Opłaty za odbiór odpadów rosną przez nieuczciwych sąsiadów?

W Poznaniu i Bydgoszczy głośno już mówią o tym, że nawet 15 procent mieszkańców nie płaci za odbiór śmieci. Zdaniem samorządowców spora ich część po prostu oszukuje. Jak jest w innych miastach?

2017-11-07, 15:45

Opłaty za odbiór odpadów rosną przez nieuczciwych sąsiadów?
Osoby uczciwe płacą za śmieci osób nieuczciwych. Foto: matabum/Shutterstock.com
  • Deklaruje się mniejszą liczbę lokatorów, niż faktycznie zamieszkuje nieruchomość.
  • Dzieje się tak przede wszystkim w dużych miastach.
  • Gminy szukają sposobów na ukrócenie tego procederu.

 

Poznańscy urzędnicy szacują, że w 725-tysięcznej aglomeracji za wywóz śmieci nie płaci około 90 tysięcy ludzi. Miejski budżet traci na tym nawet  6 mln zł rocznie.

- Osoby uczciwe, mówiąc wprost, płacą za nieuczciwych - stwierdził w rozmowie z TVN24 Tomasz Lewandowski, zastępca prezydenta Poznania.

Problem polega na tym, że mieszkańcy deklarują mniejszą liczbę lokatorów, niż faktycznie zamieszkuje nieruchomość.

REKLAMA

W Poznaniu chcą więc zmienić system naliczania opłat i skorzystać z rozwiązania stosowanego w kilku innych miastach i, na przykład tak, jak robią to w Szczecinie, ich wysokość uzależnić od zużycia wody.

Rozpatrywany jest także metoda stosowana w Gdyni, gdzie więcej za śmieci płacą ci, którzy mają większe mieszkania. W gdyńskim magistracie są z tej metody zadowoleni. Jak twierdzą, system jest szczelny, ponieważ powierzchnię mieszkań, w przeciwieństwie do liczby ich lokatorów, łatwo zmierzyć nie pozostawiając pola do manipulacji.

Z kolei w Bydgoszczy urzędnicy magistratu szacują, że tam za wywóz odpadów nie płaci około 50 tys. mieszkańców. I także szukają innych metod naliczania należności.

- Nie może być tak, że występuje zjawisko pasażera „na gapę”. Bo tak naprawdę, jeżeli 50 tys. osób nie płaci, to znaczy, że albo płacą za nich inni, albo budżet miasta - podkreśla Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy.

REKLAMA

Prezydent przyznaje, że miasto wyczerpało już wszelkie możliwości kontroli ściągalności opłat. Nie pomogło nawet zaangażowanie dodatkowych dziesięciu strażników miejskich. Dyskusja nad tym jak rozwiązać problem trwa, ale na razie nie znaleziono rozwiązania.

Skarżą się także w Oleśnicy. - Mieszkańców zameldowanych na pobyt stały mamy 36 285. A deklaracje złożyło 31 715 osób. Co oznacza, że 4 570 śmieci produkuje, ale za nie płaci - wylicza portal Olesnica.24pl

W czym problem?

Ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach stanowi, że obowiązek wnoszenia comiesięcznej opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi powstaje wtedy, gdy daną nieruchomość ktoś zamieszkuje. Stawkę określa rada gminy, biorąc pod uwagę liczbę osób zamieszkujących daną gminę. Co ważne: "zamieszkujących", a nie "zameldowanych".

Właściciel nieruchomości jest obowiązany złożyć u wójta, burmistrza lub prezydenta miasta deklarację o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi w terminie 14 dni od dnia zamieszkania na danej nieruchomości pierwszego mieszkańca lub powstania na danej nieruchomości odpadów komunalnych. I znów jest mowa o zamieszkiwaniu, a nie o zameldowaniu. Dlaczego akurat taki zapis znalazł się w ustawie? Zapis, przez który nie można dzisiaj obowiązku płacenia za odbiór odpadów rozszerzyć na mieszkańców, którzy są zameldowani w danej gminie?

REKLAMA

- Bo cały czas toczyła się, i toczy dalej, dyskusja o zniesieniu obowiązku meldunkowego. W 2013 roku wydawało się właściwie przesądzone, że zostanie on zniesiony - mówi Krzysztof Choromański specjalista od gospodarki komunalnej w Związku Miast Polskich.

Jak dodaje, chodziło także o gminy turystyczne, które chciały mieć możliwość ściągania opłat za osoby przebywające na ich terenie czasowo.

- Efekt jest taki, jaki jest - dodaje.

Krzysztof Choromański zwraca jednak uwagę na to, że problem jest bardzo złożony; szczególnie w przypadku dużych miast.

REKLAMA

- W małych ośrodkach ryzyko wykrycia, że zadeklarowaliśmy trzy osoby, choć naprawdę mieszka ich sześć, jest znacznie większe. Ludzie się znają, więcej o sobie wiedzą; istnieje pewnego rodzaju kontrola społeczna. Dlatego można powiedzieć, że w małych gminach problemu właściwie nie ma.

Ekspert dodaje także, że w metropoliach występuje jeszcze problem „kumulacji”: w ciągu dnia przebywa tam znacznie więcej osób niż jest zameldowanych, bowiem ludzie przyjeżdżają do pracy, do szkół, turystycznie. A w małej gminie tendencja jest odwrotna.

- Jest też co najmniej kilka innych czynników, które powodują, że nigdy nie dojdziemy do tego, by za wywóz odpadów płaciło sto procent mieszkańców miasta. Ale jeśli mówimy o 15 proc. tych, którzy tego nie robią, tak jak w przypadku Bydgoszczy i Gdańska, to jest ich sporo za dużo. Najczęściej gminy przyznają się, że owa różnica oscyluje w granicach kilku procent, na pewno poniżej 10 - dodaje ekspert ZMP.

Jak mówi, w dużych miastach występuje problem choćby ze studentami, którzy często mieszkają bez meldunku, zmieniają miejsca pobytu, więc ujęcie ich w ewidencji jest bardzo trudne.

REKLAMA

- Poza tym mamy kłopoty migracyjne. Przecież nikt dokładnie nie wie, ilu Polaków pracuje za granicą.  Wiemy tylko, że skala emigracji zarobkowej jest ogromna, i że w dużym mieście może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy osób - dodaje.

Nasz rozmówca mówi także o kłopotach z danymi statystycznymi.

- Nie wiem jaką metodą te wyniki z Poznania i Bydgoszczy były liczone. A niestety, mamy w Polsce ten kłopoty, że wszelkie statystki bardzo się między sobą różnią. Gminy nie mogą się właściwie opierać na źródłach statystki publicznej, czyli danych Głównego Urzędu Statystycznego, i korzystają z własnych ewidencji. Powstaje więc pytanie: jak dokładne są te ewidencje?

Jak twierdzi ekspert ZMP, wobec braku precyzyjnych danych, możemy nawet przyjąć tezę, że to nie Poznań i Bydgoszcz mają problem, ale miasta, które „wierzą” swoim statystykom.

REKLAMA

- Być może w tych dwóch miastach mają tak dobry system ewidencji, że potrafili wyliczyć, iż liczba uchylających się od płacenia jest znacznie większa, niż deklarują to inni; ci, których dane nie są tak precyzyjne? – mówi Choromański.

Dlaczego Poznań i Bydgoszcz?

Właśnie: jak odpowiedzieć na pytanie dlaczego o problemie głośno mówi się tylko w kilku miastach? Czy innych ośrodków on nie dotyczy?

Wręcz przeciwnie, eksperci z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że to zjawisko powszechne, wręcz systemowe.

- Proszę zauważyć, że to akurat Bydgoszcz i Poznań mają ostatnio sporo problemów z gospodarką odpadami; system im się nie domyka z powodu spalarni. Ja sugerował bym więc, że muszą znaleźć jakiegoś winnego i wskazali mieszkańców - mówi nam, proszący o zachowanie anonimowości specjalista od gospodarki odpadami.

REKLAMA

- Z tego co wiem, w wielu miastach tę dziurę pomiędzy wydatkami i wpływami (chodzi nie tylko o „niezadeklarowanych” mieszkańców, ale także o nieściągnięte należności) w gospodarowaniu odpadami szacuje się nawet na 30 proc.. Z moich rozmów z samorządowcami wynika, że to mniej więcej tyle, ile w przypadku podatków od nieruchomości.

Zdaniem naszego rozmówcy samorządowcy mają jednak instrumenty, pozwalające skuteczniej  egzekwować należności. Tyle, że korzystają z nich niechętnie i rzadko. Dlaczego? Bo to pociąga za sobą koszty polityczne.

- Gdy jest dziura w systemie, to przecież i tak straty się przerzuca na wszystkich mieszkańców podnosząc ceny, a represyjne ściąganie należności mogłoby spowodować narażenie się wyborcom.  A jeśli skala zjawisk sięga rzeczywiście tych 30 procent, to jest wiele do stracenia.

Nowy kłopot w gospodarce komunalnej

Jak się okazuje, problem ze ściągalnością opłat za usługi komunalne może się nasilać także za sprawą zatrudniania w Polsce obcokrajowców.

REKLAMA

Według dostępnych danych,  na przykład w niewielkiej Pszczynie, mieszka ponad tysiąc obywateli Ukrainy. Można śmiało przyjąć, że wielu z nich nie płaci za wywóz odpadów. Ale winnych tego stanu rzeczy szukać trzeba raczej nie wśród migrantów, a w gronie właścicieli mieszkań, którzy wynajmują im pokoje i nie zgłaszają tego w urzędzie.

W Pszczynie przyjęto, że obecność pracowników ze Wschodu może obciążać miejski budżet nawet na kwotę pół miliona złotych rocznie. Dlatego zdecydowano tam, że miejscy urzędnicy sprawdzać będą to, gdzie mieszkają obcokrajowcy. I kto im te mieszkania wynajmuje. Mają pytać o to lokalnych pracodawców i sprawdzać, gdzie wzrósł pobór wody.

Problem przyzwolenia

Krzysztof Choromański zwraca uwagę na jeszcze jeden problem związany z finansami gospodarki odpadami.

- Te gminy, które od początku dobrze zorganizowały cały system i teraz nad nim panują, radzą sobie z roku na rok coraz lepiej.

REKLAMA

W większości miast ściągalnością opłat za odbiór odpadów, powoli, ale jednak rośnie.

Jak mówi Krzysztof Choromański, by tak działo się wszędzie, trzeba jednak konsekwencji. Nie można pozwalać, by zaległości przekraczały trzy miesiące, bo im one większe, tym trudniej je ściągać. Jego zdaniem swoje robi tu także efekt przyzwolenia.

- Jeśli w gminie rozchodzi się wieść, że można bez konsekwencji składać nieprawdziwe deklaracje, albo nie płacić rachunków, to przybywa osób, które takie zachowania naśladują. I odwrotnie: gdy gmina jest konsekwentna, ludzie widzą, że to się nie opłaca i tego nie robią.

Piotr Toborek

REKLAMA


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej