"Wilkołak", czyli polskie kino grozy
- Najbradziej niezwykłe w tym filmie jest to, że spotykają się dwa elementy, które niekoniecznie w naszym kinie idą w parze: szalony, popowy pomysł na przestraszenie widza oraz świetne rzemiosło, wyboraźnia twórcy pochodząca z kina artystycznego - mówił o filmie "Wilkołak" krytyk Sebastian Smoliński.
2019-04-04, 09:30
Posłuchaj
Jest lato 1945 roku. Grupa dzieci zostaje wyzwolona z obozu Gross-Rosen i umieszczona w prowizorycznym sierocińcu pośrodku lasu. Krótką sielankę przerwą niedługo kolejne kłopoty. Tak zaczyna się akcja najnowszego filmu Adriana Panka pt. "Wilkołak", który 29 marca wszedł do polskich kin.
- Adrian Panek poszedł w kino gatunkowe i tego się nie wstydzi. Nie powiedziałbym, jak niektórzy, że "Wilkołak" to horror, ale też coś więcej. Może i tak, ale to przede wszystkim horror. Gatunek jest na pierwszym miejscu, nie jest wymówką, by mówić o sprawach poważniejszych - tłumaczył Sebastian Smoliński.
Więcej w nagraniu. Czy takie filmy jak "Wilkołak", "Demon", "Wieża jasny dzień" i "Córki dancingu" pokazują, że polski horror się odradza? A może ten gatunek nigdy się w Polsce nie narodził? Dlaczego polscy filmowcy unikali kręcenia hororrów?
Gospodarzem audycji był Łukasz Adamski.
REKLAMA
Data emisji: 3.04
Godzina emisji: 22.06
PR24
REKLAMA