Rosja 2018: Messi dał Argentynie nadzieję na lepsze jutro. Sam jednak nie rozwiąże wszystkich problemów

Argentyna przerwała fatalną serię czterech meczów bez zwycięstwa. Kapitalny występ w narodowych barwach zaliczył Leo Messi. Wygrana 3:0 z Kolumbią nie znaczy jednak, że kryzys "Albicelestes" dobiegł końca.

2016-11-16, 21:30

Rosja 2018: Messi dał Argentynie nadzieję na lepsze jutro. Sam jednak nie rozwiąże wszystkich problemów

Posłuchaj

Piłkarska reprezentacja Argentyny ogłosiła bojkot mediów (TRÓJKA)
+
Dodaj do playlisty

Kiedy patrzymy na wielkie reprezentacje, które zawodzą i od dekad czekają na znaczący sukces, Argentyna to jedna z pierwszych, które przychodzą na myśl. Kibice czekają na punkt zwrotny, na moment wielkiego triumfu, ale zamiast tego dostają głównie rozczarowania lub nagrodę pocieszenia w postaci zwycięstwa na igrzyskach olimpijskich (2004, 2008) lub młodzieżowych mistrzowach świata (2005, 2007), co tylko utwierdza ich w przekonaniu o dużych możliwościach rodzimych piłkarzy.

Nie ma jednak co ukrywać - w kraju, który ma tak ogromne oczekiwania i wypuszcza w świat tak wielu rewelacyjnych piłkarzy, wicemistrzostwo lub wygrana w turnieju o mniejszym znaczeniu to nie coś, co spowoduje euforię. Co najwyżej wywoła nową dyskusję o zmarnowanym pokoleniu i niewykorzystanym potencjale.

Ostatni wielki sukces? 1986 rok, czasy boskiego Diego Maradony i Carlosa Bilardo na trenerskiej ławce. W 1992 roku udało się wygrać w Copa America, ale od tej chwili zespół nie dał rady sięgnąć po tytuł najlepszej drużyny kontynentu. Cztery razy zajmował drugie miejsce, w dwóch ostatnich edycjach w finale z marzeń odzierało ich Chile.

REKLAMA

Po przegranej w drugim z rzędu finale Copa America Argentyna znajdowała (i chyba wciąż znajduje) się w rozsypce. Problemy są jednak znacznie bardziej skomplikowane, a boiskowa niemoc na pewno była z nimi związana. 

W sierpniowym turnieju na igrzyskach olimpijskich w Rio zespół poprowadził Julio Olarticoechea, były trener kadry U-20. "Albicelestes" nie wyszli nawet z grupy. Poprzedni selekcjoner, Gerardo Martino, zrezygnował z pracy głównie z powodu tego, że nie dostawał od związku pieniędzy przez pół roku. W związku niezmiennie panuje chaos, w którym szarpią się włodarze, komitet normalizacyjny zarządzany przez FIFA, mniejsze i większe kluby oraz sami piłkarze. Do tego dochodziły także problemy z korupcją i nadużyciami ze strony Argentyńskiego Związku Piłki Nożnej (AFA), których skala, zdaniem dziennikarzy, jest ogromna.

Ostrzegano, że może dojść do przerwy i paraliżu rozgrywek, ostatecznie jednak sytuację pozornie udało się uspokoić. Poszukiwania następcy mocno się przedłużały, a do tego o zakończeniu kariery reprezentacyjnej poinformował Leo Messi. To wszystko złożyło się na to, że obecny rok jest jednym z najgorszych i najbardziej burzliwych w całej historii piłki w kraju dwukrotnych mistrzów świata.

Wielu liczyło na to, że po Martino na pracę z kadrą skusi się któryś z wielkich trenerów, jak na przykład Diego Simeone. Mówiono także o Jorge Sampaolim, który prowadził wcześniej Chile. Podpisał on jednak umowę z Sevillą, więc także pozostawał poza zasięgiem. Marcelo Bielsa? Z tego także nic nie wyszło.

REKLAMA

Czy decyzji Messiego można było się dziwić? Jego gra w reprezentacji to raczej cykl porażek i rozczarowań, do czego nie przywykł podczas występów w "Dumie Katalonii", oprócz tego mógł po prostu mieć dość wszystkich wewnętrznych problemów w ojczyźnie. 

Oczywiście serce, ambicja i błagania kibiców zrobiły swoje - piłkarz zmienił zdanie. W spotkaniu z Kolumbią wrócił już na dobre, grał jak z nut, zaliczył dwie asysty i zdobył cudowną bramkę z rzutu wolnego.

Ostatecznie nowym trenerem został Edgardo Bauza. W sześciu dotychczasowych spotkaniach zespół pod jego wodzą zdobywał średnio 1,33 punktu na mecz, co jak na potencjał zespołu jest wynikiem rozczarowującym.

Bauza to były reprezentant kraju, ale zaledwie trzykrotnie przyszło mu zagrać w kadrze narodowej. Do tego doświadczenie trenerskie zbierał przede wszystkim w Ameryce Południowej. Czy taki szkoleniowiec może być dla piłkarzy autorytetem? Podobne pytania padały już także pod adresem Martino, ale i Alejandro Sabelli, który przegrał z Argentyną finał mundialu w 2014 roku. Przypominając sobie niektóre momenty z mundialu, trudno widzieć, by zawodnicy czuli przed nim respekt:

REKLAMA

Ale to mogło być tylko złudzenie, bo właśnie pod wodzą Sabelli Argentyna była najbliżej pierwszego od trzech dekad mistrzostwa świata, w finale walcząc z Niemcami do samego końca. Nie grała genialnego, spektakularnego turnieju, ale solidność, wyeliminowanie błędów i stabilność dawała realne szanse na złoto. Czegoś jednak zabrakło. I wielu otwarcie mówiło o tym, że chodziło o brak magii ze strony genialnego Messiego. 

To w niczym nie zmienia faktu, że jedyny plus ostatnich kilkunastu tygodni to fakt, że gwiazdor Barcelony zdecydował się na powrót do zespołu, kolejny raz podejmując rękawicę. Jak jasno pokazują statystyki porównujące to, jak "Albicelestes" radzili sobie z nim i bez niego, ta drużyna jest od niego uzależniona.

Problem w tym, że (co pokazał brazylijski finał) nawet zawodnik tego formatu nie zawsze będzie w stanie w pojedynkę wygrywać meczów. Potwierdziło to także prestiżowe starcie z Brazylią z ubiegłego tygodnia. Wynik 0:3 z odwiecznym rywalem wywołał lawinę krytyki. Nie mogli się niej dziwić desygnowani przez trenera Argentyny piłkarze.

REKLAMA

Po czterech spotkaniach bez wygranej (ostatnio porażki z Paragwajem i Brazylią bez zdobytego gola) atmosfera w kadrze była fatalna. Gdyby nie wygrana z Kolumbią, sytuacja w tabeli eliminacji do mistrzostw świata w Rosji stałaby się tragiczna. Ostatni raz Argentyna nie zakwalifikowała się na mundial w 1970 roku, a teraz widmo szokującej powtórki z historii znów zagląda fanom i piłkarzom w oczy.

Sytuację ratuje fakt, że do mistrzostw świata w 2018 roku awansują cztery najlepsze zespoły strefy CONMEBOL (Ameryka Południowa), natomiast zespół z piątej pozycji zmierzy się w barażu z triumfatorem eliminacji Oceanii (OCF). To pewien komfort, bo mimo tego, że na kontynencie znajduje się kilka klasowych drużyn, to stawkę uzupełniają rywale odbiegający klasą od reszty.

Jeśli jednak komuś wydawało się, że wygrana z Kolumbią będzie rozwiązaniem wszystkich problemów reprezentacji, to poważnie się myli. Na konferencji prasowej po zwycięstwie - Messi ogłosił bojkot mediów ze strony piłkarzy. W ten sposób zawodnicy wyrazili swój żal na publikacje o przyłapaniu jednego z graczy reprezentacji - Ezequiela Lavezziego na paleniu marihuany.

REKLAMA

- Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy rozmawiać z prasą. Sami dobrze wiecie, dlaczego. Pojawiało się wiele oskarżeń, brak szacunku. To, jak został potraktowany Lavezzi, jest bardzo poważne. Możemy być krytykowani za porażkę, a nawet po wygranej, jeśli gramy źle. Ale to jest wchodzenie w nasze prywatne życie i jeśli teraz nie powiemy "stop", to nigdy tego nie powstrzymamy - mówił kapitan, który tym razem prowadził drużynę nie tylko na boisku.

Ta deklaracja może być odbierana jako wyraz solidarności w grupie reprezentantów. Być może rodzi się drużyna, która będzie w stanie odciąć się od problemów i za pomocą zdecydowanych środków zbudować sukces. Niewiadomych jest tutaj jednak zbyt wiele, aby móc odnieść się do szans zarówno na wyjazd na mundial, jak i tego, co można na nim zagrać.

Kolejne pokolenie może zostać zaprzepaszczone, a mówimy przecież o generacji, którą do boju może poprowadzić jeden z największych piłkarzy w historii. Tak przecież trzeba nazywać Messiego. Historia jego występów w narodowych barwach to jednak historia rozczarowań, przeplatanych sukcesami, których nikt nie doceni w pełni, dopóki nie uda mu się sięgnąć po triumf z rodzaju tych największych. Podczas mistrzostw świata w Rosji skończy 32 lata i będzie to ostatni moment na to, by zmierzyć się z tym największym wyzwaniem.

Czy będzie to kolejna historia o zmarnowanej "złotej generacji" piłkarzy? W tym określeniu nie ma wiele przesady, bo choć Argentyna przyzwyczaiła nas do tego, że jest w stanie wydawać na świat wielkie talenty, to ostatnie kilkanaście lat pod tym względem się wyróżnia. Od 2004 do 2008 roku zespół sięgnął po dwa mistrzostwa świata i dwa tytuły mistrzów olimpijskich. Miał graczy nie tylko błyskotliwych, świetnie wyszkolonych technicznie, ale też pracujących na całym boisku, wyjątkowo solidnych i zdyscyplinowanych. Wydawało się, że trzeba tylko (lub aż) zebrać owoce tej pracy w dorosłej piłce. Jak się okazuje - nie jest to jednak rzeczą tak prostą, jak mogłoby się wydawać.

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej