Były wiceprezydent Gliwic ściągnięty z wieży
Andrzej Jarczewski trafił do szpitala psychiatrycznego po tym, jak w poniedziałek wspiął się na wieżę Radiostacji Gliwickiej i domagał się przywrócenia do pracy.
2011-06-08, 07:12
Posłuchaj
W środę, ok. godz. 5 na wieżę weszli policyjni antyterroryści, którzy skłonili byłego wiceprezydenta Gliwic do zejścia. Mężczyzna od poniedziałku protestował tam po tym, jak zwolniono go z pracy w muzeum Radiostacji Gliwickiej.
- Policjanci podjęli decyzję ponieważ w pewnym momencie pan przestał reagować na pytania o stan zdrowia, przestał dawać sygnały, które wcześniej dawał - mówi Marek Słomski z gliwickiej policji. Policjanci sprowadzili Jarczewskiego pod wieżę, gdzie zajął się nim lekarz.
Andrzej Jarczewski został przewieziony do szpitala psychiatrycznego na obserwację.
Od poniedziałku z Jarczewskim pracowali policyjni negocjatorzy. Pierwszego dnia kontaktowali się z nim głównie telefonicznie, ten jednak odmawiał zejścia z "bocianiego gniazda", które znajduje się na 110. metrze gliwickiej wieży. We wtorek negocjatorzy rozmawiali z Jarczewskim z odległości, mężczyzna zszedł bowiem na 60. metr, by przespać się na położonej niżej platformie. Nadal jednak odmawiał zejścia z wieży.
REKLAMA
Administrator konstrukcji zdecydował się we wtorek na odcięcie do niej dopływu prądu. W związku z tym rozładował się telefon protestującego i stracono z nim kontakt. Wcześniej rozmawiał z przyjaciółmi i dziennikarzami. Pod wieżą gromadzili się mieszkańcy Gliwic, którzy popierali jego protest.
Andrzej Jarczewski w latach 1994 - 2002 był wiceprezydentem Gliwic. Po zakończeniu kadencji pracował w Muzeum Radiostacji Gliwickiej jako klucznik. Został zwolniony w grudniu 2010 roku. W poniedziałek wspiął się na wieżę muzeum Radiostacji Gliwickiej, a na swojej stronie internetowej opublikował protest, w którym domagał się przywrócenia do pracy i zwolnienia obecnego dyrektora muzeum Grzegorza Krawczyka.
- Powód jest prosty: lokalny kacyk pozbawił mnie środków do życia. Jeśli więc mam wybór – wolę umrzeć nie z głodu. Dlatego też 6 czerwca 2011 wszedłem na wieżę Radiostacji Gliwice i rozpocząłem protest - napisał Jarczewski na swojej stronie internetowej. - Reprezentuję wszystkich, których dosięga niesprawiedliwość ze strony ludzi zdeprawowanych przez nadmiar władzy. Dziś zawierzam moje życie opinii publicznej.
REKLAMA
Wieża antenowa Radiostacji Gliwickiej jest jedną z najbardziej charakterystycznych na Górnym Śląsku budowli. Drewniana konstrukcja jest częścią zbudowanego w połowie lat trzydziestych XX wieku kompleksu radiowej stacji nadawczej. Obecnie znajduje się tam muzeum.
Radiostacja Gliwicka jest znana z polskiej historii. 31 sierpnia 1939 roku Niemcy przeprowadzili w radiostacji tak zwaną prowokację gliwicką. Dywersanci przebrani w polskie mundury napadli na radiostację z nadzieją, że świat uwierzy, iż Polska sprowokowała wybuch wojny z Trzecią Rzeszą (Gliwice znajdowały się wówczas w Niemczech). Incydent jednak nie zyskał rozgłosu. W nowej radiostacji nie było studia mikrofonowego, o czym nie wiedzieli zleceniodawcy i wykonawcy prowokacji, dlatego operacja przebiegała z problemami.
IAR / ajarczewski.pl / Dziennik Zachodni, wit
REKLAMA