Radio Solidarność zagłuszało Dziennik Telewizyjny
Władze PRL szczególnie drażnił nieznany im scroll. Na ulicach stawiano "gadały", które w dziwnych miejscach emitowały audycje. Ursynów błyskał światłami na znak, że słyszał program nadany na częstotliwościach telewizji.
2011-10-14, 19:00
Posłuchaj
Rozmowa z Michałem Chodurskim
Dodaj do playlisty
Zobacz nasz serwis specjalny: Radia Wolności>>>
W piątek prezydent odznaczył działaczy podziemnych mediów audiowizualnych, między innymi Radia Solidarność i Telewizji Solidarność. Wśród zasłużonych za walkę o przełamanie blokady informacyjnej czasów PRL-u jest nasz redakcyjny kolega, Michał Chodurski. W latach 80-tych był dziennikarzem jednej z grup emisyjnych Radia Solidarność.
Denerwujący scroll
REKLAMA
Pierwszą audycję Radia Solidarność nadano z wysokościowca na Ochocie 12 kwietnia 1982 roku, z inicjatywy Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, pomysłodawców radia. Wtedy o częstotliwościach, na których można szukać audycji, informowano na ulotkach, co było dość ryzykowne. - Zofię i Zbigniewa Romaszewskich skazano na cztery lata więzienia – przypomina Michał Chodurski. Wówczas na pewien czas radio wstrzymało działalność, ale kilka lat później powróciło w nowej formie. - Odbudowało się, było bardziej nowoczesne. Powstały nowe nadajniki, co było ogromną zasługą konstruktorów. W pałacu prezydenckim odznaczony został m.in. Romuald Sałaciński, współtwórca urządzeń nadawczych – mówi Michał Chodurski. Dodaje, że w latach 1986-1987 podziemna stacja stała się prekursorem techniki – potrafiła na przykład emitować scroll, który dla telewizji państwowej był celem niedościgłym.
Michał Chodurski
Michał Chodurski
REKLAMA
Badanie słuchalności
REKLAMA
Opozycyjni dziennikarze mogli sprawdzać, do jakiej publiczności dotarły ich programy. – Każda audycja kończyła się apelem o włączanie i wyłączanie świateł. Emitujący Radio Solidarność mogli w ten sposób zbadać zasięg słuchalności. Z reguły nie przekraczał 1,5-2 km, ale na dużych warszawskich osiedlach, na przykład na Ursynowie, mogło to być kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To była miła satysfakcja, jeśli widoczne były setki, tysiące migających światełek. Wyglądało to, jakby Challenger startował – wspomina Michał Chodurski.
Konspiracja
Tworzenie mediów w podziemiu było niebezpieczne, dlatego grupy radiowców działały w ścisłej konspiracji. Michał Chodurski mówi, że nie znał nazwisk większości swoich kolegów, nie mówiąc już o szefach. Poznał ich dopiero po 1989 roku. Zdarzało się, że służby bezpieczeństwa likwidowały nadajniki, próbowały infiltrować środowisko. – Wiadomo, że utworzono specjalną komórkę w MSW, a enerdowska Stasi współpracowała przy próbie likwidacji radia Solidarność. Chodziło głównie o wykrycie przemytu części potrzebnych do nadajników – mówi Michał Chodurski.
REKLAMA
- Konspiracja musiała być ścisła. Po pierwsze korzystaliśmy z części technologicznych, których w Polsce nie było, po drugie ze względów bezpieczeństwa. Grupy wypracowały sobie określone sposoby zachowania - mówi szef jednej z grup w regionie Mazowsza Paweł Badzio.
Ceremonia wręczenia odznaczeń
REKLAMA
Audycje dla więźniów politycznych
Radio Solidarność przeprowadziło wiele spektakularnych akcji. Regularnie emitowało swoje programy w czasie Dziennika Telewizyjnego albo cotygodniowych wystąpień Jerzego Urbana. Nadajniki, przez które przesyłano audycje umieszczano w różnych miejscach, przy zachowaniu pełnej konspiracji. Na ulicach stawiano „gadały”. Leszek Chorzewski który był w latach 80-tych był członkiem grupy młodzieżowej Solidarni, wspomina,że na dźwięk „gadały” ludzie zatrzymywali się i klaskali. – Kiedyś przebrani w waciaki zainstalowaliśmy urządzenie w niecce technicznej w podziemiu pod Alejami Jerozolimskimi i Marszałkowską. Zamknęliśmy je na swoje kłódki, odpaliliśmy magnetofon i obserwowaliśmy, jak to będzie działało – wspomina. Niestety wkrótce na miejscu nie wiadomo skąd znaleźli się funkcjonariusze UB, którzy zniszczyli urządzenie.
Radio Solidarność nadało również program dla więźniów politycznych przy ulicy Rakowieckiej. - Jeden z naszych kolegów został aresztowany. Po to, by podtrzymać go na duchu i dać nadzieję innymi uwięzionym, taką "gadałę" koledzy zainstalowali na pobliskim budynki naprzeciw więzienia – opowiada Chorzewski. Okazało się, że więźniowie dobrze słyszeli audycję. Po tym, gdy kolega wyszedł z więzienia mówił, że ta akcja dała wszystkim w celach masę energii i odporności na zwątpienie.
REKLAMA
Nadajnik Bolek i Lolek, który emitował krótkie podpisy telewizyjne, fot. Wikimedia Commons/Janusz Radziejowski
Berta nadawał aw paśmie telewizyjnym. Zagłuszała oryginalny sygnał transmitowany przez TVP (tylko fonię) zastępując go transmisją audycji Radia Solidarność. Fot. Wikimedia Commons/Janusz Radziejowski
30 lat po pierwszym programie
REKLAMA
Paweł Badzio, niegdyś szef jednej z grup emiterskich, a obecnie przewodniczący Stowarzyszenia Podziemnego Radia Solidarność przypomina, że za kilka miesięcy minie 30 rocznica nadania pierwszej audycji. Podkreśla, że polskie radia podziemne były ewenementem: - To był fenomen na skalę światową. Żadna opozycja walcząca o swoje prawa, o wolność obywateli, nie miała takich instrumentów, jak my w Polsce. To radio powstało w kilku różnych środowiskach, w Warszawie i we Wrocławiu, prawie równolegle. Po kilku latach te radia zaczęły nadawać na fonii telewizyjnej.
W sobotę w Sejmie odbywa sie konferencja poświęconą niezależnym mediom audiowizualnym. Honorowy patronat nad konferencją objęli prezydent Bronisław Komorowski oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek.
Wojciech Borowik, prezes Stowarzyszenia Wolnego Słowa, organizator konferencji mówi, że rola, jaką spełniały media audiowizualne za PRL-u jeszcze nie dotarła do świadomości opinii publicznej. Panele dyskusyjne poświęcone będą mediom opozycyjnym, ale również kondycji współczesnych środków masowego przekazu.
REKLAMA
agkm
REKLAMA