Wałęsa o Grudniu: rozliczenia zostawiam Bogu
Lech Wałęsa uważa, że sprawcy masakry robotniczej na Wybrzeżu w grudnia 1970 roku powinni zostać objęci amnestią.
2011-11-30, 13:34
Posłuchaj
Były prezydent zeznawał w tej sprawie przed warszawskim Sądem Okręgowym.
Lech Wałęsa mówił, że jest już za późno, by skazać osoby winne wydarzeń grudnia'70. - Możemy rozliczyć, możemy skazać tych dziadków, ale co to rozwiązuje? - powiedział Wałęsa.
Lech Wałęsa uważa, że winnych wydarzeń grudnia'70 na Wybrzeżu można podzielić na trzy grupy. Jako "głowę" określa Związek Radziecki i komunizm. Ramię to w opinii byłego prezydenta władze komunistyczne w Polsce, które wydawały rozkazy. Są to m.in. osoby zasiadające dzisiaj na ławie oskarżonych. "Dłoń" to żołnierze, policjanci i służby, które te rozkazy wykonywały.
Przed i po rozprawie Lech Wałęsa podał rękę obecnym na rozprawie, oskarżonym Stanisławowi Kociołkowi i Bolesławowi Fałdaszowi. - Kończymy się. Uczestniczyliśmy w fatalnych zdarzeniach, przegrywaliśmy bitwy przeciwko sobie, ale wojna jest wygrana. Ja się cieszę, że byłem po tej właściwej stronie. Zostawiam Panu Bogu rozliczenia - tłumaczył Wałęsa.
Następną rozprawę w sprawie Grudnia '70 zaplanowano na piątek 2 grudnia.
Proces toczy się bez głównego oskarżonego, generała Wojciecha Jaruzelskiego.
W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen artykułów spożywczych, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Nikogo nie pociągnięto wtedy za to do odpowiedzialności.
REKLAMA
"Nikomu wtedy nie ufałem"
- Hamowałem procesy walki, bo nie chciałem wykrwawiać najlepszych ludzi - mówił Wałęsa o 1970 r. Dodał, że niektórzy niezorientowani mogli uznać, że pomaga on "staremu systemowi", ale on "zachowywał się racjonalnie i ostrożnie", bo "wtedy nie było szansy na zwycięstwo". - Nie byłoby pokojowego zwycięstwa bez tamtych doświadczeń - ocenił Wałęsa
REKLAMA
Zdaniem Wałęsy władze robiły wszystko, by skłócić strajkujących, w czym ważną rolę odgrywała SB. Dodał, że wtedy "dwóch ludzi" zabrało go na rozmowę do gabinetu dyrektora; powiedziano mu, że nie może on wejść do komitetu, ale "nie dał się zastraszyć". Wałęsa zeznał, że w komendzie MO prezydent miasta powiedział mu: - „My was nauczymy zachowań" i "Jedź pan do domu". "Byliśmy wtedy nieprzygotowani do rozmów" - ocenił Wałęsa. Pytany przez obrońców, kogo wtedy słuchał, Wałęsa odparł: "Siebie i pana Boga". Dodał, że "nikomu wtedy nie ufał".
Oskarżony Bolesław Fałdasz pytał Wałęsę o zdanie z jego książki, że "pół Gdańska by spłonęło, gdyby ta sprawa nie była jakoś przecięta". Wałęsa wyjaśnił, że pytał o to generałów, gdy był już prezydentem i usłyszał, że wszyscy kończyli szkołę w Moskwie, a każdemu pokazywano rakiety wymierzone w ich rodzinne miasta. - Wtedy oni dochodzili do wniosku, że nie ma żadnej szansy, a wejście w walkę oznacza, że dwie trzecie Polski zginie - mówił Wałęsa. Pytany przez obronę, czy zasadne było użycie broni w 1970 r., odparł, że nie da się już dziś uczciwie na to opowiedzieć.
REKLAMA
IAR, PAP, agkm
Zobacz serwis specjalny portalu polskieradio.pl: Grudzień 70' >>>
REKLAMA