Czterodniowy tydzień pracy. Pracodawcy boją się dodatkowych kosztów, związki zawodowe utraty zarobków

2024-03-23, 11:03

Czterodniowy tydzień pracy. Pracodawcy boją się dodatkowych kosztów, związki zawodowe utraty zarobków
Jednym z obszarów najszybszego wzrostu było również przetwórstwo przemysłowe - tutaj nasz kraj zanotował blisko trzykrotny wzrost. Foto: Shutterstock/hedgehog94

Mniej przepracowanych godzin w tygodniu, to mniej wytworzonych dóbr i usług oraz wyższe koszty dla przedsiębiorstw - mówią przedstawiciele pracodawców. Związki zawodowe wskazują, że rozwiązanie wpływa na większą wydajność pracowników, obawiają się jednak obniżki wynagrodzeń.

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk powiedziała kilka dni temu, że chciałaby, by w tej kadencji parlamentu, doszło do skrócenia tygodnia pracy. Według niej Polacy są jednymi z najdłużej pracujących w UE, przez co brakuje im czasu dla siebie i dla rodziny. Powołując się na pierwsze wyniki zleconych analiz wskazała, że najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby skrócenie tygodnia pracy do 4 dni, a nie do 35 godzin tygodniowo.

Minister rodziny zapowiedziała, że zleciła Centralnemu Instytutowi Ochrony Pracy analizę efektywności pracy w relacji do liczby godzin przepracowanych przez pracownika w tygodniu. - Ja, tak jak całe moje środowisko lewicowe, ale nie tylko, bo przecież premier Donald Tusk postulował pilotaż 4-dniowego tygodnia pracy, jestem za tym, żeby rozmawiać o skróceniu tygodnia pracy - mówiła niedawno Dziemianowicz-Bąk. Dodała, że od wprowadzenia 8-godzinnego dnia pracy minęło ponad 100 lat. - Technologia poszła do przodu, a efektywność pracy nie równa się jej długości - oceniła.

Pierwszym krajem w Europie, który wprowadził czterodniowy tydzień pracy, jest Belgia. W lutym 2022 r. pracownicy uzyskali tam prawo do wykonywania pełnego tygodnia pracy w ciągu czterech dni, zamiast pięciu, bez utraty wynagrodzenia. W Niemczech prowadzone są badania pilotażowe, a we Francji od 2000 r. obowiązuje 35-godzinny tydzień pracy.

Zarówno przedstawiciele Pracodawców RP, Business Centre Club (BCC) oraz Konfederacji Lewiatan oceniają, że wzorowanie się na Holendrach, Norwegach, Duńczykach i Niemcach, którzy mają najkrótszy tygodniowy czas pracy, jest złym pomysłem, bo Polski na to nie stać.

Polskie firmy leczą rany po COVID-19

Ekspert prawa pracy z Pracodawców RP Katarzyna Siemienkiewicz uważa, że kondycja polskich przedsiębiorstw została nadwerężona przez pandemię SARS-CoV-2, wojnę na Ukrainie, inflację oraz wysokie koszty energii. Jej zdaniem skrócenie czasu pracy będzie oznaczać mniejszą ilość wyprodukowanych dóbr i usług, co dodatkowo negatywnie wpłynie na stan polskiej gospodarki.

- Warto rozważyć, czy skrócenie czasu pracy ma dotyczyć wszystkich sektorów, czy tylko wybranych. W sektorze publicznym, w szczególności ochronie zdrowia, może to się wiązać z dużymi kosztami, które nie zostały przecież przewidziane w ustawie budżetowej - tłumaczy Siemienkiewicz. Choć przyznała, że postęp technologiczny i zmiana modelu pracy może uzasadniać skrócenie tygodnia pracy, ale nie wszystkie sektory gospodarki opierają się na nowoczesnych technologiach, gdzie czynnik pracy ludzkiej odgrywa mniejsze znaczenie. -

- Większość pracodawców w Polsce to małe i średnie firmy, które najbardziej odczują negatywne konsekwencje tego rozwiązania. Biorąc zaś pod uwagę wzrost płacy minimalnej, który zwiększył wartość świadczenia pracy, nie uwzględniając jej efektywności, dodatkowe zmniejszanie nakładu pracy jeszcze bardziej zwiększy koszty zatrudniania, których przedsiębiorcy mogą nie udźwignąć - podkreśliła Katarzyna Siemienkiewicz.

BCC: tylko w niektórych sektorach jest to możliwe

Witold Michałek z BCC uważa, że przesłanką ułatwiającą politykom Lewicy wznowienie dyskusji na temat skrócenia czasu pracy w Polsce, jest wzrost zamożności społeczeństwa.

- Dążenie do posiadania coraz to nowych dóbr i usług powoli jest równoważone dążeniem coraz większej liczby pracowników do wydłużenia czasu wolnego - powiedział ekspert BCC. Zwrócił uwagę, że w Polsce obecnie panuje "rynek pracownika", co umożliwia zwiększenie nacisków na pracodawców.

Według eksperta BCC czynnikiem, który w największym stopniu będzie decydować o tym, jak pomysł skrócenia czasu odbiorą pracodawcy z sektora prywatnego, będzie skalkulowanie, czy zostanie zachowana równowaga pomiędzy dotychczasową a przyszłą efektywnością pracownika zatrudnionego w mniejszym wymiarze czasu pracy.

- W niektórych firmach, mniej uzależnionych od cyklu technologicznego produkcji, np. "kreatywnych", możliwe będzie przeprowadzenie takich zmian organizacyjnych, które nie zmniejszą jednostkowej produktywności. Część z nich zresztą już takie eksperymenty prowadzi - zwrócił uwagę Witold Michałek z BCC. Ocenił jednak, że w wielu innych branżach będzie to bardzo trudne lub niemożliwe do wprowadzenia.

Ograniczenie godzin pracy to zakłócenia w sektorze publicznym?

Zdaniem Witolda Michałka z BCC zredukowanie czasu pracy spowoduje poważne problemy w służbie zdrowia, edukacji, administracji publicznej i transporcie publicznym. Wskazał, że zmniejszenie liczby godzin pracy danego pracownika będzie musiało łączyć się albo ze zwiększeniem liczby zatrudnionych – na co sztywny budżet zwykle nie pozwala, albo ograniczeniem dostępu obywateli do usług publicznych, ze względu na krótszy czas pracy urzędów, szkół czy przychodni.

Zrekompensowanie skrócenia czasu pracy wymaga inwestycji w nowe technologie, lepszą organizację pracy, szkolenia pracowników - uważa natomiast Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.

- Problem polega na tym, że klimatu do inwestowania w Polsce nie ma. Oszczędzamy zdecydowanie za mało i za mało inwestujemy. Przez ostatnie osiem lat wzrost gospodarczy napędzany był głównie przez konsumpcję, a inwestycje spadły z 19 do niecałych 17 proc. PKB. To niepokojąco mało - powiedział ekspert Lewiatana. Dla przykładu podał, że w Czechach inwestycje wynoszą 25 proc.

Skrócenie czasu pracy: spóźnione o 20 lat?

W opinii Mordasewicza powoływanie się na przykłady bogatych krajów zachodnich, gdzie czas pracy został skrócony, nie ma sensu, bo przedsiębiorstwa niemieckie, francuskie czy szwedzkie dysponują kilkukrotnie większym kapitałem przypadającym na jednego pracownika niż polskie firmy. Zatem utrzymanie poziomu produkcji przy redukcji czasu pracy i braku inwestycji w nowoczesne rozwiązania technologiczne wymagałyby zwiększenia zatrudnienia.

- Skrócenie czasu pracy w Polsce miałoby może jakiś sens 20 lat temu, kiedy stopa bezrobocia wynosiła blisko 20 proc. Wtedy można byłoby zwiększyć zatrudnienie, a za "dzieleniem się" pracą przemawiałyby względy społeczne. Ale dziś, przy niskim bezrobociu, powszechnie odczuwanym braku pracowników i systematycznie malejącej liczbie osób w wieku produkcyjnym (rocznie ubywa ich 150 tys.) skrócenie czasu pracy, np. do czterech dni w tygodniu, nie zostanie zrównoważone przez wzrost zatrudnienia. Budynki i maszyny będą wykorzystane w mniejszym stopniu, więc inwestycje w Polsce będą mniej opłacalne - wyjaśnił Mordasewicz.

Co sądzą związki zawodowe?

Opinie związków zawodowych na temat pomysłu skrócenia tygodnia pracy, są podzielone. Rozwiązanie to popiera Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Przewodniczący OPZZ Piotr Ostrowski, komentując obawy pracodawców, wskazał, że podobnie oceniano kiedyś "wprowadzenie 8-godzinnego dnia pracy, płatnych urlopów, zakazu pracy dzieci czy ochrony kobiet w ciąży".

- Jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw spośród krajów OECD. Pracujemy prawie 2 tys. godzin rocznie. Są kraje, w których czas pracy jest znacznie krótszy, a gospodarki wydajniejsze. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce miałoby być zupełnie inaczej. Wypoczęty pracownik, który ma czas na łączenie życia zawodowego z rodzinnym, jest wydajniejszy - twierdzi Ostrowski z OPZZ.

Z dystansem do wprowadzenia krótszego tygodnia pracy podchodzi natomiast NSZZ "Solidarność", dla której nie jest to priorytetowy postulat. Jak poinformowała PAP Barbara Michałowska z "Solidarności", znacznie ważniejsze dla związku jest wprowadzenie emerytur stażowych, a w tej sprawie przygotowany został obywatelski projekt ustawy.

- Eksperci związku postulują poprzedzenie wprowadzenia krótszego tygodnia pracy rzetelnymi badaniami ewentualnych skutków. Istnieją na przykład obawy, że konsekwencją tego rozwiązanie będzie obniżenie wynagrodzeń - zaznaczyła Michałowska.

Jako to zrobiono w innych krajach?

Pierwszym krajem w Europie, który wprowadził czterodniowy tydzień pracy, jest Belgia. W lutym 2022 r. pracownicy uzyskali tam prawo do wykonywania pełnego tygodnia pracy w ciągu czterech dni, zamiast pięciu, bez utraty wynagrodzenia. W Niemczech prowadzone są badania pilotażowe, a we Francji od 2000 r. obowiązuje 35-godzinny tydzień pracy.

Z przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii badań wynika, że skrócenie czasu pracy o 20 proc. w skali tygodnia, bez utraty wynagrodzenia, doprowadziło do znacznego spadku poziomu stresu pracowników, redukcji dni na zwolnieniu chorobowym, zwiększenia lojalności pracowników wobec pracodawcy oraz wyraźnie poprawiło równowagę między życiem zawodowym a prywatnym osób w wieku produkcyjnym. Nie wpłynęło natomiast na pogorzenie wydajności.

Litwa nie ma odgórnej regulacji wprowadzającej czterodniowy tydzień pracy, ale w 2021 r. wprowadziła przepisy, zgodnie z którymi rodzice małych dzieci mogą pracować 32 godziny tygodniowo, podczas gdy średni tydzień pracy w kraju to 40 godzin.

Francja również nie egzekwuje prawnie konieczności zapewnienia możliwości wyboru czterodniowego tygodnia pracy, ale coraz częściej firmy przechodzą na taki model. 35-godzinny tydzień pracy wprowadzono tam w 2000 r.; z danych francuskiego ministerstwa pracy wynika, że około 10 tys. Francuzów pracuje w trybie czterodniowym.

Według Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) Niemcy mają średnio de facto jeden z najkrótszych tygodni pracy w Europie - przeciętny Niemiec pracuje 34,2 godz. tygodniowo. W badaniu pilotażowym obejmującym 45 przedsiębiorstw trwa testowanie 4-dniowego tygodnia. Według ankiety przeprowadzonej przez instytut badania opinii Forsa, 71 proc. osób pracujących w Niemczech chciałoby mieć możliwość pracy tylko przez cztery dni w tygodniu.

Szwecja testowała różne modele zmiany czasu pracy w 2015 r. - m.in. sześciogodzinne dni robocze zamiast ośmiogodzinnych bez utraty wynagrodzenia. W efekcie m.in. partie lewicowe uznały, że wdrożenie tego na dużą skalę byłoby zbyt kosztowne.

PR24/PAP/SW

Polecane

Wróć do strony głównej