Minister energii uspokaja: będzie praca dla górników, ich pensje nie będą niższe
Górnicy kopalni Makoszowy mogą przechodzić do pracy w innych grupach górniczych całymi brygadami, praca będzie dla całej załogi, a pensje górników nie będą mniejsze - zapewniał w środę w Sejmie szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski.
2016-12-14, 14:55
Posłuchaj
Minister energii podczas briefingu powiedział, że bardzo wielu górników z likwidowanej kopalni Makoszowy już zgłasza się do konkretnych kopalń w sprawie zatrudnienia. Jak mówił załoga kopalni Makoszowy liczy 1346 osób, tymczasem jest zgłoszonych 2608 ofert pracy. - W PGG - 1748, JSW - 423, w SRK - 317 - wyliczał. Do tego dochodzi jeszcze 120 miejsc pracy dla pracowników administracji.
Jak mówił Tchórzewski, ze względu na to, że zmiana miejsca pracy wiąże się z "kłopotem osobistym", dla górników Makoszowy pojawiła się kolejna propozycja - będą mogli przechodzić do pracy w innych grupach górniczych "całymi brygadami" w "ramach tego samego związku personalnego".
Wcześniej PO wezwała rząd do przedstawienia informacji o planowanej likwidacji kopalń i miejsc pracy na Śląsku, wskazując na przykład kopalń Krupiński i Makoszowy.
Wniosek o odroczenie posiedzenia Sejmu do czasu wprowadzenia do porządku obrad informacji rządu dotyczącej likwidacji kopalni i miejsc pracy na Śląsku złożył w środę poseł PO Krzysztof Gadowski. Później parlamentarzyści Platformy zorganizowali w Sejmie konferencję prasową z udziałem związkowców z zabrzańskiej kopalni Makoszowy, domagając się od rządu informacji o działaniach podejmowanych w górnictwie.
Decyzja o zaprzestaniu wydobycia
Zatrudniająca ok. 1,4 tys. osób, pozostająca w strukturach SRK i przynosząca straty kopalnia Makoszowy w Zabrzu, decyzją Komisji Europejskiej jedynie do końca tego roku może korzystać z dopłat do strat produkcyjnych. Aby dalej działać, musiałaby osiągnąć rentowność.
Tchórzewski powiedział, że decyzje o zaprzestaniu wydobycia w kopalni Makoszowy to wspólna decyzja Komisji Europejskiej i rządu.
Związki, które nie zgadzają się z perspektywą zamknięcia kopalni Makoszowy w ub. tygodniu przeprowadziły wśród załogi sondaż (sami związkowcy określali go jako „referendum”). Pracownicy odpowiadali na pytanie, czy chcą zostać w Makoszowach, czy chcą odejść w ramach alokacji do innych kopalni. Według Solidarności frekwencja wyniosła 84 proc., a 98 proc. głosujących opowiedziało się za pozostaniem w Makoszowach. Pytany, co oznacza ten wynik, szef Solidarności w kopalni Artur Banisz odpowiedział: „Protesty”.
Program naprawczy w kopalni
Obecny na konferencji prasowej wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski podkreślił, że rząd w tym roku dołożył wszelkich starań, aby decyzja o ofercie przenoszenia górników na inne kopalnie była ostatnią, ale gwarantującą stabilność mieszkańcom Śląska i tej kopalni.
- Komu i w jakim celu zależy, by w okresie przedświątecznym, po Barbórce, kiedy to są dobre informacje dla górników - bo są miejsca pracy - siać ferment, siać zamęt i straszyć. I opowiadać rzeczy zmyślone, nieprawdziwe - mówił wiceminister Tobiszowski.
Na konferencji prasowej Platformy Obywatelskiej z udziałem związkowców z zabrzańskiej kopalni Makoszowy, związkowcy mówili, że kopalnia Makoszowy zrealizowała program naprawczy i – jak mówił związkowiec z kopalni Makoszowy Andrzej Chwiluk "od stycznia 2017 r. może normalnie funkcjonować, nie potrzebuje dopłat”.
"Jak nie musi mieć dopłat, to o co te protesty?". - My uważamy, że Makoszowy bez dotowania będzie mieć problem na rynku. Związkowcy ponownie to wywołali, tu w tym miejscu. (...) My uważamy, że od 1 stycznia nie są w stanie funkcjonować na rynku bez dopłat. A to stwierdziła Komisja Europejska - powiedział Tobiszowski.
IAR/PAP, awi
REKLAMA