Samorządy: obecny system finansowania oświaty nie przystaje do rzeczywistości

Obecny system finansowania oświaty nie przystaje do rzeczywistości, brakuje standardów określających liczbę uczniów w oddziale czy klasie, a wychowanie przedszkolne nie jest objęte subwencją oświatową - takie m.in. wady obecnego systemu zauważają samorządowcy, z którymi rozmawiała PAP.

2016-09-12, 08:47

Samorządy: obecny system finansowania oświaty nie przystaje do rzeczywistości
zdjęcie ilustracyjne. Foto: Glow Images/East News

Obecny system finansowania oświaty to efekt stopniowego przekazywania w latach 90. szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych do prowadzenia samorządom. Wówczas wcześniejszy centralny system finansowania szkolnictwa zastąpiono subwencjonowaniem części zadań. Wprowadzono tzw. subwencję oświatową (formalnie jest to część oświatowa subwencji ogólnej). Stanowi ona około 90 proc. wszystkich nakładów z budżetu państwa przeznaczonych na zadania oświatowe. Jej wysokość co roku określona jest w ustawie budżetowej (w 2017 r. ma wynieść 41,5 mld zł). Środki z subwencji dzielone są między poszczególne samorządy na podstawie tzw. algorytmu podziału subwencji oświatowej, opisywanego co roku w rozporządzeniu ministra edukacji.

Dodatkowe zadania gmin

Jednocześnie zdecydowano wówczas, że zadaniem gmin jest m.in. prowadzenie i finansowanie przedszkoli, szkół podstawowych i gimnazjów oraz dowożenie uczniów do szkół, jeśli nie mieszkają w ich pobliżu. Z kolei zadaniem powiatów stało się m.in. prowadzenia szkół ponadgimnazjalnych, szkół specjalnych, szkół sportowych, placówek oświatowo-wychowawczych, placówek kształcenia ustawicznego, placówek artystycznych, poradni psychologiczno-pedagogicznych, młodzieżowych ośrodków wychowawczych i socjoterapii.

Na część tych zadań samorządy otrzymują środki z subwencji oświatowej (głównie na prowadzenie szkół), na resztę (np. prowadzenie przedszkoli czy dowóz uczniów) muszą wyłożyć środki własne z innych dochodów. W przypadku gmin chodzi np. o odpis od podatków PIT, CIT, podatku od czynności cywilno-prawnych, podatków miejscowych (gruntowego czy od nieruchomości), dochodów ze sprzedaży czy najmu. Dodatkowo od kilku lat gminy otrzymują dotację na rozwój wychowania przedszkolnego.

- Obecny system finansowania oświaty został wprowadzony 16 lat temu. Został stworzony wówczas zupełnie od nowa. Był ściśle związany z koncepcją całego systemu oświaty, który wtedy powstawał (wprowadzano wówczas m.in. gimnazja, a szkoły podstawowe skrócono z ośmiu do sześciu lat - PAP) oraz zasadą, że pieniądz miał iść za uczniem - przypomniał w rozmowie z PAP wójt gminy Lubicz w woj. kujawsko-pomorskim Marek Olszewski, który jest przewodniczącym Związku Gmin Wiejskich RP.

Duża czy mała szkoła

Wraz z subwencją oświatową wprowadzono tzw. standard A, nazywany też bonem oświatowym. - Wynikało to z tego, że wówczas myślano, że duże szkoły są lepsze niż małe szkoły. Uważano, że także na terenach wiejskich lepiej jest dowieźć ucznia do większej, lepiej wyposażonej szkoły, z lepiej przygotowanym nauczycielem, niż utrzymywać małe szkółki. Chodziło też o wprowadzenie pewnej konkurencji między szkołami - szkoła lepsza, z większą liczbą uczniów miała mieć więcej pieniędzy. Związane to było m.in. z coraz większą liczbą szkół niepublicznych. Chodziło o to, by rodzice, którzy wybiorą inną szkołę niż najbliższa, publiczna też skorzystali z pieniędzy publicznych na edukację - mówił Olszewski.

Wraz ze standardem A w algorytmie podziału subwencji oświatowej wprowadzono systemem wag (czyli mnożników, dzięki którym kwota na jednego ucznia wzrasta z zależności od specyfiki szkoły lub potrzeb ucznia, np. niepełnosprawnego - PAP). Był on prostszy niż obecnie - wag było dwadzieścia parę, dziś jest ponad 40.

- Szybko okazało się, że system nie działa tak, jak planowano - rodzice na wsi nie wybierali najlepszych szkół, ale najbliższe. Pojawił się problem finansowania małych wiejskich szkół. Środki, jakie przysługiwały na nie z subwencji, nie wystarczały na ich utrzymanie - zauważył Olszewski. Jak wyliczył, 6-letnia szkoła podstawowa z jednym odziałem w każdym roczniku potrzebuje 12 i 3/4 etatu nauczycielskiego. - Gdyby tam było wystarczyło czterech, sześciu nauczycieli, to by się udało ją utrzymać z subwencji, ale to nie jest możliwe. Liczba nauczycieli związana jest z liczbą nauczanych przedmiotów. Trzeba pamiętać, że w obecnym systemie gmina z subwencji dostaje środki na ucznia, a wydaje je na nauczyciela, na jego pensję - zaznaczył wójt.

- W chwili obecnej na jednego ucznia w małej wiejskiej szkole, przy uwzględnieniu wszystkich wag: na małą szkołę, na wiejską szkołę itd., to maksymalnie standard A wzrasta z 5 tys.357 zł do blisko 10 tys. zł, tyle, że uczeń w takiej szkole kosztuje dużo więcej - 15, 18, czy nawet 20 tys. zł. Gminy wiejskie coraz częściej dokładają prawie 100 proc. do kwoty z subwencji - zauważył Olszewski.

Według niego, w gminach wiejskich wydatki na oświatę często przekraczają 60 proc. całego ich budżetu, podczas gdy w dużych gminach, dużych miastach wskaźnik ten jest inny, przeznacza się tam na oświatę 25, 30, 40 proc. budżetu. - W efekcie małe wiejskie gminy na wydatki inne, niż oświatowe, mają 40, 30 proc. To często za mało, by mieć wkład własny na różne inwestycje finansowane ze środków europejskich. Często ludzie się dziwią, że wójtowie nie budują dróg, inwestycje w wodociągi ciągną się latami. Nie zawsze jest to wina wójta, to wina systemu. Przykładowo w mojej gminie, a nie jest to biedna gmina, środków z subwencji dodajemy około 18 mln zł, a wydajemy na oświatę około 25 mln zł - podał wójt.

PAP, abo

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej