Premier Chin w Wielkiej Brytanii
Li Keqiang pojawił się z oficjalną wizytą w Londynie. To ocieplenie w relacjach politycznych i gospodarczych między Chinami a Wielką Brytanią.
2014-06-19, 18:46
Posłuchaj
Szef chińskiego rządu spotkał się z premierem Davidem Cameronem, a także z królową Elżbietą II. Na poprawę stosunków między państwami liczył przede wszystkim brytyjski minister finansów. Podczas spotkań udało się podpisać pierwsze kontrakty handlowe.
– O takich kontraktach jedynie pomarzyć mogą inne europejskie kraje. Ale ciekawe, że tym razem to nie Brytyjczycy będą eksportować swoje technologie do Chin. To dzięki chińskim technologiom ma się poprawić jakość życia Brytyjczyków – powiedział Tomasz Sajewicz.
Podpisane porozumienia handlowe mają wartość 14 miliardów funtów. Na mocy jednego z nich Wielka Brytania zezwoliła chińskim firmom na budowę elektrowni jądrowej i kolei wysokich prędkości. Zapowiedziano także, że wkrótce podpisany zostanie 20-letni kontrakt na dostawę skroplonego gazu do Chin.
– Podczas wizyty po raz pierwszy rozpoczęto także bezpośrednią wymianę między funtem a chińskim juanem. Chińskie władze dążą do umiędzynarodowienia juana. Chcą, żeby był równie liczącą się walutą, co dolar amerykański czy euro – podkreślał Tomasz Sajewicz.
REKLAMA
Nasilające się represje
Chińscy działacze społeczni usłyszeli wyroki za swoją działalność związaną z 25. rocznicą masakry na placu Tiananmen. Dwie osoby skazano na 6,5 roku i jedną na 3 lata pozbawienia wolności. Oficjalnie dopuścili się oni wszczynania kłótni i niepokojów. W rzeczywistości, należeli do Ruchu Nowych Obywateli, czyli nieformalnej organizacji zrzeszającej działaczy społecznych i liberalnych profesorów.
– Chińskie władze uznały, że Ruch Nowych Obywateli stanowi zagrożenie, stąd od ubiegłego roku pojawiają się represje. O tym, jak szeroko te represje są zakrojone, świadczy fakt, że obrońca jednego z działaczy nie mógł brać udziału w procesie, bo sam został aresztowany i oskarżony o zakłócanie porządku i nielegalne zdobywanie informacji – stwierdził Tomasz Sajewicz.
PR24/Anna Mikołajewska
REKLAMA