"Niemcom nie przebaczamy". Ta nagonka zaczęła się 60 lat temu
Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku – ze słynnym zdaniem "udzielamy wybaczenia i prosimy o nie" – stało się pretekstem dla władz PRL do gwałtownego propagandowego ataku na Episkopat Polski, a zwłaszcza na prymasa Wyszyńskiego. W archiwum Polskiego Radia zachowały się szczególne nagrania z tego czasu.
2025-12-10, 15:55
18 listopada 1965 roku ukazało się "Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim", w nim fraza o przebaczeniu, która miała przejść do historii. 5 grudnia nadeszła wyczekiwana, choć rozczarowująca, odpowiedź od Episkopatu Niemiec. Kilka dni później ruszyła w Polsce, zainicjowana przez komunistyczne władze, medialno-polityczna lawina.
"Po pierwsze, potępić postawę Kościoła"
– Propagandowa nagonka rozpoczęła się konkretnego dnia, 10 grudnia 1965 roku, artykułem w "Życiu Warszawy" "W czyim imieniu?". Tytuł był jednoznaczny: oto biskupi weszli na ścieżkę zagwarantowaną przez władzę ludową i nie dość, że się wpisali nie w ten schemat swojej roli, w jakim go widzieli komuniści, to jeszcze wypowiedzieli się wbrew interesom narodu polskiego – mówił w 2005 roku prof. Jan Żaryn.
Posłuchaj
Atak był brutalny, a stały za nim decyzje z samej góry, z Wydziału Administracyjnego KC PZPR.
"Po pierwsze, potępić postawę Kościoła określoną w orędziu jako antynarodową i antysocjalistyczną, sprzyjającą niemieckiemu rewizjonizmowi. Po drugie, napiętnować kierownictwo Kościoła jako antynarodowe. Po trzecie, wykazać fałszowanie przez Kościół dziejów narodu polskiego. Po czwarte, wprowadzić rozróżnienie hierarchii i kleru rzymskokatolickiego", nakazywał dokument partyjny. Podległe władzy media zlecenie ochoczo przyjęły.
List biskupów polskich z 1965 r., strona z podpisami. Materiał z wystawy Muzeum Historii Polski „Odwaga i pojednanie”, 2025 r. Fot. PAP/Tomasz Gzell "W czyim imieniu?"
Wspomniany artykuł w "Życiu Warszawy" z 10 grudnia 1965 roku jak w soczewce skupiał te propagandowe chwyty, które później wielokroć pojawiały się – w rozlicznych konfiguracjach – w innych medialnych doniesieniach i komentarzach.
Niemcy z Niemieckiej Republiki Federalnej, "rzecznicy stronnictw, które w swoich programach domagają się rewizji naszych granic" – grzmiał ów artykuł – znaleźli w biskupim orędziu "usprawiedliwianie się i tłumaczenie – w imieniu narodu polskiego!". "Usłyszeli apel o pojednanie – bez warunków. Apel o przebaczenie – za nasze polskie winy. Znaleźli – zapewne ku własnemu zdumieniu – przyrównanie morza krzywd i zbrodni, których dokonały Niemcy hitlerowskie w Polsce, do cierpień »milionów uchodźców i przesiedleńców niemieckich«, którzy ponieśli konsekwencje wojny przez III Rzeszę wywołanej".
Co więcej, według autora artykułu wśród adresatów orędzia znajdują się "reprezentanci niemieckiego Kościoła katolickiego, który w czasach hitleryzmu stał przy brunatnym reżimie i błogosławił hitlerowski Wehrmacht maszerujący na Polskę".
"W czyim imieniu wypowiadali się polscy biskupi" – pytało retorycznie "Życie Warszawy". "Może w imieniu milionów zamordowanych w Oświęcimiu i na Majdanku? Może w imieniu warszawiaków ze spalonej na popiół stolicy? A może – dwóch tysięcy księży zabitych przez niemieckiego okupanta? A może – dzieci zamojskich wypędzonych na tułaczkę i śmierć?".
"Nie przebaczamy i nie prosimy o przebaczenie"
– W 20 lat po zakończeniu II wojny światowej, kiedy właściwie niemal wszyscy dorośli Polacy mieli ją w swoich biografiach, mówić o przebaczeniu to rzeczywiście była chyba duża odwaga. Było to nawet coś z pójścia pod prąd ogólnym nastrojom społecznym – przypominał w radiowej audycji prof. Jerzy Eisler. Zresztą, nawet wśród duchowieństwa, w tym współpracowników autorów orędzia, panowała niejednomyślność co do słuszności użytego sformułowania o wzajemnym wybaczeniu.
Posłuchaj
Sytuację tę zręcznie wykorzystała partyjna propaganda, a także wszystkie podległe państwu instytucje. "List (…) bezcześci pamięć pomordowanych 6 milionów obywateli polskich. (…) Nie przebaczamy i nigdy nie zapomnimy", grzmiało oświadczenie Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa. To hasło "Nie przebaczamy i nie prosimy o przebaczenie" i jego warianty – ukute w kontrze do słynnej frazy z orędzia – stało się zresztą głównym zawołaniem propagandowym tej wymierzonej w Kościół kampanii. Odwoływano się przede wszystkim, jak pokazał już artykuł z grudnia 1965 roku, do emocji, do niezabliźnionych ran. Częstym zabiegiem była również manipulacja: przeinaczanie słów o przebaczeniu, oddzielanie ich od źródłowego, ewangelicznego, kontekstu, interpretowanie ich choćby jako zawołania do bezwarunkowego zapomnienia.
– Jestem byłym więźniem Oświęcimia, Majdanka, Dachau i paru innych obozów. Mój ojciec, moja matka, moje dwie siostry padli ofiarą hitlerowskiego ludobójstwa – mówił w archiwalnej radiowej audycji publicysta Jerzy Ros. – W orędziu biskupów polskich powiadają nam, że powinniśmy zapomnieć i przebaczyć. Nawet gdybym potrafił zapomnieć to, co przeżyłem zarówno ja, jak i moje pokolenie, gdybym potrafił zmusić się do zapomnienia 6 milionów ludzi zamordowanych w Polsce w latach okupacji, nie chciałbym takiego zapomnienia.
Jedną ze składowych tego martyrologicznego ostrza kampanii wymierzonej w autorów orędzia było oskarżenie o "zanik pamięci". Doszło nawet do tego, że "Wrocławski Tygodnik Katolicki" (wydawany przez współpracujące z władzą Stowarzyszenie "Pax") przygotował w kwietniu 1966 roku specjalne wydanie na temat tragicznych losów polskiego duchowieństwa podczas II wojny światowej.
Obchody Tysiąclecia Chrztu Polski w Łomży. Powitanie prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego (2. z lewej na 1. planie) i biskupów przez delegację dzieci. Widoczny m.in. administrator apostolski diecezji wrocławskiej Bolesław Kominek (w głębi, 2. z prawej), 1966 r. Fot. NAC Skandowali: "Nie przebaczamy, nie przebaczamy"
Kampania władz komunistycznych wymierzona w Episkopat Polski, oparta na krytyce orędzia do biskupów niemieckich, przybrała na sile zwłaszcza w 1966 roku. Komuniści rywalizowali z Kościołem przy obchodach 1000-lecia Chrztu Polski – partia postanowiła zorganizować własne uroczystości tysiąclecia państwa polskiego. Nagonka na biskupów proszących o wybaczenie "odwiecznego wroga" miała służyć dyskredytacji kościelnych obchodów Milenium.
Wśród licznych organizowanych przez władze "wieców potępiających" gest polskich hierarchów był m.in. ten, który "Żołnierz Wolności" (1966) relacjonował pod znamiennym tytułem: "Pamiętamy – nie przebaczamy. Wielka manifestacja w Oświęcimiu-Brzezince i Sztutowie". Z kolei podczas uroczystości milenijnych w Warszawie latem 1966 roku, jak pisała Anna Rastawicka, "Stare Miasto, wszystkie uliczki były zablokowane przez grupy podpitych, zwiezionych z różnych stron Polski partyjnych bojówkarzy, którzy uniemożliwiając dojście do katedry [wiernym i prymasowi Wyszyńskiemu – przyp. red.], skandowali: »Nie przebaczamy, nie przebaczamy«".
Jeszcze we wrześniu 1967 roku w Gdańsku przy okazji obchodów rocznicy wybuchu II wojny urządzono naprzeciwko Poczty Gdańskiej wystawę fotograficzną pod hasłem "Nie przebaczamy".
"Przeciwko orędziu protestuje młodzież"
Ważnym wątkiem komunistycznej krytyki orędzia była, wspomniana wcześniej, kwestia zachodnich granic. W świetle komunistycznej propagandy list biskupów był po myśli "niemieckich rewizjonistów" dążących do zmiany powojennych układów granicznych. Co gorsza, biskupi nie użyli uświęconego przez partyjną nomenklaturę określenia "ziemie odzyskane", ale "poczdamskie tereny zachodnie".
– Osławione orędzie naszych biskupów skierowane do niemieckiego episkopatu jest pod obstrzałem opinii publicznej – głosiły wiadomości Polskiego Radia z 26 grudnia 1965 roku. Jak to określono zgodnie z obowiązującą wówczas linią propagandową "we wszystkich środowiskach podnoszą się głosy protestu, ubolewania, rozgoryczenia". W nagraniu tym pojawiły się również, przekazane przez lektorkę, przykłady na głos przedstawicieli tych środowisk.
Młodzi robotnicy kombinatu chemicznego w Gorzowie czy fabryki celulozy w Kostrzynie mieli mówić w pełnych patosu słowach: "Kto upoważnił biskupów polskich do dialogu o sprawie granicy na Odrze i Nysie. Do dialogu o naszej ziemi ojczystej, w której polskość dokumentują m.in. zabytki kultury sakralnej, wykopaliska, dokumenty?". Cytowano również mieszkańców Wrocławia – a w wypowiedzi tej zaszyte były typowe dla komunistycznej propagandy tezy o wtrącaniu się Kościoła w sprawy państwa oraz o braku społecznego poparcia dla słów biskupów.
Posłuchaj
Partia uderza w prymasa
List biskupów polskich do biskupów niemieckich władza PRL i kontrolowane przez nią media przedstawiały jako "bezprawne wystąpienie w imieniu narodu", "demonstrację proniemiecką". Do nagonki na Kościół, a szczególnie prymasa Stefana Wyszyńskiego, włączyli się partyjni funkcjonariusze na czele z ministrem spraw wewnętrznych Mieczysławem Moczarem, premierem Józefem Cyrankiewiczem i I sekretarzem KC PZPR Władysławem Gomułką.
Wystąpienia tego ostatniego były wyjątkowo zaciekłe i brutalne – wtedy zwłaszcza gdy mowa była o prymasie.
- Ten wojujący z naszym państwem ludowym nieodpowiedzialny pasterz pasterzy, który głosi, że nie będzie się korzył przed polską racją stanu, stawia swoje urojone pretensje do duchowego zwierzchnictwa nad narodem polskim wyżej jak niepodległość Polski – krzyczał Władysław Gomułka w jednym ze swoich wystąpień. – Jakież to musi być zaślepienie, które każe mu zapomnieć o naukach historycznych? Zapomnieć o tym, kto Polskę zgubił, a kto ją wyzwolił? Dzięki komu Polska powróciła na ziemie piastowskie i dzięki komu jest pewna, że na zawsze je zachowa.
"Naród umie przebaczać"
"Żołnierz Wolności" w czerwcu 1966 roku pisał, że kardynał Wyszyński "pod osłoną chrześcijańskiego miłosierdzia rozgrzesza hitlerowskich ludobójców". A co o tych zmanipulowanych oskarżeniach mówił sam prymas?
"Dziwią się ludzie biskupom katolickim, że wzywają do przebaczenia. To jest chyba dowód jakiegoś spoganienia. Na szczęście jest to spoganiałość oficjalna, a nie spoganiałość narodu, który umie przebaczać i nie raz w swych dziejach, aby rozładować nienawiść – przebaczał", podkreślał kard. Stefan Wyszyński w kazaniu wygłoszonym w Warszawie w 1965 roku w Boże Narodzenie.
A we wspomnieniach, które zachowały się w archiwach Polskiego Radia, dodawał: – Mówiliśmy [w orędziu – przyp. red. ] nie jako dyplomaci (…). Mówiliśmy po kapłańsku i mówiliśmy po chrześcijańsku.
Źródło: Polskie Radio/jp
Mariusz Mazur, "Polityczne kampanie prasowe w okresie rządów Władysława Gomułki", Lublin 2004; "Wobec Orędzia do biskupów niemieckich. W czyim imieniu?", "Życie Warszawy", 10 XII 1965; Anna Rastawicka, "Na niełatwych ścieżkach życia (świadectwo o życiu Stefana kardynała Wyszyńskiego)", "Almanach Sądecki", R. XXII NR 3/4 (84/85); Sławomir Krzyżanowski, "Kampania propagandowa w sprawie Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku w świetle prasy z Wrocławia i Zielonej Góry", "In Gremium", tom 4./2010; www.ekai.pl.