Zatonięcie "Kurska". Wiadomość o katastrofie Rosjanie trzymali w tajemnicy
– Jest zbyt ciemno, ale spróbuję pisać po omacku. Chyba nie ma szans, 10-20 procent. Mamy nadzieję, że ktoś to jednak przeczyta – napisał na skrawku papieru jeden z dowódców rosyjskiego okrętu "Kursk" kapitan Dmitrij Kolesnikow.
2024-08-12, 05:51
Ta tragiczna historia zaczęła się 12 sierpnia 2000. Wtedy to, podczas wielkich letnich manewrów Floty Północnej na Morzu Barentsa, doszło do katastrofy. "Kursk" był najnowocześniejszą łodzią podwodną z napędem atomowym na wyposażeniu armii rosyjskiej.
Posłuchaj
Skrywana tajemnica
Wiadomość o katastrofie Rosjanie trzymali w tajemnicy, podali ją dopiero dwa dni później. Na pokładzie okrętu znajdowało się 118 członków załogi. Część z nich przeżyła moment wybuchu. 23 marynarzy, którzy ocaleli zgromadziło się w jednym z przedziałów łodzi, czekając na pomoc. Ponieważ reaktory atomowe samoczynnie się wyłączyły, a akumulatorowe zasilanie awaryjne wkrótce się wyczerpało, ludzie pozostawali w całkowitych ciemnościach i z coraz mniejszą ilością tlenu. Akcja ratunkowa była prowadzona przez Rosjan wyjątkowo nieudolnie.
Posłuchaj
– Rosjanie bardzo opieszale zabrali się do tej operacji. Ten okręt był uzbrojony w torpedy i one najprawdopodobniej eksplodowały w części dziobowej, całkowicie ją rujnując. Rosjanie wybudowali kilka takich łodzi podwodnych, wyposażonych w ogromne pociski o zasięgu 500 km, które miały atakować zachodnie zespoły lotniskowców – mówił gość "Sygnałów dnia", redaktor naczelny magazynu "Raport" Wojciech Łuczak.
– "Kursk" był wyposażony w najnowocześniejszy morski system rakietowy. Ciekawostką jest, że zaprojektowano go i wyprodukowano w fabryce wózków dziecięcych – komentował.
REKLAMA
Nie chcieli pomocy
Początkowo Rosjanie prowadzili akcję ratunkową na własną rękę, mimo, że z ofertą pomocy wystąpili Brytyjczycy, Norwegowie oraz Amerykanie. Dopiero po 5 dniach władze na Kremlu poprosiły o wsparcie. Na Morze Barentsa wyruszyła ekipa brytyjsko-norweska. Norwegowie dotarli do wnętrza "Kurska" 21 sierpnia 2000 roku. Nikt nie przeżył.
– Grupa wysokich oficerów rosyjskiej floty została dyscyplinarnie zwolniona z zajmowanych stanowisk i ze służby – donosił korespondent Polskiego Radia w Moskwie, Grzegorz Ślubowski.
Rosjanie przez wiele miesięcy podejmowali próbę podniesienia wraku. Ostatecznie udało się tego dokonać z pomocą specjalistów holenderskich i norweskich w październiku 2001 roku.
Posłuchaj
Kolejny zatopiony okręt
"Kursk" nie był jedynym okrętem atomowym, który spoczął na dnie morza. Wojciech Łuczak przypominał w "Sygnałach dnia":
REKLAMA
– Jest mnóstwo zatopionych okrętów podwodnych. W Zatoce Biskajskiej leżą wraki dwóch atomowych łodzi podwodnych klasy "November", ale ZSRR się do tego oficjalnie nigdy nie przyznał. O tym fakcie napisali natomiast dwaj Rosjanie, którzy tworzyli podwodną żeglugę tego kraju. Te łodzie nie miały początkowo napędu nuklearnego, przystosowywano je niemalże z marszu. W czasie awarii, czy jakiś problemów marynarze zbierali do wiader wodę radioaktywną szmatami.
Posłuchaj relacji na temat "Kurska" i innych atomowych okrętów podwodnych, które do dziś leżą w morskich głębinach.
bs/im
REKLAMA