Łzy Therese Johaug zmyją plamę po jej dopingowej wpadce?
Skandynawskie media są w szoku po informacji, że norweska biegaczka narciarska Therese Johaug została złapana na dopingu. Czy norweska gwiazda zostanie ukarana?
2016-10-13, 20:13
Posłuchaj
- Trudno mi w to wszystko uwierzyć. Kibicowałem jej jak jeszcze była juniorką - mówi Józef Łuszczek - złoty medalista mistrzostw świata z 1978 roku (IAR)
Dodaj do playlisty
Norweskie media o biegaczce piszą w łągodny sposób, lecz bardzo ostro atakują krajową federację narciarską komentując, że przypadek Johaug jest "kolejnym gwoździem do trumny norweskich biegów narciarskich".
Kanał telewizji TV2 komentując wyjaśnienia lekarza Johaug, że kupił krem Trofodermin zawierający niedozwoloną substancję we włoskiej aptece po konsultacji z farmaceutą opublikował na swojej stronie zdjęcie opakowania tego kremu, które jeden z dziennikarzy kupił we Włoszech w czwartek. Widnieje na nim czerwony znak ostrzegawczy i napis "doping".
"W świetle sprawy Martina Sundby'ego, u którego wykryto zbyt duże dawki lekarstwa na astmę, w lecie odebrano mu Puchar Świata i zawieszono, drugi przypadek klasyfikowany jako doping w tak krótkim czasie i u tak utytułowanej zawodniczki jest bardzo poważny. Wiarygodność Norwegii, która jeszcze przed rokiem była strażnikiem moralności spada teraz jak kamień" - powiedział ekspert od biegów narciarskich w telewizji NRK Torgeir Bjoern.
"To kolejny norweski skandal" - napisał szwedzki dziennik "Aftonbladet" i dodał, że Johaug może nie wystartować w przyszłorocznych mistrzostwach świata w Lahti, a także stracić igrzyska olimpijskie w 2018 roku, co dla 28-letniej biegaczki będzie wielką tragedią.
"Kara musi być i nadejdzie, więc teraz czekamy na jej sprawiedliwy wymiar, który w podobnych przypadkach wynosił zwykle dwa lata dyskwalifikacji" - skomentowała gazeta.
"Expressen" znalazł 27 przypadków stosowania preparatu klostebol i przypomniał, że najniższą karą były trzy miesiące zawieszenia. Duński ekspert antydopingowy przy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) Rasmus Damsgaard zasugerował w wypowiedzi dla kanału szwedzkiej telewizji SVT nawet cztery lata dyskwalifikacji.
"Sprawa jest prosta. Klostebol jest sterydem anabolicznym i jeżeli zostanie wykryty w moczu sportowca, to o takiej właśnie karze mówią przepisy" - wyjaśnił.
Dyrektor szwedzkiego laboratorium antydopingowego w sztokholmskim instytucie Karolinska Magnus Ericsson powiedział na antenie szwedzkiego radia, że "jest to jeden z najbardziej efektywnych preparatów używanych do przyspieszenia budowy mięśni".
Podkreślił, że nie rozumie i nie przyjmuje tłumaczeń norweskiego lekarza, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie składniki zawiera. "Przecież jest zawodowcem i wystarczyło mu dokładnie przeczytać opis na opakowaniu i ulotce. Jego tłumaczenie z pewnością nie będzie okolicznością łagodzącą" - zaznaczył.
"Po ostatnich rewelacjach z Norwegii dotyczących masowego stosowania lekarstw na astmę i teraz przypadku Johaug, przestałem się już dziwić i kolejny przypadek z tego kraju mnie nie zaskoczy" - dodał.
Felietonista gazety "Nya Waermlands Tidning" Lasse Anreel, który przed dwoma tygodniami napisał, że dla oczyszczenia tej dyscypliny należy wykluczyć wszystkich Norwegów na dwa lata, a Johaug nazwał "zimnokrwistą oszustką z uśmiechem niewinnej blondynki", tym razem skomentował: "A nie mówiłem? Przecież nie jestem jasnowidzem...".
Również w Finlandii wiadomość o dopingu Norweżki jest szokiem i komentarze są ostre. Mistrz olimpijski z Soczi w sprincie drużynowym Sami Jauhojarvi stwierdził na antenie telewizji YLE: "Fakt, że w przeciągu trzech miesięcy mamy aż dwa przypadki w Norwegii i to u najlepszych zawodników świata świadczy, że łowcy dopingowiczów stają się coraz bardziej skuteczni i może nadchodzi czas, kiedy stając na linii startu będziemy wszyscy mieli równe szanse".
W Polsce wpadka Johaug także wywołała dyskusję. - To katastrofa dla biegów narciarskich. Nasi młodzi zawodnicy patrzą na tych najlepszych. Jak się okaże, że to sami "koksiarze", to z kogo brać przykład? Trzeba zrobić rzeź absolutną, tak jak to zrobiono w lekkoatletyce i kolarstwie - stwierdził Stanisław Mrowca, pierwszy trener Justyny Kowalczyk.
x-news
REKLAMA
Przy okazji wpadki Norweżki, byli także tacy, którzy przypomnieli naszej najlepszej narciarce Justynie Kowalczyk, że ona także miała w swojej karierze podobny przypadek.
Podczas kontroli dopingowej 23 stycznia 2005 roku Polka "wpadła", a w jej krwi wykryto deksametazon. Substancja była składnikiem leku na zapalenie ścięgna Achillesa, ale zawodniczka nie wiedziała, że jest zakazany. "Minęła dekada, a ja wciąż mam obsesję na punkcie sprawdzania składu każdego leku, który przyjmuję" - pisała Kowalczyk w jednym ze swoich felietonów.
Ci, którzy przypomnięli Kowalczyk jej "wpadkę" sprzed dekady szybko jednak otrzymali od Polki odpowiedź. W 2005 roku Kowalczyk mogła tylko marzyć o wsparciu lekarza, który mógł kontrolować leki które przyjmowała.
REKLAMA
Johaug podczas spotkania z dziennikarzami, na którym poinformowała o wynikach testu, zalewała się łzami.
- Jestem całkiem załamana, zrozpaczona i wściekła po tym jak znalazłam się w tej trudnej i dla mnie nierealnej sytuacji. Nie ma słów, by opisać piekło, w którym się znajduję od ubiegłego tygodnia - podkreśliła 28-letnia zawodniczka.
Czy łzy pięknej i uważanej przez kibiców za wzór norweskiej sportsmenki zmyją plamę na jej życiorysie? To okaże się wkrótce. Wśród komentarzy pojawiają się także takie, których autorzy wierzą w niewinność Johaug, dlatego kara wcale nie musi być dotkliwa.
Warto przypomnieć jak łagodnie dopingowi kontrolerzy potraktowali Marię Szarapową, która także - jak tłumaczyła "nieświadomie" - siegnęła po doping (w przypadku Rosjanki było to meldonium). Rosjanka miała pauzować dwa lata, ale Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) skrócił jej dyskwalifikację o dziewięć miesięcy.
REKLAMA
(Aneta Hołówek, PAP, PolskieRadio.pl)
REKLAMA
Najnowsze
-42min