Kim był kapitan Andrzej Ułasiewicz - bohater czy winny tragedii "Heweliusza"?

Andrzej Ułasiewicz był doświadczonym oficerem, który od lat dowodził "Heweliuszem" i dobrze znał Morze Bałtyckie. W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 r. stanął jednak przed decyzją, która na zawsze zapisała się w historii polskiej żeglugi. Wiedział, że prom ma opóźnienie i problemy techniczne, a mimo to wypłynął. Gdy sztorm przerodził się w huragan, Ułasiewicz pozostał na mostku do końca, kierując ewakuacją załogi.

2025-11-05, 13:55

Kim był kapitan Andrzej Ułasiewicz - bohater czy winny tragedii "Heweliusza"?
Katastrofa promu "Jan Heweliusz" na Bałtyku. Foto: PAP/Jerzy Undro

Kapitan Andrzej Ułasiewicz musiał podjąć trudną decyzję

Kapitan Andrzej Ułasiewicz dowodził promem "Jan Heweliusz" od 1987 r. Był absolwentem Szkoły Morskiej w Gdyni, miał na koncie setki rejsów na trasie Świnoujście-Ystad. W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 r., kiedy doszło do katastrofy i prom zatonął, Ułasiewicz pozostał na mostku kapitańskim do końca, a wraz z nim pierwszy oficer Roger Janick i trzeci oficer Janusz Lewandowski.

Huragan uderzył w burtę statku, powodując niebezpieczny przechył. Załoga próbowała ratować sytuację, korzystając z wadliwego systemu balastowego, a według relacji ocalałych zmniejszono prędkość i próbowano ustawić prom dziobem do wiatru. To jednak tylko pogłębiło przechył. Nie jest jasne, kto wydał te polecenia. W śledztwie pojawiały się sprzeczne wersje: jedne wskazywały na kapitana Andrzeja Ułasiewicza, inne na trzeciego oficera Janusza Lewandowskiego, który pełnił nocną wachtę.

Przebieg akcji ratowniczej. Zginęła prawie cała załoga

O godz. 4.35 zgłoszono przechył o 30 stopni, a po chwili 70-stopniowy i sygnał "Mayday". W trakcie katastrofy to kapitan Andrzej Ułasiewicz podjął decyzję alarmie i opuszczeniu promu, gdy przechył jednostki gwałtownie narastał. O godz. 5.12 "Heweliusz" przewrócił się na burtę i zatonął w rejonie Ławicy Orlej. Jego działania w toku ogromnego kryzysu budzą zarówno szacunek, jak i kontrowersje, bo późniejsze ustalenia wskazywały także na błędy człowieka i systemu.

Czytaj także:

Część załogi dotarła do tratw ratunkowych, ale większość nie miała kombinezonów ochronnych. Nad statkiem pojawiły się śmigłowce, ale wielu nie było już w stanie złapać za liny ratunkowe. Kilka osób wpadło też do wody, bo śmigłowiec przypadkiem wywrócił tratwę. W katastrofie promu "Heweliusz" zginęło 55 osób, w tym 20 marynarzy i 35 pasażerów. Uratowało się jedynie dziewięć osób. 

Czy prom "Heweliusz" powinien wpłynąć?

Według raportów prom "Heweliusz" wypłynął ze Świnoujścia z ok. 2-godzinnym opóźnieniem z powodu remontu furty rufowej. Warunki pogodowe miały być wymagające (wiatr w porywach do 12 stopni Beauforta), ale nie wyjątkowe dla zimowego Bałtyku. Kapitan Ułasiewicz dowodził jednostką świadom tych okoliczności, ale postanowił nadrobić stracony czas, wybierając krótszą, lecz bardziej ryzykowną trasę otwartym morzem zamiast bezpieczniejszej drogi wzdłuż Rugii. Jak wspominali ocaleni w produkcji "Czarny serial. Heweliusz", Ułasiewicz nakazał również zwiększyć prędkość.

W licznych późniejszych analizach zrzucano na niego część winy: że nie zrezygnował z wypłynięcia, że podjął próbę manewru w trudnych warunkach. Jednak autor reportażu "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku" Adam Zadworny przypomniał, że kapitan nie był "nieodpowiedzialnym ryzykantem". Tej samej nocy rejs odbyły inne polskie promy w podobnych warunkach i dotarły do portów. Decyzja o wypłynięciu nie była więc jednoznacznie błędna, bo kluczowe okazały się dalsze czynniki.

Prom Jan Heweliusz przechylił się w porcie w Ystad Fot.: PAP/Jerzy Undro Prom Jan Heweliusz przechylił się w porcie w Ystad Fot.: PAP/Jerzy Undro

Techniczne usterki promu "Heweliusz"

Prom "Heweliusz" miał historię wielu problemów technicznych i eksploatacyjnych. Już w latach 70. zanotowano m.in. przechył o 35 stopni, który niemal doprowadził do zatonięcia. Po pożarze w 1986 r. do pokładu dodano kilkadziesiąt ton betonu, przez co środek ciężkości jednostki uległ zmianie. Podczas procesu stwierdzono, że w styczniu 1993 r., prom nie nadawał się do żeglugi: miał uszkodzoną furtę rufową i nieprzeprowadzone próby przechyłowe po remoncie. W tym kontekście decyzje kapitana i załogi były podejmowane w warunkach krytycznych, pod wpływem wad konstrukcyjnych.

Liczne procesy i postępowania. Co ustalono?

W wyniku katastrofy prowadzone były kolejne postępowania przed Izbami Morskimi w Szczecinie i Gdyni. W 1994 r. Izba Morska w Szczecinie uznała, że winę ponosi także kapitan za "serię błędów". Adam Zadworny, autor reportażu "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku" powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że "nie tylko wdowa po nim, ale też inne rodziny marynarzy i ocaleni członkowie załogi uważali, że zrobiono z niego kozła ofiarnego".

Czytaj także:

W 1996 r. Izba w Gdyni wydała wyrok stwierdzający, że 13 stycznia 1993 r. prom nie powinien wypłynąć, co zrzuca część odpowiedzialności na armatora i instytucje nadzoru. Jednak w 1999 r. Odwoławcza Izba Morska w Gdyni stwierdziła, że "ze względu na śmierć kapitana i innych osób, które były na mostku, oraz zaginięcie dziennika okrętowego, katastrofy nie da się już w pełni wyjaśnić". - Wszystko wskazuje na to, że jego śmierć to była jego dobrowolna i świadoma decyzja - mógł się ratować, ale tego nie zrobił. To postać bardzo dramatyczna, jedyny polski kapitan po II wojnie światowej, który wybrał honorową śmierć - tłumaczył Zadworny.

W 2005 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że polskie procedury były niesprawiedliwe, m.in. pominięto dowody i połączono funkcje śledcze i orzecznicze jednej osoby. Kapitan Andrzej Ułasiewicz zginął na służbie, co uniemożliwiło jego obronę, a całe śledztwo pozostawiło więcej pytań niż odpowiedzi.

Podcasty Polskiego Radia o katastrofie Heweliusza

Kulisy zatonięcia promu Jan Heweliusz - przy pomocy bezcennych nagrań z Archiwum Polskiego Radia i współczesnych relacji - bada Roman Czejarek. Podcastu "Heweliusz. Prawdziwa historia" można posłuchać na platformie podcastowej Polskiego Radia.

- To nie jest tylko historia o katastrofie morskiej. To opowieść o błędach, które doprowadziły do tragedii, ale też o ludzkiej odwadze, pamięci i potrzebie prawdy - mówi Roman Czejarek, autor podcastu. Dziennikarz Polskiego Radia jako młody reporter zajmował się tym tragicznym tematem – katastrofą, akcją ratunkową i późniejszym śledztwem i procesem.

Czytaj także:

W dniu premiery serialu Netflix "Heweliusz" ukazał się również podcast radiowej Trójki "12 000 dni: katastrofa promu Jan Heweliusz" autorstwa Anny Dudzińskiej, Michała Matusa, we współpracy z Zuzanną Olbinską.

Źródło: Polskie Radio/tw

Polecane

Wróć do strony głównej