. Polskie Radio/grafika na podstawie wikimedia/domena publiczna/fragm. wiersza Wł. Sebyły "I znowu tupot nóg sołdackich..." Władysław Sebyła. Polskie Radio/grafika na podstawie wikimedia/domena publiczna/fragm. wiersza Wł. Sebyły "I znowu tupot nóg sołdackich..."

Koniec świata już tu jest

– W jego poezji napotykamy ból istnienia i głód wieczności. To go zbliża do twórców Młodej Polski: wadzenie się z Bogiem czy też z nieporządkiem wszechrzeczy – opowiadał w archiwalnej radiowej audycji krytyk literacki Tomasz Burek. Jak dodawał, młodopolskie (ale i romantyczne z ducha) były tu też bluźnierstwa rzucane w milczącą pustkę niebios, wizja świata zimnego, martwego, nieprzychylnego człowiekowi. Świata bez Boga.

W "Młynach. Sonacie nieludzkiej" Władysława Sebyły, pisała prof. Teresa Wilkoń, "koniec świata już się dokonał". A przedstawiona tu zagłada "ma wymiar kosmiczny".

Po 1 września 1939 roku apokalipsa się wypełniła. Władysław Sebyła jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany, walczył w wojnie obronnej. Po agresji ZSRR na Polskę dostał się do sowieckiej niewoli. Przetrzymywano go w obozie oficerskim w Starobielsku. Zginął w kwietniu 1940 roku rozstrzelany przez NKWD.

Źródło: Polskie Radio/jp

Czesław Miłosz, "To", Kraków 2000; tegoż, "Metafizyczna pauza", Kraków 1989; Lidia Banowska, "Rozpacz i pragnienie cudu. Miłosz wobec Zdziechowskiego", "Porównania", 2012/10; Teresa Wilkoń, "Katastrofizm w poezji polskiej w latach 1930-1939: szkice literackie", Katowice 2016. 

Polecane

Wróć do strony głównej