W interesach z zagranicznymi kontrahentami nie tylko język jest barierą

Holender nie lubi improwizacji, Anglik zadzierania nosa, a Rosjan trzeba chwalić. "Puls Biznesu" pisze o tym, jak trzeba rozmawiać z zagranicznymi partnerami.

2015-10-12, 07:46

W interesach z zagranicznymi kontrahentami nie tylko język jest barierą
Nie tylko język jest barierą w kontaktach z zagranicznymi kontrahentami. Foto: Panthermedia

Jak mówi gazecie prezes firmy doradczej IPK i ekspert od różnic kulturowych Marek Suchar, z przedsiębiorcą zza wschodniej granicy niczego nie da się załatwić e-mailami, faksami czy nawet przez telefon. Konieczne jest spotkanie. I serdeczna atmosfera, oznaczająca często zatarcie granicy między sferą zawodową a prywatną.

Niemcy też wolą kontakt twarzą w twarz

"Puls Biznesu" dodaje, że Niemcy też wolą kontakt twarzą w twarz, ale bardzo formalny. I biada, jeżeli zapomnimy o tytule naukowym klienta. Anglicy z kolei lubią luz i inteligentne dowcipy. A nie cierpią, gdy ktoś zadziera nosa.

Holendrzy nie lubią improwizacji

Holendrzy - zwraca uwagę doktor Suchar - nie rozumieją i nie cierpią improwizowania na spotkaniach. - Jeśli chcemy, by traktowali nas poważnie, musimy pokazać, że przygotowaliśmy się do rozmowy - tłumaczy. Zdaniem doktora Suchara, najbardziej zrelaksowanym narodem są Australijczycy, z którymi można dyskutować o wszystkim. Nie obrażą się nawet wtedy, gdy głośno i wyraźnie wyrazimy niezadowolenie z ich usług.

IAR, awi

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej