Co zawiodło? Nowe fakty ws. lądowania Boeinga 767
W kokpicie samolotu technicy z USA zastali "wyciśnięty" bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Możliwe, że albo uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga.
2011-11-05, 17:00
W tym ostatnim przypadku załoga powinna zweryfikować obwody zasilania - pisze "Nasz Dziennik". Takiej czynności nie ma w instrukcji, bo ta opisuje tylko algorytmy i sekwencje bardziej skomplikowanych działań w konkretnej sytuacji, wymagającej precyzji i zachowania odpowiedniej kolejności.
System awaryjnego wypuszczania podwozia ma swój bezpiecznik w szafie za pilotami. Jeśli jest on wyłączony, dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli w tym elemencie nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek, z których z dużą dokładnością można odczytać czas ewentualnego zaniku zasilania w obwodzie awaryjnym. Nie można też wykluczyć, że bezpiecznik został prawidłowo sprawdzony przez załogę, był załączony, ale uległ uszkodzeniu i system awaryjny nie mógł zadziałać.
Na podstawie dotychczasowych ustaleń wiadomo, że mimo wielu prób podejmowanych przez załogę zarówno system hydrauliczny wypuszczania podwozia, jak i elektromechaniczny system awaryjny nie zadziałały. Załoga sugerowała, że po nieudanej próbie wielokrotnie powtarzana była cała sekwencja działań opisana w instrukcji samolotu. Zawsze z tym samym skutkiem - podwozie pozostawało schowane.
Bez komentarza
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie komentuje doniesień "Naszego Dziennika". - Do czasu wydania wstępnego raportu o tym zdarzeniu nie będziemy przekazywać żadnych wyników z badania - powiedział wiceprzewodniczący komisji Maciej Lasek. Dodał, że "komisja nie przekazywała takiej oficjalnej wiadomości".
REKLAMA
Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach>>>
IAR, aj, to
REKLAMA