Marek Moczulski, prezes Bakallandu: Zmiana to mój żywioł

Mówi się o nim „lekarz firm” lub „menedżer-kamikadze”, bo zatrudnia się tylko w firmach z problemami.

2017-09-03, 16:30

Marek Moczulski, prezes Bakallandu: Zmiana to mój żywioł
Marek Moczulski, prezes Bakallandu. Foto: Materiały promocyjne

Posłuchaj

O swojej karierze zawodowej w audycji Ludzie gospodarki w Polskim Radiu 24 opowiada Marek Moczulski, prezes Bakallandu (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

W swojej karierze zrestrukturyzował Agros Fortunę, wyciągnął  z dołka producenta słodyczy  Mieszko, a ostatnio połączył, zmagający się wtedy z problemami, Bakalland z Delectą.  

- Czasami mówię, że  jeśli ktoś chce mnie tak określać, to raczej ordynator, czyli ten, który koordynuje działaniami całego zespołu lekarskiego, który "uzdrawia" firmę – mówi gość audycji „Ludzie gospodarki”.

Aby się zmienić, trzeba tego chcieć

I choć Marek Moczulski  podkreśla, że lubi wyzwania, a zmiany są jego żywiołem, to nie podejmuje się on  wszystkich propozycji.

- Musi być rękojmia, że mam zasoby do przeprowadzenia tych zmian. I nie chodzi tu tylko o zasoby pod względem finansowym, ale myślę także o zasobach ludzkich i zasobach współpracy z tymi, którzy tych zmian oczekują. Bardzo ważna jest chemia pomiędzy tym, który ich dokonuje a właścicielami firmy i całym otoczeniem. Kiedy odmawiałem uczestniczenia w jakimś projekcie, to wtedy, gdy czułem, że ktoś, kto chce tej zmiany, faktycznie nie chce niczego zmieniać.

REKLAMA

Klucz do sukcesu: zrozumienie i współpraca

Inaczej było w przypadku Bakallandu, którym obecnie kieruje. Stery w spółce Marek Moczulski przejął od założyciela firmy, Mariana Owerko z którym poczuł „chemię”.

- Myśmy przygotowywali się do tego procesu kilka miesięcy, kiedy byłem jeszcze przewodniczącym rady nadzorczej Bakallandu. Wtedy doszliśmy do wniosku, że firma potrzebuje nowego impulsu, że model funkcjonowania friedns&family sprawdza się tylko na pewnym etapie rozwoju. I kiedyś trzeba go zmienić na model, którzy przewiduje pewne procedury, otwarcie na ludzi z zewnątrz, myślenie bardziej procesowe niż silosowe. I genialność pana Mariana polegała na tym, że on to rozumiał i dlatego między nami jest znakomita współpraca – wyjaśnia gość Polskiego Radia 24.

Kierunek: Afryka

Marek Moczulski i Marian Owerko  wypracowali nową strategię rozwoju firmy. Jednym z jej głównych elementów jest ekspansja zagraniczna. Jednym z priorytetowych rynków jest  Afryka.

- Bardzo chcemy sprzedawać nasze produkty za granicę pod naszą marką, a nie jako poddostawca. Bardzo chcemy wspierać nasze marki i tutaj taką okazją jest Afryka, bo tam rynek jest bardzo chłonny i otwarty – wyjaśnia Marek Moczulski.

REKLAMA

I jak dodaje, już dziś możemy mówić zaczątkach Bakallandu jako marki globalnej. To jednak bardzo długi proces. Na początek prezes firmy zadowoli się osiągnieciem pozycji lidera w swoje branży na kilku wybranych rynkach w ciągu następnych 5 lat.

Menedżer jako psycholog i trybun ludowy

Aby „uzdrowić” upadającą firmę ważna jest nie tylko wiedza i doświadczenie. Do tego  potrzebna jest osoba, która potrafi także zjednać sobie sympatię pracowników, akcjonariuszy, wierzycieli i dostawców. Marek Moczulski sprawdził się w tej roli, gdy kilkuset rolników protestowało przed zakładem Agrosu w Milejowie przeciw decyzji o jego sprzedaży.

"

Marek Moczulski Często trzeba było dyskutować, ale czyniłem to z otwartą przyłbicą, nie było owijania w bawełnę.

- Trzeba rzeczywiście wszechstronnie patrzeć na całość sytuacji, jaką się zastaje. Ja natomiast w tym procesie zmian byłem bardzo otwarty. Nie oszukiwałem, nie kluczyłem, nie zwodziłem ludzi. Często trzeba było dyskutować, ale czyniłem to z otwartą przyłbicą, nie było owijania w bawełnę. Po prostu, trzeba rozmawiać z ludźmi uczciwie, choć czasami są emocje. Bardzo trudno robić to, kiedy jest wiec, ale wskakuje się wtedy na beczkę i też się krzyczy.

REKLAMA

Od socjologa do prezesa

Marek Moczulski ukończył historię i socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i planował karierę naukową. Doktorat jednak porzucił. Zamiast biurka na uczelni, wybrał pracę w korporacji.

- Ja ocierałem się o biznes dwukrotnie. Po raz pierwszy, kiedy byłem na stypendium w Kanadzie w końcu lat 80. Spotkałem tam prezesa jednej z korporacji, zaprosił mnie na lunch a po nim powiedział: "Zostajesz moim asystentem". Napisałem o tym do mojej ówczesnej narzeczonej, obecnie żony. A ona mi odpisała: 'Wracaj. Tutaj się zmienia". No i wróciłem.

Po raz drugi, tym razem udany, Marek Moczulski z biznesem zetknął się już w Polsce. Pod koniec pracy nad doktoratem, umiera jego promotor. Wtedy pojawiło się pytanie: co dalej? Wysłał w kilka miejsc swoje CV.  Zmiany ustrojowe spowodowały, że rynek potrzebował młodych, wykształconych osób, szczególnie tych znających języki obce. I tak trafił do międzynarodowej firmy audytorskiej.

- Jak mój szef mnie przyjmował, to powiedział: "Marek, my ciebie nauczymy wszystkiego. Im mniej wiesz o tych finansach, tym lepiej".

REKLAMA

Według gościa audycji „Ludzie gospodarki”, główną zaletą osób, które kończyły tzw. kierunki egzotyczne, jak socjologia, czy historia jest otwarty umysł. Są to bowiem osoby, które widzą nie tylko cyfry, ale szerszy kontekst.

Błażej Prośniewski, abo

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej