"Takich przypadków na Lubelszczyźnie było więcej". Prof. Tomasz Panfil o pacyfikacji Wąwolnicy

2020-06-21, 12:00

"Takich przypadków na Lubelszczyźnie było więcej". Prof. Tomasz Panfil o pacyfikacji Wąwolnicy
n/z Spalenie Wąwolnicy. Foto: Polska Niepodległa - mat. archiwalne

- Wąwolnica to nie była jedyna wioską spalona przez czerwonych bandytów, którzy wówczas rządzili Polską natomiast jedyna, która zagładę udokumentował fotograf, amerykański pracownik UNRY - mówił w Polskim Radiu 24 prof. Tomasz Panfil, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej

Położona na Lubelszczyźnie wieś Wąwolnica została spalona 2 maja 1946 r. przez ubeckie komando za to, że pomagała Żołnierzom Wyklętym. Pacyfikacja Wąwolnicy i jej spalenie przez UB było wydarzeniem bezprecedensowym w polskiej historii. Nie tylko z powodu brutalności komunistycznych oprawców stosujących bandyckie metody, ale także z racji prześladowania mieszkańców niepokornej wioski przez cały okres komunistycznych rządów.

Tragedia większa niż czas niemieckiej okupacji

Wąwolnica była po wojnie miejscem walk oddziałów zgrupowania partyzanckiego AK-WiN mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika" z siłami komunistycznej władzy. Dla komunistów Wąwolnica była, jak określano to w dokumentach UB, prawdziwym "gniazdem os", które zawsze pomagało "faszystowskim bandytom". Przebieg tego wydarzenia przypomniał czasy niemieckiej okupacji, gdy palono polskie wsie i mordowano ich mieszkańców.

Posłuchaj

Prof. Tomasz Panfil: Pacyfikacja Wąwolnicy to wydarzenie bez precedensu w walkach z podziemiem niepodległościowym. (PRL Historia Prawdziwa/PR24) 22:43
+
Dodaj do playlisty

W samo południe 2 maja 1946 r. do Wąwolnicy przybyła kilkudziesięcioosobowa grupa operacyjna z powiatowego urzędu bezpieczeństwa w Puławach. Prowadzili poszukiwania jednego z poddziałów zgrupowania "Orlika". Grupa przybyła na miejsce, otoczyła dom, gdzie mieli być partyzanci "Orlika", a następnie podpaliła go, po czym natychmiast wycofała się z miejscowości. Jednak po dwóch godzinach wróciła do Wąwolnicy, metodycznie podpalając pozostałe zabudowania. Do tego celu użyto m.in. benzyny i pocisków zapalających. Wzniecony pożar zaczął się szybko rozprzestrzeniać, obejmując większość zabudowań, jakie były w miejscowości.

Powiązany Artykuł

wyklęci.jpg
Jacek Pawłowicz: Żołnierze Wyklęci pozostali wierni przysiędze do końca


Siły UB nie pozwoliły przybyłym na miejsce zdarzenia wozom strażackim na gaszenie pożaru. Pastwą pożaru padło 101 domów mieszkalnych, 106 stodół, 121 obór i wiele innych zabudowań, jakie były w Wąwolnicy. Żywcem spłonęły trzy osoby, a co najmniej kilkadziesiąt innych uległo poważnym poparzeniom. To była tragedia, jakiej nie zaznali mieszkańcy Wąwolnicy w ciągu pięciu lat okupacji niemieckiej.

Prawdziwa gehenna Wąwolnicy zaczęła się dopiero po pożarze. Zwłaszcza gdy nadeszła jesień, a potem surowa zima. Zimno, głód i ludzka nędza stały się tam codziennością. Jej mieszkańcy nie otrzymali żadnej materialnej pomocy. Komunistyczna władza naznaczyła Wąwolnicę piętnem "bandyckiej" miejscowości i wcale nie zamierzała pomagać jej mieszkańcom.

"Wioska miała zawartą drewnianą zabudowę, idealnie się paliła"

– Dramat był o tyle zaskakujący, że wydarzył się rok po II wojnie światowej. Pacyfikacja Wąwolnicy określana jest jako coś niebywałego, coś co nie miało precedensu w walkach z podziemiem niepodległościowych. Wąwolnica to nie była jedyna wioska spalona przez czerwonych bandytów, którzy wówczas rządzili Polską natomiast jedyna, która zagładę udokumentował amerykański pracownik UNRY, czyli ONZ-owskiej agencji ds. odbudowy i rozwoju - relacjonował w PR24 prof. Tomasz Panfil.

Tragedię mieszkańców Wąwolnicy zarejestrował podróżujący po Polsce amerykański fotograf John Vachon. Jego zdjęcia stały się bardzo ważnym świadectwem tamtej tragicznej historii.

- Akurat tamtędy jechał do Lublina, UB wypuściło go z aresztu. Wybrał dziwną trasą. Po południu zobaczył jakby palący się szyb naftowy. Zobaczył co się dzieje i zaczął to fotografować. Dzięki temu mamy unikatową dokumentację fotograficzną, na której widzimy efekt wprowadzania komunistycznych porządków. Tej wioski największą winą było to, że chciała żyć w sposób tradycyjny i świętować 3 maja. Wioska przetrwała wojnę w stanie nienaruszonym. Wioska miała zawartą drewnianą zabudowę, idealnie się paliła - mówił historyk z IPN. - Takich przypadków na Lubelszczyźnie było więcej, ale nikt nie przyjechał, nie sfotografował - dodał.

W audycji także o historii Wąwolnicy i okolicznościach utraty przez tę miejscowość praw miejskich.

***


Audycja: "PRL - historia prawdziwa"
Prowadzący: Robert Tekieli
Gość: prof. Tomasz Panfil, historyk (IPN)
Data emisji: 21.06.2020
Godzina emisji: 11.06

PR24/IAR/niepodlegla.pl

Polecane

Wróć do strony głównej