Ekstraklasa: chwila oddechu w ligowej batalii. Zaskoczenia i rozczarowania jesieni (PODSUMOWANIE)
20 kolejek Ekstraklasy za nami. Do rozstrzygnięć jeszcze daleko, jednak już teraz widać, że po zimowej przerwie możemy liczyć na pasjonującą walkę o tytuł i utrzymanie w lidze. Kto zamknął rok w najlepszym stylu, a kto będzie miał nad czym pracować? Zapraszamy na podsumowanie.
2016-12-20, 14:30
Posłuchaj
Potknięcia Jagiellonii, Lechii i Lecha, kolejny krok Legii Warszawa w kierunku odrobienia strat z początku sezonu - 20. kolejka tylko potwierdziła przypuszczenia, że w czołówce (i nie tylko) będzie działo się jeszcze dużo. Mistrz Polski od momentu przejęcia zespołu przez Jacka Magierę może tylko żałować, że przerwa zimowa musi nastąpić. W formie, którą ostatnio prezentowała drużyna, trudno znaleźć kogoś, kto byłby w stanie się jej przeciwstawić.
Można tylko domyślać się, że ekipy z pierwszych dwóch miejsc odetchnęły z ulgą i już nastawiają się na to, by w okresie przygotowawczym zrobić wszystko, by pokrzyżować szyki stołecznym piłkarzom. Czy się uda? To wciąż kwestia otwarta, w bardzo dużej mierze uzależniona od tego, co będzie działo się w transferowym okienku. Komu uda się wzmocnić, kto zatrzyma najlepszych graczy i uniknie rozmontowania przez bogatsze kluby?
Ligowcy po przerwie świątecznej wznowią treningi w styczniu, a pierwsza kolejka w 2017 roku zaplanowana jest na 10-13 lutego. Wtedy otworzymy nową kartę, w tym momencie jeszcze nic nie jest przesądzone dla nikogo.

Odmieniona Lechia, zaskakująca Jagiellonia
Na czele tabeli z taką samą liczbą punktów pozostają Jagiellonia i Lechia. W przypadku gdańszczan trudno uznać to za zaskoczenie, bo piłkarze Piotra Nowaka już przed startem rozgrywek ostrzyli sobie zęby, by wreszcie rzucić wyzwanie i walczyć o tytuł. Udało się wykorzystać falstart Lecha i Legii, wreszcie został zbudowany zespół, który gra zgodnie z oczekiwaniami. Szeroka kadra, szkoleniowiec, który ma pomysł na drużynę, solidna baza kibicowska i duży apetyt na sukces - na taką Lechię czekali nie tylko jej kibice, ale też wszyscy ci, którym zależy na tym, by Ekstraklasa była ciekawsza.
REKLAMA
Jak klub Piotra Nowaka wytrzyma drugą, znacznie bardziej wymagającą część sezonu? To ona będzie kluczowa, bo nie można zapominać o tym, że już w tym momencie niewielka przewaga stopnieje przy podziale punktów, który nastąpi na wiosnę.
O ile to, że Lechia wreszcie "odpali", wydawało się tylko kwestią czasu, to Jagiellonia jest przypadkiem ciekawszym. Michał Probierz potwierdza, że na Podlasiu czuje się jak ryba w wodzie. Przebudował zespół, szczególny nacisk kładąc na obronę, która w poprzednim sezonie była jedną z najgorszych w Ekstraklasie. Teraz mamy do czynienia z drugą najlepszą defensywą, która we wszystkich meczach straciła tylko 20 bramek.
Grą zespołu dyryguje Konstantin Vassiljev, który już teraz przebił swoje osiągnięcia z ubiegłych rozgrywek. 10 bramek i 9 asyst chyba wystarczy za komentarz. Jeśli 32-letni Estończyk utrzyma swoją formę, a władze klubu nie zdecydują się na wyprzedaż najważniejszych zawodników, to zespół z Białegostoku może utrzymać się w ścisłej czołówce.
REKLAMA
Oprócz niego trzeba też docenić progres, jaki zrobił Jacek Góralski, który zapracował tym na pierwsze powołanie do reprezentacji Polski. Młody pomocnik przeżywał gorsze momenty, był odsunięty od zespołu, ale Michał Probierz był w stanie skutecznie do niego dotrzeć, co tylko procentuje.
Do tego Ivan Runje, Fedor Czernych czy Taras Romanczuk, którzy mogą być z siebie naprawdę zadowoleni. Z niecierpliwością czekamy na to, co pokaże "Jaga" po przerwie.
Zarówno w Jagiellonii, jak w Lechii, trzeba przede wszystkim docenić trenerów - to odpowiedni ludzi na odpowiednich miejscach.
REKLAMA
Przebudzenie z koszmaru
Może i będziemy chwalić głównie trenerów, ale to właśnie oni wysuwają się na pierwszy plan.
Nie trzeba przesadnie wytężać pamięci, żeby przypomnieć sobie sceny z bardzo krótkiego panowania Besnika Hasiego. Trzy miesiące temu Borussia Dortmund gromiła Legię 6:0 przy Łazienkowskiej, a mistrz Polski wyglądał dramatycznie na tle rywala. Zresztą nie tylko tego jednego, bo drużynie brakowało dosłownie wszystkiego - przygotowania, formy, zaangażowania.
Zmienił się trener, a Legia zaczęła wracać na właściwy tor w Lidze Mistrzów i Ekstraklasie. Bardzo szybko dało się zobaczyć postępy, zawodnicy z meczu na mecz wyglądali coraz lepiej. Metamorfozę zespołu najlepiej obrazuje Vadis Odjidja-Ofoe. Kiedy Belg trafiał na Łazienkowską, mówiło się przede wszystkim o jego fizycznych brakach. Kiedy miał piłkę przy nodze, dało się zauważyć, że potrafi nią operować, ale zbędne kilogramy powinien zrzucać na siłowni, nie w meczach o stawkę.
REKLAMA
Potem jednak to były zawodnik Norwich stopniowo stawał się kluczowym ogniwem w układance Jacka Magiery. Teraz bez większych wątpliwości można zastanawiać się, czy nie jest to najlepszy zawodnik, który występował w Ekstraklasie. Ma niesamowitą łatwość w mijaniu przeciwników, wybiera optymalne rozwiązania, kreuje grę Legii, potrafi jednym zagraniem rozmontować obronę rywali. Ten transfer to strzał w dziesiątkę, jedna z niewielu rzeczy, za które trzeba podziękować Hasiemu. Ile czasu będziemy mogli oglądać tego piłkarza w naszej lidze? Trudno powiedzieć, ale warto w każdym meczu Legii zwracać na niego szczególną uwagę, bo momentami naprawdę jest graczem z innej planety.
Rozpędzona Legia musiała przymusowo się zatrzymać, ale jej kibice wierzą, że Jacek Magiera będzie miał przez zimę czas na to, by jeszcze dopracować wszystkie taktyczne schematy, wyciągnąć wnioski z kilku potknięć i optymalnie przygotować Legię do tego, by kontynuowała pogoń za przeciwnikami.
Kiedy ogłoszono, że to były piłkarz stołecznej drużyny będzie jej szkoleniowcem, dało się usłyszeć głosy, że może brakować mu doświadczenia, charyzmy czy pogłosu. Magiera potwierdził jednak idealnie, że nie są to cechy kluczowe do tego, by porwać piłkarzy, a opanowanie, rzetelna praca i konsekwencja to fundamenty, na których można opierać swoją karierę.
REKLAMA
Statystyki trenera w dotychczasowych meczach? 9 zwycięstw, 4 porażki i 2 remisy. 1,93 punktu na spotkanie, tylko jedna porażka i remis w Ekstraklasie. Nastroje przy Łazienkowskiej zmieniły się o 180 stopni, a z przerwy w rozgrywkach nie jest zadowolony nikt.
Jedynym minusem wydaje się praktycznie pewne już odejście Nemanji Nikolicia, króla strzelców i snajpera z prawdziwego zdarzenia. Węgier pożegnał się z kibicami hat-trickiem, w sumie jego licznik bramkowy zatrzymał się na 55 trafieniach w 86 spotkaniach. Imponującą skuteczność będziemy jeszcze długo pamiętać, a klub ze stolicy musi mieć na liście przynajmniej kilka nazwisk, które pozwolą wypełnić pustkę.
Grupa pościgowa
Zaskakujące czwarte miejsce zajmuje Termalica Nieciecza. Przed sezonem prawdopodobnie wielu widziało w zespole Czesława Michniewicza mocnego kandydata do tego, by walczyć o utrzymanie. Tymczasem 33 punkty w dotychczasowych meczach mówią same za siebie. Taki wynik od momentu, w którym w Ekstraklasie pojawił się podział na grupy mistrzowską i spadkową zawsze gwarantował grę wśród najmocniejszych.
REKLAMA
Michniewicz mówił, że chce, żeby jego zespół przypominał Atletico Madryt. Najważniejsza jest drużyna, praca i konsekwencja. Można oddawać rywalowi pole, pozwalać mu na wiele, ale na określonych warunkach. Około 30 metrów od bramki zespołu z Niecieczy zaczyna się strefa, w której wszyscy zaczynają bronić z niezwykłą agresją.
Jest z czego się śmiać? Niekoniecznie, bo jak na polskie warunki Termalica świetnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Nie gra może najbardziej efektownej piłki, nie poraża ofensywą, nie może pochwalić się wielkimi gwiazdami... ale bardzo dobrze wie, jak uprzykrzyć grę swoim rywalom i wykorzystać największe atuty.
Można odnieść wrażenie, że Michniewicz jest jednym z najbardziej niedocenianych polskich szkoleniowców - właściwie wszędzie, gdzie się pojawia, nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Cel Niecieczy? Cały czas wykonywać swoją robotę i nie patrzeć w dół ligowej tabeli.
REKLAMA
Za plecami "polskiego Atletico" plasuje się Lech Poznań. "Kolejorz" pod wodzą Nenada Bjelicy rozbudził nadzieje swoich kibiców - początek sezonu z Janem Urbanem za sterami nadaje się jedynie do zapomnienia. Chorwat pokazuje jednak, że z tymi piłkarzami można ugrać zdecydowanie więcej. Szkoleniowiec nie przeprowadził rewolucji, nie musiał przeprowadzać olbrzymich zmian. Te dopiero nadejdą, bo zespół z Wielkopolski obserwuje kilku piłkarzy, którzy mogą być wzmocnieniami.
Pewnych rzeczy jeszcze brakuje, ale pozytywów jest sporo - Bjelicy udało się odbudować Marcina Robaka, do formy wrócił też Dawid Kownacki, a Darko Jevtić w kilku meczach pokazał, że ma wszystko, by zostać jednym z czołowych piłkarzy naszej ligi.
Przede wszystkim Lech bardzo dobrze spisuje się w obronie - to drużyna, która straciła najmniej bramek z całej stawki. Duża w tym zasługa m.in. Jana Bednarka, zaledwie 20-letniego stopera, który dopiero co wszedł do zespołu, ale już pokazał, że w ligowej rzeczywistości odnalazł się bardzo dobrze.
Nie będzie wielkim ryzykiem stwierdzenie, że najważniejszym człowiekiem przy Bułgarskiej jest w tym momencie szkoleniowiec. Bardzo ważne będzie okienko transferowe - czy Bjelica może liczyć na wzmocnienia, czy będzie musiał szukać rozwiązań wśród tych piłkarzy, których ma do dyspozycji. Ta druga opcja będzie sporym ograniczeniem i może oznaczać, że Lech obejdzie się smakiem jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo.
REKLAMA
Kto rozczarował najbardziej?
Patrząc na dół tabeli, widzimy jeden zespół, który wyraźnie nie pasuje do reszty tego grona. Wydawało się, że Cracovia pod wodzą Jacka Zielińskiego znalazła się w miejscu, z którego może przypuścić atak na wyższe pozycje. Grające atrakcyjnie dla oka "Pasy" w poprzednim sezonie spisywały się bardzo dobrze, zajmując pozycję tuż za podium.
Co stało się z tym zespołem? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Cracovia gubiła punkty w mocno pechowych okolicznościach, w meczach, w których była bardzo bliska zapisania na swoim koncie trzech oczek. Marnowała wyborne okazje, traciła gole w sytuacjach, w których mogła tego uniknąć. To jednak nie jest okolicznością łagodzącą, bo czekanie na przełamanie nie przyniosło rezultatu. Jacek Zieliński zachował stanowisko, ale cierpliwość prezesa Filipiaka na pewno się kończy. W ostatnich latach widzieliśmy w jego wykonaniu wiele nerwowych ruchów, które przeważnie kończyły się fatalnie. W lutym nastąpi nowe otwarcie, szkoleniowiec będzie musiał pokazać zespół odmieniony, który zostawi za sobą beznadziejne miesiące.
Tylko 4 wygrane w lidze to tyle samo, ile zanotował ostatni w tabeli Górnik Łęczna. 9 - tylu remisów nie ma nikt, nawet specjalizujący się w podziałach punktów Kazimierz Moskal, którego Pogoń może przynosić prawdziwą huśtawkę nastrojów. Szczecinianie po 20. kolejkach plasują się w czołowej ósemce, ale przewidzenie kierunku, w którym pójdą, przypomina wróżenie z fusów.
REKLAMA
Pogoń potrafi ogrywać w świetnym stylu mocniejszych rywali, aby później zostać rozgromiona przez kogoś teoretycznie słabszego. Rok kończy czterema meczami bez wygranej. Były przebłyski, ale też momenty, w których piłkarze grali jak w zupełnych ciemnościach.
Jeśli chodzi o rozczarowania, trudno nie wspomnieć o Piaście Gliwice. Wicemistrz Polski przeżył spore perturbacje w przerwie i na początku tego sezonu, które musiały odbić się na wynikach. Radoslav Latal odszedł z klubu, by błyskawicznie do niego wrócić. Po drodze jednak najwyraźniej zgubił to, co dało gliwiczanom tak świetne wyniki przed rokiem (nie wspominając już o Kamilu Vacku i Martinie Nesporze). 13. miejsce w tabeli i naprawdę niewiele powodów do zadowolenia - to smutny obrazek. Czy któryś z tych dwóch zespołów będzie w stanie wstać z kolan i ruszyć w górę tabeli po wznowieniu rozgrywek?
Nie imponuje też jedna z rewelacji poprzedniego sezonu - Zagłębie Lubin. Drużyna Piotra Stokowca udowadnia jednak, że gra w europejskich pucharach nie musi być "pocałunkiem śmierci", bo 6. pozycja w lidze nie przynosi wstydu. Trzeba jednak przyznać, że po tym, jak prezentowała się w ubiegłych rozgrywkach, można czuć lekki zawód. Na pewno duży wpływ na to ma przedłużająca się nieobecność Filipa Starzyńskiego, trapionego przez kontuzje.
Beniaminkowie bez kompleksów
Wisłę Płock i Arkę Gdynia dzielą w tabeli zaledwie dwa punkty, ale śmiało można powiedzieć, że obie drużyny dobrze odnalazły się w nowej rzeczywistości. Personalnie wyglądają przyzwoicie, kilka oczek poszło na straty głównie ze względu na to, że brakowało doświadczenia, ale na pewno można powiedzieć, że liga stała się dzięki nim ciekawsza.
REKLAMA
Za dowód wystarczą chociażby ostatni występ Wisły w meczu z Ruchem Chorzów, zakończony hokejowym wynikiem 4:3 i kapitalnym golem Piotra Wlazło prawie z połowy boiska lub mecz Arki z Legią Warszawa, wygrany 3:1 po bardzo emocjonującym spotkaniu. Beniaminkowie nie kalkulują, grają odważnie i potrafią szybko wychodzić z dołka. Wygląda na to, że (przynajmniej w podobnej dyspozycji) żaden z nich nie powinien mieć większych problemów z utrzymaniem w Ekstraklasie.
Te natomiast na pewno będzie miał Ruch Chorzów. "Niebiescy" wyglądają słabo na boisku, a do tego nie pomaga im sytuacja w klubie - w związku z zaległościami w płatnościach wobec piłkarzy Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN zdecydowała się na karę w postaci odjęcia ośmiu punktów. Stawia to sprawę jasno - to Ruch, a nie Górnik Łęczna zamyka tabelę na koniec roku.
W ubiegłych sezonach udawało się osiągać wyniki ponad stan, mimo kłopotów finansowych i rozpaczliwych staraniach, by związać koniec z końcem. Waldemar Fornalik potrafił stworzyć coś z niczego, a stawianie na doświadczonych piłkarzy w połączeniu z utalentowaną młodzieżą okazywało się dobrym wyjściem. Teraz przy Cichej czegoś brakuje, a przyszłość nie zapowiada się optymistycznie.
REKLAMA
Z podobnych tarapatów potrafiła wydostać się Wisła Kraków, która przez długi czas nie potrafiła podnieść się z dołu stawki. Zespół z powodów finansowych opuścił Dariusz Wdowczyk, ale koniec końców klub stanął na nogi, przynajmniej jeśli chodzi o wyniki na boisku. 10. miejsce może być poniżej ambicji kibiców, którzy przywykli do walki o coś więcej, to jednak może być nowa rzeczywistość dla "Białej Gwiazdy".
Górnik Łęczna sięgnął po Franciszka Smudę, by ratować Ekstraklasę. W swoim pierwszym meczu były selekcjoner poprowadził drużynę przy Łazienkowskiej. Powrót na nie był jednak dla niego udany. Porażka 0:5 to tylko poglądowa lekcja, nad czym trzeba będzie pracować zimą, ale w tym przypadku elementów wymagających poprawy jest wiele.
Łęcznianie strzelają mało, tracą bardzo dużo goli, w dodatku jest wątpliwe, by byli w stanie znacząco wzmocnić się podczas nadchodzącego okienka transferowego.
REKLAMA
Kto najbardziej doceni spokój, który będzie towarzyszył w okresie świątecznym i podczas przygotowań do powrotu na ligowe boiska?
Na to bardzo mocno pracowała Korona Kielce. To kolejny sezon, w którym wielu ekspertów widzi w tym zespole spadkowicza i kolejny, w którym kielczanie zaskakują. 9. pozycja to efekt bardzo dobrej postawy kilku kluczowych postaci, jak Elhadji Pape Diaw, Jacek Kiełb, Nabil Aankour, Łukasz Sekulski czy Miguel Palanca.
Do gry wrócił też Maciej Bartoszek, szkoleniowiec nieco zapomniany, który dostał kolejną szanse, by o sobie przypomnieć.
REKLAMA
Na przesadny spokój nie zasłużyli zaś piłkarze Śląska Wrocław. Szkoleniowiec Mariusz Rumak nie sprostał zadaniu i stracił pracę tuż przed świętami. Śląsk to drużyna, która gra najgorzej ze wszystkich na własnym boisku, a z jej gościnności nie wahają się korzystać rywale. W tym momencie właściwie nie widać pozytywów, a do tego dochodzi fakt problemów z frekwencją.
12. miejsce w tabeli daje teoretyczne bezpieczeństwo, to jednak może okazać się bardzo złudne. Właściwie co mecz można oglądać prawdziwe męczarnie jeśli chodzi o atak (najmniej strzelonych goli w lidze), nieskuteczność piłkarzy jest rażąca, a defensywę trudno nazwać monolitem. Nowy szkoleniowiec może szykować się na poważne wyzwanie.
Odpoczywamy po ostatnich miesiącach, szykujemy się na transferowe okienko i spokojnie czekamy na to, co przyniesie luty i druga część rozgrywek.
REKLAMA
Najlepsza jedenastka Ekstraklasy po 20. kolejkach sezonu 2016/17:

Ławka rezerwowych: Malarz, Arajuuri, Tomasik, Peszko, Cernych, Guilherme, Kownacki
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA