Rosja 2018. Rumunia - Polska. Złota generacja "Maradony Karpat". Z tą Rumunią nie mielibyśmy szans...

W piątkowym meczu w Bukareszcie trudno wskazać faworyta. Gdybyśmy cofnęli się o 20 lat, Polacy byliby jednak na straconej pozycji.

2016-11-10, 14:30

Rosja 2018. Rumunia - Polska. Złota generacja "Maradony Karpat". Z tą Rumunią nie mielibyśmy szans...

Dla większości Europy Rumunia to trochę piłkarska terra incognita. Rumuni zagrali na wszystkich przedwojennych mundialach, ale po 1945 roku zniknęli z futbolowej mapy, na mistrzostwa swiata do złotych lat 90 dostali się tylko raz, 46 lat temu pojechali do Meksyku.

Możliwe, że złotej generacji nigdy by nie było, gdyby nie... dyktator Niculae Caucescu. Komunista o morderczych skłonnościach, miłośnik piłki, musiał wybrać na który klub postawić - wojskową Steauę czy milicyjne Dinamo. Wybrał ten pierwszy i do "Gwiazdy" zaczęły płynąć pieniądze, zbudowano dla niej pierwszy stadion piłkarski w Rumunii. Mistrzostwa kraju wpadały do gabloty, ale brakowało sukcesu na skalę europejską.

"

Dan Petrescu Uwielbialiśmy swoje towarzystwo. Razem wychodziliśmy, razem jedliśmy. My tylko graliśmy w piłkę, nic innego nas nie interesowało. Dzisiaj nie ma takiej generacji i nie będzie

Cuacescu powołał na dyrektora Steauy swojego syna, Valentina. Ten dostał od ojca wolną rękę i zaczął budować klub na "zachodnich" zasadach. Profesjonalizm i nakłady finansowe dały efekt. I to taki jakiego w Bukareszcie nie spodziewał się nikt. W 1986 roku Steaua wyeliminowała m.in. Anderlecht Bruksela czy Honved Budapeszt i doszła do finału Pucharu Europy. W Sewilli faworyt był jeden - FC Barcelona, ale to Rumuni wznieśli do góry Puchar, po rzutach karnych.

REKLAMA

Youtube.com

W samej końcówce trener Emerich Jenei wprowadził na boisko weterana Anghela Iordanescu. Nie odegrał żadnej roli, ale to on został sukcesorem szkoleniowca i trzy lata później doprowadził Steauę do kolejnego finału PEMK. AC Milan Arrigo Sacchiego był jednak nie do ogrania.

Iordanescu jeszcze nie wiedział, że to on daje podwaliny pod drużynę, która za cztery lata sprawi największą niespodziankę MŚ w USA. Utalentowane pokolenie przyszło na świat w połowie lat 60-tych. Dowodził nim Gheorghe Hagi. Grał już na Euro 84, pod koniec lat 80-tych chciały go Milan i Bayern, ale komunizm zatrzymał go w kraju, musiał czekać na krwawą rozprawę z Caucescu.

Powiązany Artykuł

Piłka nożna 1200 F.jpg
Rosja 2018: długa historia starć Polski z Rumunią. Niewygodny rywal biało-czerwonych

Już w 1990 roku Rumuni zaznaczyli swoją obecność i wzrastająca siłę - awansowali na mundial we Włoszech, wyszli z grupy, ale w 1/8 finału przegrali po rzutach karnych z rewelacyjną wtedy Irlandią.

REKLAMA

Z Iordanescu Hagi znał się dobrze, bo w latach 87-90 grał w Steaule. Trener w pełni ufał filigranowemu pomocnikowi. W 1993 roku ich drogi znów się zeszły - Iordanescu objął kadrę Rumunii.

- Iordanescu był – obok Cruyffa – piłkarzem, który imponował mi najbardziej, kiedy byłem dzieckiem. Kreatywny i lewonożny, tak jak ja. Później został moim trenerem w Steaule i reprezentacji. Trudno opisać to uczucie - opisywał po latach "Maradona Karpat".

Szkoleniowiec objął kadrę Rumunii w połowie eliminacji do MŚ 1994, po klęsce z Czechosłowacją 2:5. Awansował rzutem na taśmę, po wygranej nad mocną Belgią. A potem zastosował terapię szokową. Na turniej w USA nie zabrał legend kadry: Mariusa Lacatusa, Iona Timofte i Dorina Mateuta. Byli za starzy.

Za ocean Rumuni wysłali tzw. "kadrę wielkiej emigracji" - większość zawodników grała już na Zachodzie. Wszystko kręciło się wokół Hagiego. Tak jak jego argentyński pierwowzór nosił na plecach nr 10, znakomicie holował piłkę, podawał, wykonywał stałe fragmenty gry.

REKLAMA

Mundial zaczęli od klęski - 1:4 ze Szwajcarią. Potem przyszły jednak wygrane nad Kolumbią (3:1) i 1:0 nad gospodarzami. Na tym przygoda armii Iordanescu miała się zakończyć. W 1/8 finału czekał wicemistrz świata Argentyna, gdzie do szeregu gwiazd doszli jeszcze Fernando Redondo i Gabriel Batistuta. Hagi miał się w końcu zmierzyć z Maradoną. Do bitwy gwiazd nie doszło - u boskiego Diego wykryto 5 niedozwolonych substancji, w meczu z Rumunią zastąpił go młodziutki Ariel Ortega.

Spotkanie w Pasadenie na stadionie Rose Bowl powszechnie uznaje się za najlepsze na amerykańskiej imprezie. Pierwsze skrzypce zagrał Hagi, dwa gole w odstępie siedmiu minut zdobył Ilie Dumitrescu, któremu występ przyniósł transfer do Tottenhamu. Po wygranej 3:2 kraj zapomniał o komunistycznej traumie.

- Przed obaleniem systemu totalitarnego mieliśmy w Rumunii wielu utalentowanych piłkarzy. Niestety, przystępowaliśmy do większości meczów międzynarodowych z kompleksem kogoś gorszego, słabszego. System narzucał wzorce, schematy, które ograniczały rozwój osobowości. Teraz piłkarze pokazują, na co ich naprawdę stać - mówił Iordanescu.

REKLAMA

Youtube.com

- Nie ma w Europie lepiej wyszkolonej technicznie drużyny - zagrzmiał po tamtym spotkaniu Michel Platini. Piękny sen skończył się dla Rumunów już w kolejnym meczu - po karnych odpadli ze Szwecją. Do Rumunii wrócili jako bohaterowie, a Iordanescu został w armii awansowany na stopień... generała.

Po mundialu Hagi przeszedł z Brescii do Barcelony, Dumitrescu i Popescu do Spurs, Munteanu do Kolonii, Dan Petrescu rok później do Chelsea, tylko Raduciou Milan (gdzie nie łapał się do składu) zamienił na Espanyol.

Rumuni jak burza przeszli eliminacje do Euro 1996, wygrali grupę, wyprzedzili m.in Polskę (2:1 i 0:0). Turniej w Anglii przyniósł wielkie rozczarowanie - ekipa Iordansescu przegrała trzy mecze w grupie. trener był na wylocie, ale został na stanowisku. Opłaciło się, bo Rumunia jako pierwsza z całej Europy zakwalifikowała się na mundial we Francji. Szkoleniowiec przed turniejem założył się z dziennikarzami, że... grupy nie wygra. Pokonał jednak Anglię i Kolumbię, zremisował z Tunezją i musiał ogolić się na łyso, a piłkarze ufarbować włosy na blond. Na Chorwację w 1/8 finału to nie starczyło (0:1).

REKLAMA

Generacja się kończyła, gwiazdy pojechały jeszcze na Euro 2000, gdzie doszły do ćwierćfinału z Włochami (0:2). Już bez Iordanescu, który odszedł po MŚ we Francji. - Już miałem powyżej uszu prowizorki. Kilka razy chciałem zrezygnować. O tym, że trwałem na stanowisku decydowały względy patriotyczne. Prosił mnie prezydent, kibice. Poza tym, po tylu latach pracy w jednym miejscu człowiek potrzebuje zmian - powiedział. W spotkaniu z Italią czerwoną kartkę zobaczył Hagi. To był symboliczny koniec tej drużyny.

Piłkarze jak Hagi czy Petrescu zostali po latach trenerami. Ekipę otoczono kultem, niczym w Polsce drużynę Kazimierza Górskiego.

- Uwielbialiśmy swoje towarzystwo. Razem wychodziliśmy, razem jedliśmy. My tylko graliśmy w piłkę, nic innego nas nie interesowało. Dzisiaj nie ma takiej generacji i nie będzie - powie po latach Petrescu, którego trenerski szlak zaprowadził nawet do krakowskiej Wisły.

W piątek z Polską w Bukareszcie zagra zupełnie inna drużyna, bez gwiazd. Kolektyw dalej jest jednak siłą Rumunii. Kraj, w którym komunizm przybrał formę terroru, stanął na nogi nie tylko dzięki politykom. Takiej drużyny w połowie lat 90-tych brakowało w Polsce, gdzie transformacja przebiegała dużo szybciej. To truizm, ale gdyby pokolenie Hagiego nie istniało, to trzeba było je wymyślić. Tak jak zrobił to Iordanescu.

REKLAMA

Kuba Czernikiewicz

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej