Komisja Weryfikacyjna bada reprywatyzację Skaryszewskiej 11. "Chodziliśmy, prosiliśmy burmistrza, żeby coś zadziałał"
Komisja weryfikacyjna bada sprawę kamienicy przy Skaryszewskiej 11 w Warszawie. Jako świadek zeznawał m.in. potomek jednego z przedwojennych właścicieli budynku. - Mimo, że jestem członkiem rodziny spadkobierców, nie powiadomiono mnie o reprywatyzacji - powiedział Tadeusz Baczko. Zeznania przed komisją weryfikacyjną składali też przedstawiciele miasta i lokatorzy kamienicy przy Skaryszewskiej 11. Jedna z mieszkanek, Janina Ryszko, opowiadała, jak zmieniło się życie mieszkańców reprywatyzowanej kamienicy, gdy jej zarządcą stała się prywatna spółka. Polskie Radio 24 transmitowało posiedzenie komisji.
2018-01-30, 19:00
Posłuchaj
30.01.2018 Komisja Weryfikacyjna bada reprywatyzację Skaryszewskiej 11. Relacja Ewy Wasążnik (godz. 15:35) i fragment posiedzenia KW (cz.5)
Dodaj do playlisty
Przez Komisję przesłuchiwany był m.in. burmistrza Pragi - Południe Tomasz Kucharski. - Do urzędu dzielnicy nie wpłynął żaden dokument, który wskazywałby na nieprawidłowości w procesie reprywatyzacji - zapewnił świadek.
Decyzją z końca 2015 r. ratusz ustanowił prawo użytkowania wieczystego do Skaryszewskiej 11 na rzecz nowego właściciela, a w 2016 r. dzielnica Praga Południe orzekła o przekształceniu tego prawa w prawo własności. Nowy właściciel po odzyskaniu nieruchomości sprzedał nieruchomość prywatnej firmie.
"Do urzędu dzielnicy nie wpłynął żaden dokument"
Na początku burmistrz Pragi - Południe był pytany o to, czy mieszkańcy Skaryszewskiej 11 zgłaszali mu problemy związane z reprywatyzacją budynku. Tomasz Kucharski zapewnił, że nie. Dodał, że problemy zgłaszane przez lokatorów dotyczyły złego stanu technicznego kamienicy.
- Postępowanie administracyjne związane z dekretem Bieruta było we właściwości Biura Gospodarki Nieruchomościami. Ponadto w maju 2016 roku główne akta własnościowe nieruchomości zostały przekazane przez delegaturę BGN do centrali BGN na ulicę Starynkiewicza - mówił Kucharski. Jak zapewnił, "do urzędu dzielnicy nie wpłynął żaden dokument, który wskazywałby na nieprawidłowości w procesie reprywatyzacji".
"Musieliśmy wydawać dwie decyzje w miesiącu"
REKLAMA
Justyna Wójcik pracowniczka ratusza potwierdziła, że przygotowała projekty decyzji reprywatyzacyjnych (w tym w sprawie Skaryszewskiej 11). Nadmieniła jednak, że był on wiele razy zmieniany przez jej przełożonych: kierownika, naczelniczkę czy radcę prawnego. Dopytywana o sprawy kuratorów (czy często miała z takimi do czynienia) przyznała, że takich przypadków nie miała w ogóle. - Z tego co pamiętam na tę chwilę Skaryszewska 11 była jedyną sprawą z kuratorami - oświadczyła urzędniczka.
- Wszystkie obowiązki, które wykonywałam, wykonywałam sumiennie. Jeśli popełniłam jakiś błąd, to dlatego, że jestem tylko człowiekiem - podkreśliła urzędniczka. - Z perspektywy czasu, jak widzę, co jest w tych sprawach, pewnie bym postąpiła inaczej - dodała.
Wójcik pytana o praktykę wydawania decyzji zwrotowych, urzędniczka powiedziała, że "było polecenie przygotowania projektów dla dwóch decyzji w miesiącu". - Kiedy przyszłam do pracy w 2008 roku, to dyrektor Jakub R. faktycznie powiedział, że miało być 300 decyzji zwrotowych. Później, nie pamiętam w którym roku, ale za czasów już Jerzego M. pojawiła się informacja, że mają być dwie decyzje miesięcznie - wyjaśniła urzędniczka. Dodała, że na koniec miesiąca naczelniczka wysyłała maila służbowego z informacją, kto z tego obowiązku się nie wywiązał. Zaś ci, którzy się wywiązali mieli być nagradzani w formie dodatków motywacyjnych.
"Główni właściciele Skaryszewskiej 11 zginęli w Holokauście"
REKLAMA
- Główni właściciele kamienicy zginęli w Holokauście, ich spadkobiercy przeżyli w Polsce, ale potem wyjechali za granicę. Nie wiedziałem o ustanowieniu kuratorów - zeznał z kolei przed komisją weryfikacyjną Tadeusz Baczko, potomek jednego z przedwojennych właścicieli Skaryszewskiej 11.
Sebastian Kaleta pytał świadka, jaki jest jego "stosunek rodzinny" do przedwojennych właścicieli nieruchomości. Baczko powiedział, że on bezpośrednio nie jest zaangażowany w sprawę, a w imieniu rodziny działa jego brat, Aleksander Baczko i reprezentująca go kancelaria. - Istnieje powiązanie między własnością kamienicy, a moimi przodkami. Moim pradziadkiem był Pinkus Friedman, on miał dwóch synów i jeden był moim dziadkiem - wyjaśnił Baczko.
Dramat lokatorów ze Skaryszewskiej
- Zostałam skrzywdzona w tym procesie reprywatyzacji najbardziej. Chciano mnie wyrzucić i wymeldować z lokalu. Zastraszano nas też wszelkimi pismami, ponagleniami. Wcześniej, nasze życie było spokojne, mocno się wspieraliśmy, po reprywatyzacji to jest koszmar - mówiła Janina Ryszko.
Kobieta podkreślała, że była w grupie mieszkańców kamienicy, którzy otrzymywali pisma o podwyżce czynszu oraz wypowiedzenia umowy najmu. Równocześnie, administrator budynku nie dbał o komfort życia mieszkających tam rodzin: Szokiem było dla nas wywieszenie przez administratora - bez pełnomocnictwa - numeru konta, na który mamy przelewać nową stawkę czynszu. Nie mieliśmy przez ponad 2 miesiące światła: ani na klatce schodowej, ani przed budynkiem. Nie mogła przyjechać karetka do chorej sąsiadki, były problemy z dostaniem się - dodała.
REKLAMA
Inny z lokatorów - Waldemar Szewczyk opowiadał o pogarszających się warunkach życia w nieruchomości. Jak podkreślał, administracja budynku, pod pozorem remontów, utrudnia użytkowanie lokali. Celem tego działania ma być, zdaniem świadka, opuszczenie mieszkań przez dawnych lokatorów: - Pustostany graniczące z naszymi lokalami powodują to, że rozrasta się grzyb. Nie mamy centralnego ogrzewania, co sprawia, że musimy płacić kolosalne kwoty za ciepło. Ja przykładowo około tysiąca złotych miesięcznie. To uniemożliwia jakąkolwiek egzystencję, mamy szczęście, że póki co zima jest lekka - zeznał. Świadek dodał, że kilka rodzin wyprowadziło się z budynku, gdy nowi właściciele ponieśli czynsz.
Justyna Wójcik, która pracowała w Biurze Gospodarki Nieruchomościami warszawskiego Ratusza, przyznała, że patrząc z perspektywy czasu na swoje działania w sprawie tej reprywatyzacji, postąpiłaby inaczej. - Być może popełniłam jakiś błąd ale był on nieświadomy i wszystkie obowiązki, które były mi powierzane wypełniałam zgodnie ze swoim sumieniem i uczciwie - zeznała urzędniczka. Świadek chętnie mówiła na temat zasad działania Biura Gospodarki Nieruchomościami. Poinformowała, że kiedy zaczynała pracę w 2008 roku ówczesny wicedyrektor biura Jakub R. mówił, że trzeba wydać 300 decyzji reprywatyzacyjnych rocznie. Justyna Wójcik zeznała, że największym uznaniem cieszyli się pracownicy, którzy wydawali takich decyzji najwięcej.
Nieruchomość po praskiej stronie Wisły sprywatyzowano ponad dwa lata temu. Dla przedwojennych właścicieli ustalono sześciu kuratorów. Gdyby dziś żyli - część z nich - miałaby ponad 110 lat.
Polskie Radio 24/PAP/IAR
REKLAMA
REKLAMA