Wimbledon: Niemcy wierzą w triumf Lisicki nad Radwańską
Mentalna i fizyczna siła, miłość do trawy, odpowiedni trening to tylko niektóre powody, dla których Sabine Lisicki powinna, zdaniem Niemców, znaleźć się w finale tenisowego Wimbledonu.
2013-07-03, 15:51
Posłuchaj
Specjalny serwis Polskiego Radia - Wimbledon 2013
W drodze do niego musi pokonać jeszcze w czwartek Agnieszkę Radwańską.
Pewni zwycięstwa Lisicki w trwającym w Londynie turnieju wielkoszlemowym są także brytyjscy buckmacherzy. Po wyeliminowaniu faworytki Sereny Williams, stała się jedną z poważnych pretendentek do tytułu. Anglicy są nią zachwyceni. Urodzona pod Kolonią Niemka polskiego pochodzenia (jej rodzice wyemigrowali w latach 70.) kradnie serca miejscowej publiczności uśmiechem, płaczem ze szczęścia i spontanicznością.
W Niemczech nazwali ją już następczynią Steffi Graf, czekają na pierwsze końcowe zwycięstwo na trawiastych kortach w Londynie od 1996 roku i wymieniają siedem powodów, dla których to właśnie ona awansuje do finału, a później go wygra.
Siła mentalna: w meczu przeciwko Williams w 1/8 finału udowodniła, że nie ma sytuacji, po której by się załamała. W trzecim secie przegrywała już 0:3. "Ona ma bardzo ważną w sporcie cechę - bez znaczenia jaki jest obecny stan spotkania, ona o tym nie myśli. Każdą kolejną piłkę gra tak, jakby była meczowa. Nie zmienia swojego stylu jak przegrywa 0:5 czy jak wygrywa 5:0" - powiedział jej ojciec Richard. W tenisowym świecie określana jest jako miła, ciesząca się życiem i wesoła osoba. Ale za optymistycznym nastawieniem ukryta jest wytrwałość, zaciętość, ambicja i siła woli. Lisicki doskonale wie, czego chce, ma jasne wyobrażenia swojej kariery i ambitne cele.
Siła fizyczna: najlepiej czuje się na twardej nawierzchni i trawie. Nic dziwnego, bo właśnie wówczas może wykorzystać swój największy atut - mocny serwis, który nierzadko ma prędkość powyżej 190 km/h.
Miłość do Wimbledonu: na żadnych innych kortach na świecie nie czuje się tak dobrze jak właśnie w Londynie. Kibice od pierwszych rund stoją za nią murem. Po raz szósty w karierze 23-letnia zawodniczka osiągnęła w tym turnieju przynajmniej 1/8 finału. W 2011 roku dotarła nawet do półfinału, tak jak i tym razem.
Odżywianie: w 2011 roku po porażce w 2. rundzie French Open do tego stopnia była wykończona, że została z kortu zniesiona na noszach. Jak się później okazało Lisicki cierpi na alergię na gluten. Całkowicie musiała zmienić dietę. Początki były bardzo trudne, ale teraz czuje się za to znakomicie.
Trening: do stycznia 2013 roku jej szkoleniowcem był ojciec Richard. Szukali wsparcia w słynnej akademii Nicka Bollettieriego na Florydzie. I właśnie tam przebywa większą część roku. Po odpadnięciu z Australian Open postanowiła poszukać nowych bodźców. Najpierw związała się ze znanym trenerem Ricardo Sanchezem. Trzy miesiące trwała ich współpraca. Teraz pomaga jej Belg Wim Fissette.
Rodzina: jej rodzice pochodzą z Polski. Ojciec jeździ z nią na każdy niemal turniej, matka - malarka, dba o ognisko domowe w Berlinie. Dla kariery przerwała nawet edukację szkolną. Jest mocno związana emocjonalnie z rodziną. Gdy ponad dwa lata temu umarła jej babcia, długo nie potrafiła się podnieść.
Życie prywatne: związana jest z pływakiem Benjaminem Starke. Spotykają się ze sobą od dwóch lat, ale mało widują. Oboje trenują na wysokich obrotach, ale każdą wolną chwilę poświęcają wyłącznie sobie. W zeszłym roku oboje wzięli udział w igrzyskach olimpijskich w Londynie.
REKLAMA
man
REKLAMA