Katastrofa Heweliusza. Co stało się z promami, które też płynęły tej feralnej nocy?
Tragicznej nocy 14 stycznia 1993 roku, kiedy zatonął MF Jan Heweliusz, na Bałtyku znajdowały się inne, duże polskie promy (oraz kilka mniejszych jednostek), które przetrwały potworny sztorm. W tym bliźniacza wersja statku - MF Mikołaj Kopernik, którym jeszcze niedawno (do 2008 roku) pływano po naszym morzu. Niektóre z nich uczestniczyły w akcji poszukiwania ofiar katastrofy. Jak potoczyły się losy tych promów?
2025-11-13, 17:20
MF Mikołaj Kopernik
"Jan Heweliusz" i "Mikołaj Kopernik" były niemal identyczne. Największą różnicę stanowił fakt, że ten drugi nie "dźwigał" ponad 100 ton betonu, które wylano na górny pokład "Heweliusza" po pożarze w połowie lat 80. (podczas remontu w niemieckiej stoczni). Mowa o warstwie betonu, która na pewno miała niekorzystny wpływ na stabilizację statku - i tak już posiadającego wady konstrukcyjne.
"Mikołaj Kopernik" miał zresztą podobne wady. Przede wszystkim był za wąski - mierzył 17 metrów szerokości, o kilka za mało, biorąc pod uwagę gabaryty promu. Tak jak "Heweliusz" - posiadał system korygujący przechyły. Chodzi o zbiorniki z wodą - wtłaczaną i wytłaczaną za pomocą specjalnych pomp. Prawdopodobnie załoga Heweliusza użyła go w feralną noc do zmiany kursu podczas sztormu; możliwe, że awaria tegoż systemu była elementem przesądzającym o katastrofie. W przypadku "Kopernika" istniała jednak istotna różnica - statek wyposażony był w system automatyczny, można było nim sterować z mostka kapitańskiego. "Heweliusz" dysponował starszą wersją, analogową, co oznacza, że marynarze musieli schodzić pod pokład (bez odpowiedniej łączności z kapitanem) i samodzielnie odkręcać zawory, regulujące przepływ wody w zbiornikach. Niemniej w obu przypadkach system ten należy rozpatrywać jako piętę achillesową.
Świnoujście, czerwiec 1978 roku. Baza Promów Morskich Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, z której MF Mikołaj Kopernik i MF Jan Heweliusz wypływały do Ystad w Szwecji. Fot. PAP/Jerzy Undro
- "Jan Heweliusz" był znacznie pogorszoną wersją promu "Mikołaj Kopernik". Te statki od początku sprawiały trudności. Przy silnych wiatrach przechylały się na jedną burtę. Ładunek (samochody i wagony kolejowe) nie znosi stałego przechyłu; ma tendencję do przesuwania się. Te promy, mimo problemów, jakie miały "od urodzenia", przechodziły jednak kolejne przeglądy - opowiadał kapitan żeglugi wielkiej Marek Bluś w podcaście Polskiego Radia "Heweliusz".
Wracając do korzeni - MF Mikołaj Kopernik powstał w 1974 r., w środku "dekady Gierka", w stoczni Trosvik Versted A/S w Norwegii. Był trzy lata starszy od "Heweliusza". Podobnie jak młodszy brat - mógł pomieścić 28 członków załogi i ponad 40 pasażerów. Na pokład zabierał zarówno wagony kolejowe i ciężarówki. "Mikołaj Kopernik" przez ponad 30 lat bez większych kłopotów pływał po Morzu Bałtyckim - najpierw dla Polskich Linii Oceanicznych, później wyodrębnionej z nich linii Euroafrica (obecnie spółka jest zarejestrowana na Cyprze), Unity Line (spółka utworzona przez polskich armatorów; obecnie również zarejestrowana na Cyprze). Od 2007 r. prom był czarterowany przez PKP Cargo. W międzyczasie - na początku pierwszej dekady nowego tysiąclecia - został zmodernizowany. Wiosną 2008 r. został sprzedany tureckiemu armatorowi Kolin Insaat Turizm Sanayi. Pod nową nazwą - Harput - pływał po Morzu Śródziemnym. W 2014 r. został sprzedany do tureckiej stoczni, w której statki są złomowane.
Świnoujście, luty 1978 roku. MF Mikołaj Kopernik w Bazie Promów Morskich Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Fot. PAP/Lech Zielaskowski MF Mikołaj Kopernik "zainaugurował reaktywowane w latach 70. kolejowe połączenie promowe między Polską a Szwecją" - podaje Portal Morski. Do tego zalicza się do jednego z "bardziej pracowitych" i "zasłużonych" polskich statków. Po Bałtyku pływał przez 34 lata.
MF Silesia
Tej samej - tragicznej - nocy, w kierunku Szwecji wypłynął prom MF Silesia. Kapitan Antoni Janusz, główny nawigator armatora Euroafrica przekazał - relacji tej można wysłuchać we wspomnianym podcaście "Heweliusz" autorstwa dziennikarza Polskiego Radia Romana Czejarka - że "Silesia" wyruszyła w rejs około 23.00, pół godziny przed "Heweliuszem". Jak ustalił Roman Czejarek, "Heweliusz" - który wyruszył w rejs z opóźnieniem, musiał zaś dotrzeć do Ystad w określonym terminie - płynął z dużą prędkością; załoga próbowała nadrobić stracony czas. Prom niebawem wyprzedził "Silesię", płynącą spokojnym, ekonomicznym tempem.
Czytaj także:
Gdy 14 stycznia nad ranem kapitan MF Jana Heweliusza, Andrzej Ułasiewicz, zgłaszał sygnał "mayday" - będący dramatycznym wołaniem o pomoc - Silesia była już daleko z tyłu. - Kapitan "Silesii" powiedział, że był kilkanaście mil za Heweliuszem. Opowiadał, że zerwał się huraganowy wiatr, wiejący z prędkością 35-37 m/s [około 130 km/h - red.]; morze było zupełnie białe i on [kapitan "Silesii"] miał kłopoty z manewrowaniem - słuchamy relacji w podcaście Romana Czejarka.
Szczecin, kwiecień 1979 roku. Prom MS Silesia. Fot. PAP/Jan Morek Prom MF Silesia był dwa lata młodszy od "Heweliusza". Powstał w 1979 roku w Stoczni Szczecińskiej na zamówienie Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Mierzył ponad 127 metrów długości (o metr więcej niż "Heweliusz") i ponad 19 metrów szerokości (ponad dwa metry więcej). Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu podaje, że "Silesia" pływała przede wszystkim na linii Gdańsk-Nynäshamn (Szwecja), mogąc zabrać na pokład tysiąc pasażerów i niemal 300 samochodów osobowych bądź 26 ciężarówek. Rejs trwał 19 godzin. "Pasażerowie mieli do dyspozycji 414 miejsc w kabinach (dwu i czteroosobowych). W trakcie rejsu mogli korzystać z nocnego klubu, restauracji, kawiarni oraz dyskoteki. W tamtym okresie dużym powodzeniem na promie cieszyły się sklepy wolnocłowe" - czytamy. "Silesia" jest siostrzanym promem MS Pomeranii.
"Silesia" pływała dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej do 2005 roku. Od PŻB odkupił ją grecki armator GA Ferries, który zmienił nazwę na MF Felicia. Prom nie pływał długo po Morzu Śródziemnym. Szybko bowiem odkupił go ukraiński armator Ukrferry. Pod nową nazwą - MF Yuzhnaya Palmyra - dawna "Silesia" obsługiwała trasę Odessa-Stambuł. Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu informuje, że w 2010 r. "skończyła się dobra passa promu". Sprzedano go wówczas "włosko-albańskiemu konsorcjum, gdzie pływał pod nazwą Adriatica I". Z kolei "trzy lata później statek został zatrzymany na Sycylii za długi armatora".
Po kilku latach przymusowego przestoju prom został wykupiony przez grecką firmę żeglugową European Seaways. W 2017 r. został wyczarterowany przez Ferry Strandfaraskip Landsins - armatora z Wysp Owczych. Minionego lata, dokładnie pod koniec sierpnia, został ponownie wyczarterowany na Wyspy Owcze (na okres 10 tygodni).
Pireus, początek 2017 roku. Prom Galaxy - dawna Silesia - wpływający do portu. Fot. YouTube/Pireas Piraeus/screen
"Prom MF Silesia zapisał się w pamięci pasażerów Polskiej Żeglugi Bałtyckiej w samych dobrych wspomnieniach. Przez 26 lat obsługiwał połączenia do Skandynawii, a większość z tego okresu przypadał na czas PRL. Był wtedy traktowany jako »okno na świat«" - podaje kołobrzeskie muzeum.
MF Nieborów
W rejonie katastrofy był także MF Nieborów. Prom płynął, podobnie jak MF Mikołaj Kopernik, z Ystad do Świnoujścia. Był starszy od wymienionych statków. Powstał w 1973 r. w stoczni Nobiskrug w Rendsburgu. Przez kilkanaście lat służył pod niemiecką banderą (armator Prinzen-Linie) jako Prinz Hamlet, obsługując trasę Hamburg-Harwich. W 1987 r. został sprzedany duńskiemu armatorowi (DFDS) i pływał na trasie Esbjerg-Newcastle. Jesienią 1988 r. statek krótko znajdował się w flocie szwedzkiej Stena Line, po czym - zaledwie po miesiącu - został odkupiony przez Polską Żeglugę Bałtycką. Obsługiwał trasy Świnoujście-Ystad, Świnoujście-Malmö i Gdańsk-Nynäshamn.
Świnoujście, kwiecień 1994 roku. Prom MF Nieborów w porcie. Fot. Jerzy Undro Miał ponad 118 metrów długości (mniej niż MF Jan Heweliusz i MF Mikołaj Kopernik) i ponad 18 metrów szerokości (nieco więcej niż wymienione promy). Na pokład mógł zabrać ponad tysiąc pasażerów. Po Bałtyku pływał do 2002 r. - został wówczas sprzedany armatorowi Adriatic Lines. Przez najbliższe lata służył na Adriatyku. Został wycofany (i zezłomowany) w 2017 r.
MF Jan Śniadecki
W dniu zatonięcia "Heweliusza", Silesia i Nieborów podpłynęły do miejsce katastrofy, pomagając w poszukiwaniu ofiar. Wśród nich był też prom MS Jan Śniadecki. - Było ślisko, dlatego mąż spóźnił się na swój właściwy rejs. Przeczekał jedną dobę na "Śniadeckim" w Świnoujściu, po czym przesiadł się na "Heweliusza". "Śniadecki" przywiózł go z powrotem, ale już martwego - wspominała wdowa po jednej z ofiar katastrofy. Archiwalnego nagrania można odsłuchać w podcaście Polskiego Radia "Heweliusz".
"Śniadecki" był najnowszym z wymienionych promów - został zbudowany w Szwecji w 1988 r. Służył Polskim Liniom Oceanicznym pływając na trasie Świnoujście-Ystad. W 1995 r. został przejęty przez wspomnianą spółkę Unity Line.
Gdańsk, czerwiec 2017 roku. MF Jan Śniadecki opuszcza stocznię po remoncie dokowo-konserwacyjnym. Fot. PAP/Jerzy Uklejewski MF Jan Śniadecki służbę na Bałtyku zakończył na początku 2024 r. Został sprzedany armatorowi z Grecji (Ainaftis Shipping). Obecnie pływa pod nazwą "Thalassitis". Latem obsługiwał trasę Pireus-Saloniki. Mierzy 155 metrów długości i ponad 21 metrów szerokości, a więc jest największy z wymienionych wcześniej promów.
Czytaj także:
- Od "Heweliusza" do "Estonii". Wielkie tragedie na Bałtyku dzieliło zaledwie 1,5 roku
- 12 000 dni po katastrofie promu Jan Heweliusz. Nowy podcast Trójki
- Jan Holoubek: chciałbym, żeby "Heweliusz" pozostawił widzów z zadumą
Źródła: PolskieRadio24.pl/Polskie Radio/Portal Morski/Muzeum Oręża Polskiego/Kurier Szczeciński/Ferry Shipping News/łl