Sławomir Horbaczewski, b. prezes Dr Witt i b. wiceprezes Marvipolu: niezgoda rujnuje

Meandry jego drogi zawodowej oraz przykłady firm, którymi kierował, bez problemu mogłyby być omawiane na zajęciach z zarządzania. Jest tu wszystko: błyskawiczna kariera, duże pieniądze i gwałtowne konflikty. Byłaby to także dobra opowieść o tym, jak dojrzewała gospodarka wolnorynkowa w Polsce. Gościem audycji "Ludzie gospodarski" był Sławomir Horbaczewski, m.in. były prezes Banku Energetyki, były prezes spółki Dr Witt oraz były wiceprezes zarządu Marvipolu.

2015-05-10, 16:00

 Sławomir Horbaczewski, b. prezes Dr Witt i b. wiceprezes Marvipolu: niezgoda rujnuje
Sławomir Horbaczewski. Foto: Materiały prasowe

Posłuchaj

Gościem audycji "Ludzie gospodarski" w Polskim Radiu 24 był Sławomir Horbaczewski, m.in. były prezes Banku Energetyki, były prezes spółki Dr Witt oraz były wiceprezes zarządu Marvipolu /Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
+
Dodaj do playlisty

Z wykształcenia jest prawnikiem, ale zawsze ciągnęło go do finansów. Pierwsze szlify managerskie zdobywał w czasie studiów, pracując w administracji Zespołu Szkół Budownictwa nr 1 w Poznaniu. Na czwartym roku - za zgodą Kuratora Oświaty - został nawet  zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych.

Praca ogranicza

- Na początku pomagałem w dziale kadr oraz w księgowości. Zajmowałem  się także współpracą z zespołem sprzątającym.  Stawiałem się o piątej rano w szkole razem ze sprzątaczkami, bo obecność zwierzchnika bardzo dobrze działa. Na szczęście panie mnie zaakceptowały.  Była to dla mnie bardzo dobra poznańska, organiczna szkoła życia - wspomina Sławomir Horbaczewski.

Młody prezes

Później pracował w Wielkopolskim Banku Kredytowym,  Banku Handlowym, a w wieku 32 lata dostał propozycję objęcia prezesury Banku Energetyki.

- Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, przyjmując to stanowisko. W pewnych sytuacjach młody wiek jest atutem, bo człowiek wtedy bardzo chce i znacznie szybciej  idzie do przodu. Z drugiej strony - tak jak w przypadku kierowcy samochodu - widzi się  tylko wycinek drogi. Osobę starszą,  z większym doświadczeniem można porównać do pilota helikoptera, który dostrzega znacznie szerszy horyzont i dzięki temu jest w stanie więcej zrozumieć, aczkolwiek - to fakt - z pewnej wysokości nie widzi się już szczegółów. W takiej sytuacji, wydaje się, że najlepiej byłoby,  gdyby młodzi ludzie zajmowali stanowiska wiceprezesa czy członka zarządu, a prezesem zostawała osoba "przyprószona siwizną",  która ma więcej doświadczenia i patrzy z większym dystansem. Dzięki temu może weryfikować pewne decyzje, podejmowane przez tego młodego człowieka – mówi gość Polskiego Radia 24.

REKLAMA

Zgoda buduje

Na początku lat dwutysięcznych  Sławomir Horbaczewski zostawił świat finansów i objął stery  w spółce Dr Witt. W tym czasie sprzedaż w firmie wzrosła o ponad 30 proc. Wtedy to na własnej skórze przekonał się, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje.

- Spółka nadawała się wtedy do dużej restrukturyzacji. Nam udało się wyjść na prostą i firma zaczęła przynosić zyski. Wówczas do gry wkroczyli akcjonariusze. Zawsze jest tak, że gdy nie ma co dzielić, to jest dużo łatwiej się porozumieć, ale kiedy pojawia się ten przysłowiowy kawałek sukna, to zaczyna się jego wyrywanie. Nam udało się opanować ten konflikt,  tzn. normalnie prowadzić spółkę i doprowadzić do ugody. Niestety na krótko – opowiada Sławomir Horbaczewski.

I jak dodaje choć pozornie chodziło o pieniądze, to tak naprawdę problemem były ambicje właścicieli.

- Każdy z nich uważał, że jest mądrzejszy, lepszy od drugiego. My, jako zarząd, nie opowiedzieliśmy się za żadną ze stron i stąd też późniejsza decyzja o rozstaniu się ze spółką. Pieniądze są policzalne, tu zawsze można się porozumieć, ale jeżeli w grę wchodzą emocje, to trudno jest nad tym zapanować – podkreśla bohater „Ludzi gospodarki”.

REKLAMA

Dobry / zły deweloper

Po przemyśle spożywczym, przyszedł czas na nieruchomości. W 2004 roku Sławomir Horbaczewski związał się z grupą Marvipol, jednym z najważniejszych deweloperów na warszawskim rynku.  Po dziewięciu latach rozstaje się z rynkiem warszawskim i trafia do Lublina, gdzie zostaje prezesem firmy Wikana (funkcję tę pełnił od stycznia 2013 do grudnia  2014 r.), która buduje w południowo-wschodniej Polsce.

Wiele osób, które zajmują się architekturą i przestrzenią miejską, bardzo dużą część winy za to, jak wyglądają dziś miasta w Polsce,  obarcza deweloperów. Chodzi  m.in. o budowę wielkich osiedli na przedmieściach, nierzadko w szczerym polu, które na dodatek są także grodzone.

- To nie deweloperzy decydują o tym, że grodzą swoje osiedla. Deweloperzy przygotowują produkt, który ma być  kupiony,  więc jeżeli klient chce zamieszkać na tzw. osiedlu grodzonym, to takie mieszkanie zostanie mu zaoferowane.  Gdybyśmy nie dopasowywali swojej oferty do oczekiwań, to byśmy zbankrutowali – odpowiada na zarzuty Sławomir Horbaczewski.

Jednocześnie przyznaje, że choć firmy deweloperskie nie powinny patrzeć tylko na zyski,  ale brać także udział w świadomym i dobrym kształtowaniu przestrzeni, to aby tak mogło się stać, musi być spełniony przynajmniej jeden warunek.

REKLAMA

- Deweloper to przedsiębiorca. On musi zarobić. To nie jest działalność charytatywna, więc o kwestiach takich, jak kształtowanie postaw estetycznych można mówić dopiero wtedy, gdy firma jest wystarczająco duża, ma duży zysk na prowadzeniu działalności. Dopiero wtedy może myśleć o społecznej odpowiedzialności biznesu. Utopią jest zwłaszcza mówienie o tym,  gdy firma jest nierentowna. Powiem więcej, wtedy byłaby to nieodpowiedzialność społeczna – podkreśla Sławomir Horbaczewski.

Błażej Prośniewski

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej