Adam Bielecki i K2. Kaczkan: zdobycie góry to kwestia czasu
- Zimowe wejście na drugi co do wysokości szczyt Ziemi K2 (8611 m) jest tylko kwestią czasu - uważa himalaista Marcin Kaczkan (KW Warszawa), który dotarł na wierzchołek "Góry Gór" 31 lipca w 60. rocznicę pierwszego zdobycia przez Włochów.
2015-01-01, 11:10
Polska Agencja Prasowa: K2 w Karakorum i Nanga Parbat w Himalajach Zachodnich (8126 m) to dwa niezdobyte zimą ośmiotysięczniki. Dlaczego właśnie te szczyty są nadal wyzwaniem?
Marcin Kaczkan: To nie przypadek. To kwestia położenia geograficznego, warunków klimatycznych. Zimy są tam, a szczególnie w Karakorum, ostrzejsze niż w Himalajach właściwych, bardziej mroźne. Największym problemem jest silny wiatr. Trzeba mieć szczęście by "wstrzelić się" w okno pogodowe. Poza tym K2 to techniczna góra. Szczególnie zimą trzeba się ostro wspinać. Im więcej będzie wypraw tym większe prawdopodobieństwo zdobycia. To kwestia czasu. Myślałem, że może się uda tej zimy Rosjaninowi Denisowi Urubko i Adamowi Bieleckiemu, ale wyprawa nie dojdzie do skutku.
PAP: Jak zapamiętał pan pierwsze spotkanie z K2, zimą 2002/2003 roku, gdy z Urubko i Piotrem Morawskim (zdobywca sześciu ośmiotysięczników zginął na Dhaulagiri w 2009 roku) dotarł najwyżej w historii zimowych zmagań (7650 m) z "Górą Gór"?
M.K.: Razem z Morawskim byliśmy najmłodszymi uczestnikami wyprawy od chińskiej strony. W dojściu do bazy zastanawialiśmy się, patrząc na otaczające nas potężne szczyty, który z nich to "nasza" góra. W końcu, gdy wyszliśmy zza jednego z zakrętów zobaczyliśmy K2 i nie mieliśmy już wątpliwości. Ogrom paraliżował. Przez pięć minut staliśmy z Piotrkiem jak zahipnotyzowani. Żaden nic nie powiedział.
PAP: Co pana ciągnie w góry najwyższe? Co popycha do ekstremalnego wysiłku?
PAP: Himalaizm to ciekawe doświadczenie regenerujące psychikę, odskocznia od codzienności. Zupełnie inny świat przez dwa, a zimą przez trzy miesiące. Zmienia się styl myślenia i priorytety. Nie myśli się o tym, co będzie za rok, za dwa. Liczy się tylko tu i teraz: jak wbić czekan, jak wkręcić śrubę w lód, jak powiesić linę. Przygoda z górami to forma testowania organizmu, psychiki, a samotne wchodzenie to kwintesencja poznawania siebie.
PAP: Jest pan adiunktem na wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Jak władze uczelni patrzą na pana wyprawy i sukcesy?
M.K.: Na razie przychylnie, może trochę z przymrużeniem oka, choć nie da się ukryć, że przez wyprawy +zaniedbuję+ trochę pracę na uczelni. Przygotowania do wyjazdu pochłaniają wiele czasu. Wiem, że te proporcje będą się musiały zmienić, czeka mnie finalizacja pracy habilitacyjnej.
PAP: Jak zatem przygotowuje się pan do wypraw?
M.K.: Nie jestem osobą, która codziennie trenuje. Mobilizuję się dwa, trzy miesiące przed wyprawą i zaczynam biegać. Raczej długie dystanse 20-30 km, ale niezbyt intensywnie. Chodzi o przyzwyczajenie organizmu do długiego wysiłku. Krzysiek Wielicki (zdobywca wszystkich 14 ośmiotysięczników, w tym Everestu zimą - PAP) twierdzi, że nie ma sensu trenować, bo można doznać kontuzji. Ale to skrajna postawa. Dobre przygotowanie kondycyjne procentuje na początku wyprawy, przy zakładaniu pierwszych obozów, ale już powyżej 6000 m nie zawsze ma to znaczenie. Na tych wysokościach każdy organizm działa inaczej.
PAP: Na szczyt K2 wspiął się pan dokładnie w 60. rocznicę pierwszego wejścia jako dwunasty Polak.
M.K.: Nie myślałem o tej rocznicy. To otoczka, która dla himalaisty nie ma najmniejszego znaczenia. W 2012 roku brakowało mi ponad sześciuset metrów. Byłem wtedy z Adamem Bieleckim i wycofałem się z 8000 m z rozsądku i szacunku do K2. Pogoda była super i Adam to wykorzystał, choć nie mieliśmy w założeniach ataku szczytowego. Czuł się znakomicie i poszedł, w zasadzie pobiegł. Gdyby to był inny szczyt, zrobiłabym to samo. Do poważnej góry należy podchodzić poważnie. Policzyłem, ile zajęło mi dojście z obozu III do IV i ile zajmie droga na szczyt. Kiedy po tygodniu miałem wystarczającą aklimatyzację plan pokrzyżowała pogoda.
PAP: Czyli chłodny racjonalizm na ponad 8000 m, gdzie mózg działa na zwolnionych obrotach, szczególnie wtedy, gdy tak jak pan wspina się bez pomocy dodatkowym tlenem.
M.K.: Racjonalizm zawsze walczy z emocjami. Chce się iść, ale fakty są faktami. Nigdy nie miałem halucynacji powyżej 8000 m, ale wiem, że świadomość jest zaburzona.
PAP: Przekonał się pan o tym osobiście?
M.K.: Tak, w lipcu podczas ataku na K2. Wystartowaliśmy z Januszem Gołębiem, Arturem Małkiem i Pawłem Michalskim w nocy z obozu IV na ok. 7900 m. Janusz był najszybszy i koło 11 minął mnie schodząc ze szczytu. Byłem wówczas 150 m od celu i pomyślałem zupełnie nieracjonalnie, że mam godzinę drogi, więc nie ma się co spieszyć. Człapałem i droga zajęła mi 3,5 godziny. W pewnym momencie zorientowałem się, że czas biegnie dużo szybciej, niż mi się wydawało. Jako kierownik wyprawy ustaliłem alarm na 15 - cokolwiek by się działo o tej porze odwrót. Zacząłem biec z zegarkiem w ręku, na tyle na ile można biec na 8500 m i stanąłem na K2 o 14.55.
PAP: W lipcu 2013 roku wspinał się pan z twórcą programu Polski Zimowy Himalaizm Arturem Hajzerem na Gaszerbrum I. Doszło do wypadku i Artur zginął. Czy jechał pan pod K2 w tym roku bez wątpliwości, obaw?
M.K.: Wypadek Artura pozostawił ślad w psychice jak każde takie wydarzenie. Ale szczerze mówiąc nawet przez moment nie pomyślałem, by z tego powodu przestać uprawiać himalaizm. Wypadki były, są i będą, trzeba działać tak, by zminimalizować ich ryzyko. Artur na pewno nie chciałby, abym rezygnował ze wspinaczki.
PAP: Czy odczuwa pan satysfakcję po wyprawie, gdy nie udało się zdobyć szczytu?
M.K.: Oczywiście. Zdarzało mi się nie stanąć na górze, ale mieć pełną satysfakcję, bo wiedziałem, że zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy. Czasami wejście nie kosztuje tak dużo sił, jest łatwiejsze niż zakładałem, więc i satysfakcja mniejsza.
****************
Adam Bielecki wraz z Denisem Urubko i Alexem Txikonem mieli wyruszyć na K2 w grudniu 2014, jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Niestety z powodu zagrożenia terrorystycznego do ekspedycji nie dojdzie tej zimy.
>>> Wyprawa na K2 anulowana. Zagrożenie terrorystyczne
REKLAMA
(ah)
REKLAMA