Premier League: Chelsea wciąż może śnić o tytule. Drużyna Mourinho przerwała serię Liverpoolu
Piłkarze Liverpoolu ponieśli w niedzielę pierwszą porażkę po serii 11 zwycięstw. W 36. kolejce angielskiej ekstraklasy przy Anfield Road lepsza okazała się Chelsea Londyn 2:0. Obie ekipy w tabeli dzielą teraz dwa punkty. Liderem pozostają "The Reds".
2014-04-27, 20:06
Posłuchaj
O mistrzostwo walczy jeszcze Manchester City. Wprawdzie "The Citizens" w tej chwili tracą do Liverpoolu sześć punktów, ale mają do rozegrania jeszcze cztery spotkania, w tym niedzielne z Crystal Palace.
Przed meczem na szczycie między Liverpoolem a Chelsea było wiele spekulacji. Zadbał o to także trener londyńczyków Jose Mourinho. Portugalczyk narzekał na system rozgrywek i kalendarz spotkań. Zapowiadał nawet, że wystawi rezerwowy skład, bo ważniejsze od tytułu mistrza Anglii jest dla niego zwycięstwo w Lidze Mistrzów. W środę Chelsea czeka jeszcze rewanżowy mecz półfinałowy u siebie z Atletico Madryt (0:0 - w pierwszym spotkaniu).
Do tego ostatecznie nie doszło i Chelsea do Liverpoolu przyjechała w swoim najmocniejszym zestawieniu. Obie bramki w niedzielę padły w doliczonym czasie gry. Najpierw w pierwszej połowie po fatalnym błędzie Stevena Gerrarda trafił Senegalczyk Demba Ba, w drugiej wynik ustanowił Brazylijczyk Willian.
W sobotę Manchester United, pierwszy raz pod wodzą Walijczyka Ryana Giggsa, rozgromił 4:0 Norwich City, a 13. raz w sezonie czyste konto zachował Artur Boruc, którego Southampton pokonało 2:0 Everton.
Giggs pełnił dotychczas rolę grającego asystenta Szkota Davida Moyesa, zwolnionego na początku tygodnia za słabe wyniki. "Czerwone Diabły" nie mają już szans na żadne trofeum i nie zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów pierwszy raz od blisko 20 lat.
Walijczyk będzie dobrze wspominał swój premierowy wieczór w roli pierwszego trenera. Jego podopieczni nie dali szans broniącym się przed spadkiem "Kanarkom" - po dwa gole zdobyli Wayne Rooney (w 41. minucie z rzutu karnego oraz w 48.) i Hiszpan Juan Mata (63. i 73.).
>>>
We wcześniejszym meczu w Southampton faworytami byli raczej goście, którzy marzą o występie w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Przed tą kolejką tracili punkt do czwartego w tabeli Arsenalu i wydawało się, że będą zdeterminowani, by wywieźć z południa Anglii zwycięstwo.
Jednak "The Toffees" zagrali jeden z najgorszych meczów w ostatnim czasie. Oddali w nim tylko dwa celne, do tego niegroźne strzały na bramkę Boruca. "Święci" wykazali nieco więcej entuzjazmu, dzięki czemu wygrali 2:0, choć obie bramki zdobyli... piłkarze gości.
Już w pierwszej minucie do siatki trafił Paragwajczyk Antolin Alcaraz, który niefortunnie przeciął dośrodkowanie Rickiego Lamberta, a pół godziny później własnego bramkarza pokonał Irlandczyk Seamus Coleman.
Ten wynik stawia w komfortowej sytuacji piłkarzy Arsenalu (w tym bramkarzy Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego), którzy w poniedziałkowy wieczór zagrają z bardzo słabo spisującym się w ostatnich tygodniach Newcastle United.
PAP, ah
REKLAMA