O swojej śmierci dowiedziała się na Facebooku
W czerwcu 2009 roku na demonstracji w Teheranie zastrzelono młodą kobietę. Neda Agha-Soltan stała się twarzą irańskiej zielonej rewolucji. Ale to nie jej zdjęcie trafiło do mediów na całym świecie...
2012-11-14, 09:55
"21 czerwca przyszłam rano do biura i otworzyłam skrzynkę e-mailową, widząc 67 nowych zaproszeń do znajomych na Facebooku. W ciągu następnej godziny otrzymałam kolejnych 300" - opowiedziała w BBC Magazine Neda Soltani. - "Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że moje zdjęcie pojawiło się w telewizjach i stronach internetowych na całym świecie."
Kobieta, pracująca jako wykładowczyni na anglistyce na uniwersytecie w Teheranie, o swojej śmierci dowiedziała się z wiadomości, którą otrzymała od nieznajomego na Facebooku. "Gdy wróciłam do domu, zaczęłam dostawać telefony od studentów, kolegów, przyjaciół i rodziny. Wszyscy mówili: 'widzieliśmy cię w CNN, Fox News, w telewizji irańskiej'" - opowiada. Zdjęcie z jej profilu na portalu społecznościowym było wykorzystywane przez media na całym świecie, które pomyliły ją z faktyczną ofiarą snajpera: Nedą Agha-Soltan.
Kobieta wysłała wiadomość do wszystkich, którzy pisali o niej na Facebooku, i wyjaśniła pomyłkę. "Niektórzy blogerzy poinformowali o tym, ale dziennikarze, którzy otrzymali moją wiadomość, w ogóle nie zareagowali" - mówi. W miarę jak mijały kolejne godziny, otrzymywała kolejne setki wiadomości. Niektóre z nich zawierały groźby i wyzwiska. "Ludzie oskarżali mnie o bycie szpiegiem reżimu podszywającym się pod zamordowaną Nedę" - opowiada o koszmarze tego jednego dnia.
Niedługo potem przyszli po nią agenci z ministerstwa ds. wywiadu. Chcieli odwrócić uwagę opinii publicznej od masakrowania studentów, protestujących przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, w których wygrał Mahmud Ahmadineżad. Fałszerstwa były dokonywane na masową skalę; do tego stopnia, że w kontrolowanym przez służby specjalne państwie setki tysięcy ludzi wyszły na ulice. Codziennie dochodziło do demonstracji; najbardziej oporną grupę stanowili studenci, którzy barykadowali się w akademikach i na kampusach. Wojsko i basidże – paramilitarna bojówka religijna – szturmem atakowali te placówki nocą i pałowali oraz aresztowali wszystkich. Setki osób zginęły.
REKLAMA
Podczas rozmowy agenci irańskiego wywiadu wyjaśnili Nedzie: ma podpisać deklarację, z której wynikałoby, że śmierć kobiety na demonstracji to mistyfikacja - spisek UE, Stanów Zjednoczonych i Izraela przeciwko Iranowi. Odmówiła. Wytłumaczono jej, jak opowiedziała w BBC, że „jest tylko jedną osobą, a ważą się losy bezpieczeństwa Iranu”. Innymi słowy, że grozi jej śmierć za "zdradę państwa”.
"Moja sytuacja zrobiła się bardzo skomplikowana. Wielu przyjaciół i znajomych zerwało ze mną kontakt, bo bali się o siebie. Jednym z nich był mój chłopak" - opowiada Neda Soltani. „Gdy przyszli do mnie po raz ostatni, nie pozwolili wziąć niczego ze sobą, ani nikogo zawiadomić. Zabrali mnie, oskarżyli o zdradę państwa i szpiegostwo na rzecz CIA.”
Wszystko to wydarzyło się w ciągu 12 dni.
Z pomocą przyjaciół Nedzie udało się zebrać dość pieniędzy, by przekupić strażników na lotnisku i uciec z kraju. Najpierw trafiła do Turcji, stamtąd udało jej się wjechać do Grecji, a będąc już w UE wystąpiła o azyl polityczny. Trafiła do Niemiec, do obozu dla uchodźców. "Życie uchodźcy jest jak życie listka na wietrze. Wisisz w powietrzu do niczego nie przywiązany, wyrwany ze swojego świata bez prawa powrotu" - opowiada o tamtym czasie. Największy żal Neda Soltani ma do zachodnich mediów. "Używali mojego zdjęcia, choć wiedzieli, że nie przedstawia prawdziwej ofiary, której śmierć zarejestrowano na filmie. Świadomie narażali mnie na niebezpieczeństwo" - mówi.
REKLAMA
Materiał BBC kończy się jednak optymistycznie. Kobieta przyznaje, że wciąż cierpi z powodu koszmarów nocnych i depresji, ale też wierzy, że jej życie będzie lepsze. "Z czasem...” – dodaje.
REKLAMA