Uber to dla kierowców i pasażerów „american dream”, czyli kto i jak na tym naprawdę zarabia

2015-07-09, 22:42

Uber to dla kierowców i pasażerów „american dream”, czyli kto i jak  na tym naprawdę  zarabia
Kilometr przejechany Uberem kosztuje 1,40 zł. To jedna z najniższych stawek w stolicy, gdzie i tak taksówki nie są drogie na tle całego kraju. . Foto: Pixabay

Wożą ludzi nie mając żadnych dokumentów, poza prawem jazdy. Minimalną krajową zarabiają nawet w tydzień. Ciężko pracują, ale są prawie zawsze uśmiechnięci. Dla kierowców jeżdżących dla Ubera amerykańska aplikacja to kwintesencja gospodarki zza oceanu. Szefowie firmy deklarują, że jej kierowcy będą płacili podatki w Polsce.

Posłuchaj

Jak działa Uber w Polsce i dlaczego nie zamierza ukrywać się przed fiskusem i stawia na jawność mówi w Polskim Radiu 24 Kacper Winiarczyk, dyrektor ds. operacyjnych Ubera w Polsce./Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/.
+
Dodaj do playlisty

Wystarczy prawo jazdy i w tydzień można zarobić kilkaset złotych. Wytrwali w 7 dni wyciągną minimalną krajową. Bez zakładania działalności gospodarczej i zgłoszeń do US i ZUS. Bez zezwoleń, czy licencji. Bez szefa stojącego nad głową i bez zbędnych pytań. Wystarczy siąść za kółkiem i być uprzejmym. Wszystko za sprawą amerykańskiego Ubera, który znalazł się na cenzurowanym w wielu europejskich krajach, także w Polsce.

To co nie podoba się licencjonowanym taksówkarzom i niektórym publicystom, dla wielu osób jest realizacją obietnicy o pełnej swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej. Ustawa Wilczka, kolejne przepisy deregulacyjne, czy wreszcie rządowe programy aktywizacyjne to dla rzeszy kierowców Ubera nic w porównaniu z aplikacją stworzoną w Krzemowej Dolinie. - Wie Pan, po amerykańsku. Wsiada Pan, jeździ i po tygodniu pieniądze są na koncie - opowiadał mi jeden z kierowców. 

Wystarczy prawo jazdy

Żeby jeździć Uberem nie trzeba nawet mieć własnego samochodu. Wokół platformy powstał cały ekosystem. Są firmy które dysponują flotami tanich aut w leasingu. Z kierowcami rozliczają się płacąc im prowizje od każdego kursu. Zarabiają na użyczeniu auta. - Sam tak planuję zrobić. Kilka samochodów i pieniądze same wpadają do kieszeni - słyszę od człowieka za kółkiem.

Bez ZUS, ale z prawem jazdy

- Działalność gospodarcza? Nie, na razie nie zakładałem. Pieniądze przychodzą na konto, a płaci spółka z Amsterdamu - wyjaśnia inny Uberowiec. O swoje składki emerytalne, czy ubezpieczenie zdrowotne się nie martwi. Chodzi o to, żeby szybko zacząć zarabiać. Wśród warszawskich kierowców współpracujących z Uberem wielu przyjechało z mniejszych miejscowości. Nie tylko z Polski, także z Ukrainy.

Z Nicei do Cannes można lecieć Ubercopterem (napisy)

Źr. CNN Newsource/x-news

Prawie wszyscy są uśmiechnięci. Chętnie zagadują pasażerów. Czasem zdarza im się zbłądzić w mieście, bo jak sami tłumaczą, aplikacja przygotowana przez amerykanów ma nieaktualne mapy Warszawy. - Świętokrzyska ciągle nieprzejezdna. Podobno na telefonach z Androidem już jest. Ale ten jest służbowy - kierowca pokazuje mi telefon z logiem w kształcie jabłka. Szczęśliwcy, którzy zaczęli jeździć dla Ubera na samym początku dostali je w prezencie od firmy. - Tymi mapami chcą nas zachęcić do korzystania z własnych urządzeń - spekuluje.

Amerykanie ponad prawem

Wchodząc na nasz rynek amerykański gracz tłumaczył, że nie łamie prawa. W teorii jest tak: Uber to tylko platforma, nie oferuje żadnych usług. Inaczej jest z kierowcami. Tyle, że Ci jedynie wożą ludzi. Nie wystawiają ani paragonów, ani faktur - to prawda. Ale też nie przyjmują za swoje usługi płatności. Przynajmniej nie bezpośrednio. Rozliczeniami zajmuje się Uber, który od każdego rachunku pobiera 20% prowizji.

Bez licencji, bez gwarancji bezpieczeństwa?

- Słyszał Pan o gwałcie w Uberze? Próbują to tuszować - zagaja pewien taksówkarz. W mediach faktycznie można znaleźć takie informacje. Tyle, że chodzi o Indie. Po Warszawie krążą jednak opowieści o kierowcach wydzwaniających do klientek z propozycjami spotkań. Uber zdecydowanie to jednak utrudnił. Już od kilku miesięcy ani kierowca, ani pasażer nie widzą nawzajem swoich numerów telefonów. Rozmowy odbywają się przez specjalne bramki telefoniczne.

Jak płacimy za jeżdżenie Uberem

Kilometr przejechany Uberem kosztuje 1,40 zł. To jedna z najniższych stawek w stolicy, gdzie i tak taksówki nie są drogie na tle całego kraju. Za „złamanie chorągiewki” płaci się 5 zł. W taksówce 8 zł. Do tego dochodzi 25 gr od każdej minuty spędzonej w aucie. W tygodniu opłata za przejazd może być porównywalna z legalnymi taksówkami. W nocy, czy w weekendy zdecydowanie wygrywają kierowcy bez koguta na dachu, bo cały czas jeżdżą za 1,40 zł za kilometr. Taksówkarze nawet za 7 zł w IV taryfie.

Uber też ma swój sposób na dodatkowy zarobek. Chcesz się podzielić rachunkiem ze znajomym? Płacisz dodatkową prowizję. Zamawiasz samochód w godzinach szczytu? Rachunek idzie w górę 1,5-2 krotnie. W sylwestrową noc niektórzy pasażerowie zgodzili się na tzw. mnożnik w wysokości x6. Samo wejście do samochodu kosztowało ich 30 zł. 

Europa kontra aplikacja

We Francji doszło niedawno do aresztowania menedżerów tamtejszego oddziały amerykańskiej spółki. Firma pod naciskiem rządu i taksówkarzy zawiesiła w końcu swoją działalność. Ubera nie zamówią też mieszkańcy Barcelony, czy Berlina.

Polska też nie chce Ubera

Teraz polscy parlamentarzyści rozpoczęli walkę z Uberem. Odpowiednie przepisy przygotowali posłowie PO. Wątpliwe jest jednak, by zostały one przyjęte jeszcze w tej kadencji Sejmu. Zresztą trudno byłoby wytłumaczyć ekspresową ścieżkę legislacyjną, bo wożenie pasażerów autami bez licencji taksówkarskich to w Polsce nic nowego.

Powiązany Artykuł

Samochody zamawiane przez aplikacje to nic innego, jak obecny na polskich drogach od lat przewóz osób. Tyle, że rolę telefonistki przejęła aplikacja. Kierowcy są prawie zawsze uśmiechnięci, a w portfelach klientów zwykle zostaje więcej pieniędzy.

Dziś traci budżet, jutro zapłacić mogą wszyscy

Wielkim stratnym na całej operacji jest budżet państwa. Pewnie każdemu klientowi korporacji taksówkarskich zdarzyło się trafić na kierowcę narzekającego na wysoki ZUS i zadającego pytanie: "paragonik jest potrzebny?". I choć nie wszystkie kursy są fiskalizowane to i tak wg wyliczeń przedstawicieli tej branży, każdy taksówkarz oddaje fiskusowi co miesiąc prawie 1,5 tys. złotych. Uberowcy - nic. To już poważna strata dla finansów państwa.

Inwestor o Uber: Doskonale wyczuł trend, za 10 lat będzie wielką firmą

Źr. Bloomberg/x-news

Ale problem może być większy w przyszłości. Uber, czy jakakolwiek inna platforma, która ignoruje polskie przepisy może kształtować ceny dowolnie. Nie trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy stanie się na rynku dominującym graczem i zacznie dyktować ceny. Kierowcom podniesie pobierane prowizje, a pasażerom cenę za kilometr. Taksówkarzy obowiązują limity. Będącą ponad prawem amerykańską firmę - nie.

Przedstawiciel Ubera w Polsce: kierowcy będą płacić podatki

Tymczasem jak powiedział w Polskim Radiu 24 Kacper Winiarczyk, dyrektor ds. operacyjnych Ubera, jego firma dostosuje się do polskich przepisów. Jesteśmy gotowi na dialog - mówi Kacper Winiarczyk.

– Kierowcy Ubera mają obowiązek płacenia podatków i muszą to robić zgodnie z podpisaną umową - mówił na antenie Polskiego Radia 24 przedstawiciel polskiego oddziału tej amerykańskiej firmy.

Kacper Winiarczyk, dyrektor ds. operacyjnych Ubera w naszym kraju zapowiedział także, że na prośbę organów skarbowych udostępnione mogą zostać informacje na temat płatności na rzecz kierowców.

Odniósł się tym samym do dzisiejszego komunikatu resortu finansów w którym ministerstwo przypomina o płaceniu publicznych danin przez współpracujących z Uberem.

Sam rynek przewozów musi zostać uregulowany mówił gość Polskiego Radia 24 komentując projekt posłów PO, którzy chcą by przewoźnicy obowiązkowo swoje siedziby mieli w Polsce i tu płacili podatki. Sami kierowcy obowiązkowo musieliby zakładać działalność gospodarczą i uzyskiwać odpowiednie licencje.

Quo vadis, Uberze?

Tymczasem za oceanem Uber rozwija swoje kolejne usługi. Już nie tylko wozi pasażerów zwykłymi autami. Oferuje także podstawienie pod wskazany adres limuzyny, czy zwykłej taksówki. W Kalifornii i Nowym Jorku oferuje także szybką dostawę jedzenia, a niedługo także zakupów. I podczas gdy na starym kontynencie walczy o przetrwanie, na swoim macierzystym rynku przejmuje właśnie od Microsoftu specjalistów zajmujących się tworzeniem map. Przed Uberem jeszcze daleka podróż. Przed europejskimi legislatorami również.

Krzysztof Rzyman

Polecane

Wróć do strony głównej