Premier League: Leicester robi kolejny krok w stronę mistrzostwa. "To wymyka się logice"
Sensacyjny lider z Leicester nie zwalnia tempa. Słynny Gary Lineker przyznał, że pierwsze miejsce "Lisów" w tabeli Premier League to jedno z największych zaskoczeń, jakie spotykało go w życiu.
2016-03-15, 09:19
Tego, co "Lisy" wyprawiają w tym sezonie, nie da się określić inaczej niż jako fenomenu. W Premier League od czasu założenia ligi (1992 rok) nikomu nie udało się napisać podobnego scenariusza, a ostatni raz taką niespodziankę sprawił kibicom zespół Nottingham Forest, który jako beniaminek zdołał sięgnąć po tytuł pod wodzą legendarnego Briana Clougha. Miało to jednak miejsce w 1978 roku, kiedy finansowe dysproporcje w piłce nożnej nie były tak ogromne.
Oczywiście, w tym momencie i w porównaniu z większością czołowych klubów silnych lig europejskich, Leicester można uznać za bogaty i dobrze prosperujący klub, jednak w porównaniu z angielskimi gigantami wygląda on jak kopciuszek czy ubogi krewny.
Zespół, który wielu skazywało na pożarcie, najpierw w wielkim stylu uratował ligowy byt, później zaś nie zdjął nogi z gazu aż do dziś. Nie można przecież zapominać, że wszystko rozpoczęło się od "wielkiej ucieczki" w końcówce ostatniego sezonu. W 8 ostatnich meczach będące na ostatnim miejscu w tabeli "Lisy" ruszyły do boju, wygrywając 6 z nich, dokładając do tego zwycięski remis w ostatniej kolejce z Sunderlandem. Jedyna porażka miała miejsce z przyszłym mistrzem Anglii, Chelsea.
Jeśli chcemy zobaczyć, jak wielki jest progres, to wystarczy porównać sytuację sprzed roku z obecną chwilą.
REKLAMA
Kiedy popatrzymy na to, jak Lisy wyglądały przed sezonem, nie znajdziemy w tej ekipie nieograniczonego potencjału. Wielkie gwiazdy? Nic z tego. Trener? W przerwie między rozgrywkami w związku ze skandalicznym zachowaniem piłkarzy klub opuścił Nigel Pearson, a jego miejsce zajął przeżywający trudne chwile Claudio Ranieri. Wzmocnienia także nie były imponujące i trudno się dziwić, że ten zespół był praktycznie jednogłośnie skazywany na zaciętą walkę o to, by pozostać w elicie.
Eksperci, dziennikarze, kibice (i prawdopodobnie sami piłkarze) nawet nie śnili o tak niesamowitym scenariuszu. To jednocześnie pokazuje piękno sportu, w którym do głosu cały czas potrafią dojść wartości, które z pieniędzmi nie mają wiele wspólnego - nastawienie na wspólny cel, rodzinna atmosfera między piłkarzami i sztabem szkoleniowym, determinacja i chęć sprawienia sensacji.
Biorąc pod uwagę ceny, które klub zapłacił za piłkarzy, Leicester śmiało można umieścić w ogonie stawki. Około 25 milionów funtów to ponad 10 mniej niż wartość rynkowa piłkarzy Manchesteru City. A w tych 25 milionach funtów znalazł się m.in. jeden z najskuteczniejszych strzelców tego sezonu, Jamie Vardy, kandydat na najlepszego piłkarza całych rozgrywek, Riyad Mahrez oraz prawdziwa maszyna do odbierania piłek, porównywany z Claudem Makelele N'Golo Kante. Do tego Kasper Schmeichel, który idzie w ślady ojca, wielkiego nie tak dawno golkipera dominującego w Anglii Manchesteru United Petera.
REKLAMA
"Lisy" były przez pierwsze trzy kolejki sezonu, co można było uznać za niespodziankę, ale skala zjawiska nie mogła przyciągnąć jeszcze większej uwagi. Mijały tygodnie i miesiące, a klub utrzymywał się w czołówce, patrząc z góry na takie drużyny jak Liverpool czy Chelsea. Najlepsza z możliwych perspektyw, czyli ta, w której można tylko oglądać się za plecy na próbujących gonić przeciwników, wróciła do wyjściowego stanu z początku rozgrywek w styczniu.
Najwięksi rywale zaliczyli kilka wpadek, a Leicester po prostu wciąż robi swoje. Miał ich wyczerpać morderczy maraton trudnych spotkań na przełomie grudnia i stycznia, później mieli odczuwać jego skutki i rozpocząć powolne osuwanie się w tabeli. Wreszcie piłkarze mieli pokazać, że brakuje im charakteru zwycięzców i doświadczenia, które może być kluczowe. Żadna z tych rzeczy nie miała jednak miejsca.
Piłkarze wciąż utrzymują pięciopunktową przewagę nad Tottenhamem Hotspur na szczycie ligi angielskiej, w poniedziałek pokonali przed własną publicznością walczące o utrzymanie Newcastle Newcastle United 1:0.
REKLAMA
Jedyną bramkę zdobył wspaniałym strzałem przewrotką w 25. minucie Japończyk Shinji Okazaki. Drużynę gości po raz pierwszy poprowadził Rafael Benitez, do niedawna szkoleniowiec Realu Madryt.
- Nigdy nie sądziłem, że w całym moim sportowym życiu spotka mnie coś tak zaskakującego jak to, że zespół prowadzony przez Claudio Ranieriego może zdobyć mistrzostwo ligi - powiedział dziennikowi "The Guardian" napastnik, który siedem sezonów spędził w Leicester (1978-1985), strzelając w 194 meczach 95 goli.
Lineker przeszedł do historii nie tylko jako dokonały napastnik i piłkarz znany z gry fair (nie otrzymał w karierze żadnej żółtej kartki), ale i powiedzenia o tym, że futbol jest w pewnym sensie przewidywalny: "piłka nożna to taka gra, w której 22 facetów biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy".
REKLAMA
Teraz napastnik jest pod wrażeniem gry swego dawnego klubu.
- To coś niespotykanego, niesamowitego, co dzieje się teraz w futbolu. Dla mnie są to dodatkowe emocje, bo przecież sytuacja dotyczy mojego klubu, drużyny, którą wspierałam od momentu, gdy byłem tak mały jak paczka chipsów - dodał Lineker nawiązując do tego, że kibicem "Lisów" byli jego ojciec i dziadek.
Urodzony w Leicester napastnik reprezentacji Anglii, król strzelców MŚ w Meksyku (1986), gdzie zdobył sześć bramek, w tym trzy w spotkaniu z Polską, przypomniał jak bardzo przeżył porażkę swojego klubu w Pucharze Anglii w 1969 r. z Manchesterem City (0:1). Miał wówczas osiem lat.
- Oglądałem przegraną Leicester City w Pucharze Anglii z ojcem i dziadkiem. Miałem osiem lat i strasznie płakałem przez całą drogę, gdy wracaliśmy do domu. To co się dzieje z moim klubem teraz nie da się porównać z niczym. Takie rzeczy nie zdarzają się drużynom takim jak Leicester - dodał.
REKLAMA
Do zakończenia sezonu pozostało "Lisom" 8 spotkań. Najtrudniejsze starcia? Kalendarz wydaje się być łaskawy - na rozkładzie piłkarze Ranieriego mają jeszcze m.in. rewelacyjny West Ham, wyjazd do Manchesteru na mecz z United, oraz pojedynki z Evertonem i Chelsea w dwóch ostatnich spotkaniach sezonu. Statystyki są jednak po stronie Leicester, bo w poprzednich spotkaniach tego sezonu z ośmioma ostatnimi rywalami zawodnicy z King Power Stadium uzbierali aż 20 punktów z 24 możliwych.
Jedyne, czego można żałować, to Marcina Wasilewskiego, który pozostaje u Claudio Ranieriego rezerwowym, jedynie sporadycznie dostając szansę na grę w wyjściowym składzie.
Czy misja niemożliwa stanie się możliwa? Zostało 8 meczów prawdy, które mogą być zwieńczeniem niesamowitej historii. Leicester zdobyło serca kibiców, którzy po prostu chcą właśnie takiego mistrza, będącego żywym dowodem na to, że wielkiej drużyny nie trzeba stworzyć za niebotyczne pieniądze. Który nie jest sztucznym tworem, a w drodze do celu wszystko musiał swoim rywalom wyszarpać. Fani po prostu kochają takie scenariusze.
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl, PAP
REKLAMA