Puchar Świata w rugby: gladiatorzy, którzy walczą na śmierć i wzruszają się jak dzieci

Tegoroczny, angielski puchar świata w rugby bije rekordy popularności. - Niezwykle nam się podoba sposób, w jaki drużyny z "mniejszych" w świecie rugby państw grają. Są nieustraszeni i cieszą się grą, myślę, że Anglicy mogą się wiele od nich nauczyć. Uważam, że za cztery lata zobaczymy Fidżi walczące o najwyższe miejsca - mówi w rozmowie z Polskim Radiem Jim Cemlyn-Jones, koordynator ekipy operatorów telewizyjnych, pracujących przy PŚ.

2015-10-07, 09:00

Puchar Świata w rugby: gladiatorzy, którzy walczą na śmierć i wzruszają się jak dzieci

Posłuchaj

Puchar Świata w rugby trwa w najlepsze w Wielkiej Brytanii - jesteśmy na półmetku zmagań o mistrzostwo świata. Jak wygląda turniej nieco bardziej "od kuchni" sprawdzała Monika Sułkowska, która rozmawiała z koordynatorem ekipy operatorów telewizyjnych, pracujących przy PŚ, Jimem Cemlyn-Jonesem.
+
Dodaj do playlisty

Monika Sułkowska: Czy mógłbyś opowiedzieć, jaka jest atmosfera na Millennium Stadium (stadion narodowy Walii w Cardiff, jedna z aren Pucharu Świata-przyp. aut.) podczas spotkań pucharowych? Mogę sobie tylko wyobrazić, że jest rewelacyjnie.

Jim Cemlyn-Jones: Jest fantastycznie. Millennium Stadium to wspaniała arena. Podczas spotkań Pucharu Świata mieliśmy zamknięty dach, zatem dźwięk roznosi się pięknym echem, niesamowity efekt. Mieliśmy przyjemność filmowania dwóch spotkań reprezentacji Walii, a Walijczycy to bardzo muzyczny naród i kiedy słyszysz jak odśpiewują "Land of my fathers" (walijski hymn - przyp. aut.) to naprawdę coś wyjątkowego i wzruszającego, dorośli mężczyźni płaczą jak dzieci. Zatem jest rewelacyjnie. Kocham to.

MS: I chyba do tego cieszysz się, ponieważ Walia gra dalej, a Anglia odpada...

JC-J: W zasadzie nie do końca, bo tak naprawdę jestem w połowie Walijczykiem, a w połowie Anglikiem. Ale widziałem mecze Walijczyków i naprawdę grają tu fantastycznie. Anglicy mieli pecha, bo jak zapewne wszyscy wiedzą trafili do trudnej grupy, ale sądzę, że trochę się pogubili. Nie byli drużyną. Tu trzeba grać w rugby, a oni mieli za dużo czynników rozpraszających, zainteresowania mediów, wszystkiego wokół. Angielskim zawodnikom zabrakło wolności, byli przestraszeni i to było widać w ich grze. Teraz muszą pokonać Urugwaj, żeby zapewnić sobie kwalifikację do kolejnego Pucharu Świata, więc to naprawdę wielki szok.


MS: Tym bardziej, że odpadli przecież jako gospodarze.

JC-J: Tak naprawdę to bardzo smutne. Mieli ogromne wsparcie kibiców. Tak naprawdę mieli trochę pecha, ale byli też naiwni. Jeśli widziałaś mecz Anglia-Walia wiesz, że mogli strzelić karnego i zakwalifikowaliby się. Dla mnie nie byli wystarczająco bezwzględni.

MS: Z perspektywy kogoś, kto pracuje podczas Pucharu Świata powiedz, jak dużym wyzwaniem jest praca przy tak wielkiej sportowej imprezie?

JC-J: Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane, wszystkie stadiony gościły już ogromne imprezy, zatem są do tego przygotowane. Dziś na przykład pracujemy w Leicester, miejsca dla kamer są świetne, właśnie siedzimy na lunchu, więc karmią nas dobrze ;) Myślę, że największym wyzwaniem dla nas jest podróżowanie, np. w weekend pracujemy w Manchesterze, a już dzień później musimy być w Cardiff - to 160-170 mil drogi. Ale wszystko na razie jest w porządku, do tej pory mieliśmy piękną pogodę, dopiero dziś zaczęło padać.

MS: Jak pracuje się z rugbistami z całego świata?

JC-J: Fantastycznie. To dla nas szansa na edukację, mieliśmy szczęście filmować Argentynę, Fidżi, Tonga, Samoa, Gruzję, dziś pracujemy podczas spotkania Kanada-Rumunia, zatem mamy ogromny przekrój, bardzo wiele nacji. I niezwykle nam się podoba sposób, w jaki te drużyny z "mniejszych" w świecie rugby państw grają. Są nieustraszeni i cieszą się grą, myślę, że Anglicy mogą się wiele od nich nauczyć. Uważam, że za cztery lata zobaczymy Fidżi walczące o najwyższe miejsca. W poprzednich latach ich zawodnicy, a także zawodnicy z Tonga czy z Samoa grali dla Nowej Zelandii, teraz grają dla ojczyzny i są bardzo silni. Grają piękne rugby, wspaniale się to filmuje i mam nadzieję, że macie z Pucharu Świata także wielką radochę w Polsce.


Jim Cemlyn-Jones może być znany polskim kibicom snookera, ponieważ pracuje jako operator także podczas najważniejszych zawodów snookerowych, jak Mistrzostwa Świata czy turniej Masters. I to on jest słynnym "śpiewającym kamerzystą, który zabawiał widownię podczas awarii prądu w Alexandra Palace podczas turnieju Masters. Warto dodać, że zaprezentowana piosenka to jego autorska kompozycja - Jim jest także muzykiem, wydał już jedną płytę i pracuje nad kolejną.  

Źródło/youtube

Rozmawiała Monika Sułkowska.

REKLAMA

(ah, PolskieRadio.pl)

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej