Ekstraklasa: po Langilu w Legii pozostanie tylko niesmak. "Płacz zawodnika, który się nie sprawdził"

Do Warszawy przychodził za duże pieniądze. Miał być wzmocnieniem walczącej w Lidze Mistrzów Legii Warszawa. Steeven Langil na boisku nie pokazał nic, a co gorsza, broni się w sposób bardzo kontrowersyjny.

2017-01-27, 16:30

Ekstraklasa: po Langilu w Legii pozostanie tylko niesmak. "Płacz zawodnika, który się nie sprawdził"
Steeven Langil. Foto: Wikimedia Commons/Piotr Wassermann/CC-BY-SA-4.0

Kibice mogli mieć wobec Langila spore oczekiwania, który przed transferem do Warszawy zaliczył bardzo dobrą rundę w belgijskim Waasland-Beveren, a mistrz Polski potrzebował wzmocnień na skrzydłach. "Rozczarowanie" to jednak termin, który nie do końca pasuje.

Piłkarz z Martyniki dopasował się poziomem do całej Legii Besnika Hasiego. Od początku było widać, że ma jeden ogromny atut - szybkość. Problem w tym, że z jego przygotowania motorycznego nic nie wynikało. Potrafił robić wiatr, ale umiejętności czysto piłkarskie i realizowanie zadań taktycznych to zupełnie inna bajka.


Powiązany Artykuł

blog Krótka piłka
Dział Opinii

Chybione transfery zdarzają się w znacznie większych klubach niż stołeczna ekipa. Przyjście nowego zawodnika zawsze obarczone jest ryzykiem. Jeśli za cokolwiek można pochwalić byłego albańskiego szkoleniowca, to wciąż będą to transfery, bo nie da się przecenić sprowadzenia Vadisa Odjiji-Ofoe, który bardzo szybko wyrósł na największą gwiazdę zespołu. Thibaut Moulin także jest jego ważnym elementem. Obaj dobrze odnaleźli się w klubie, po słabym starcie wychodząc na prostą. Langil nie potrafił tego zrobić i wydaje się, że nawet nie próbował.

Jedyny "pokrzywdzony"

Po zmianie szkoleniowca reszta drużyny potrafiła zacisnąć zęby, walczyć o miejsce w składzie i podjąć rywalizację. Nie było słychać narzekania, że Magiera odstawił od zespołu kilku piłkarzy z sobie tylko znanych powodów. Jeśli zaś chodzi o słabą formę, to miał pełne prawo szukać nowych rozwiązań i sadzać piłkarzy na ławce. Szkoleniowiec podszedł jednak do sprawy uczciwie, Legia wróciła na właściwy tor, kilku piłkarzy, których wielu widziało już poza klubem, odżyło i odpłaca trenerowi na boisku. Tak właśnie powinno to wyglądać.

REKLAMA

Jedynym "pokrzywdzonym" jest zaś Langil, który właśnie trafił na wypożyczenie do końca sezonu do swojego byłego klubu. Po słowach, które wypowiedział, trudno sobie wyobrazić jego powrót do Warszawy.

- Jesienią, po zrezygnowaniu z Besnika Hasiego, zostałem zupełnie zignorowany. Zarówno w klubie, jak i poza nim, dotknął mnie problem rasizmu. Chcę jak najszybciej zapomnieć o tym, co przeżyłem w Legii - powiedział Langil w wywiadzie dla belgijskiej "Het Laatste Nieuws".

Później prostował te słowa w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", twierdząc, że rasizm dotknął go nie w klubie, a na stadionach i "w innych miejscach". Dodał też, że przekręcono jego słowa. Oczywiście stało się to już po tym, jak klub zapewnił, że nie zostawi tak sprawy i pociągnie (wciąż jeszcze przecież swojego) zawodnika do odpowiedzialności za sprawą postępowania dyscyplinarnego.

REKLAMA

W szatni Legii reprezentant Martyniki nie cieszył się dużym poważaniem, co widać na przykład we wpisie Jakuba Rzeźniczaka:

Kapitan Legii zmniejszył liczbę jego występów o połowę (choć 12 gier raczej nie zrobi z niego klubowego weterana), ale to nie zmienia faktu, że Langila trudno traktować poważnie - głównie ze względu na to, jak podchodził do swoich obowiązków.

Imprezy zamiast trenowania

Gdy Legia grała z Realem Madryt, piłkarz wrzucał do internetu zdjęcia z zakrapianej imprezy, na której palił sziszę. Reprymenda nie pomogła, bo niedługo później zrobił dokładnie to samo, co poskutkowało przeniesieniem do drużyny rezerw. Tak raczej nie zachowuje się ktoś, komu zależy na grze.

REKLAMA

Co więcej, sam zainteresowany był bardzo zdziwiony tym, że w ogóle został za to ukarany. Kiedy było już pewne, że przez najbliższe pół roku nie będą go oglądać kibice przy Łazienkowskiej, zdecydował się wyjaśnić, dlaczego stracił w Polsce pięć miesięcy.

Oczywiście jego wina jest tutaj na samym końcu - to trener Magiera był do niego uprzedzony, Warszawa okazała się niezbyt dobrym miejscem do życia, a na stadionach panuje rasizm, który także nie pozwalał mu skupić się na futbolu. Ogólnie - koszmar.

Nie wiadomo, jak wytłumaczyć fakt, że podobnych problemów nie miał Vadis Odjidja-Ofoe. Być może Belg po prostu lepiej kryje się z tym, że musi odreagowywać trudy życia w Polsce, ale boisko pokazuje, że był w stanie grać na miarę swoich dużych możliwości. Jeśli odejdzie z Legii, to na pewno będzie miał wobec niej spory dług wdzięczności.

Polska krajem rasistów?

Czy atmosfera w klubie jest zła? Nic tego nie potwierdza, ale najwyraźniej skrzydłowy z Martyniki ma inne zdanie. - Zaczekajmy na początek nowej rundy. Zobaczymy, jak wtedy będzie Legii się wiodło i czy wszyscy piłkarze nadal będą zadowoleni - mówi w "Przeglądzie Sportowym". Kolejny dowód na profesjonalizm i to, że uważa na słowa.

REKLAMA

Rasizm na polskich stadionach? Nie można negować tego zjawiska, podobnie jak nie można robić tego w skali kraju. Ale na pewno nie spotykamy się z nim na każdym kroku, na każdym meczu, czy w większości codziennych sytuacji. W tym momencie zjawisko to jest raczej marginalne i na pewno widać postęp względem tego, jak wyglądała sytuacja na przykład dekadę temu. Swoją drogą, nie przeszkodziło to kilku ciemnoskórym zawodnikom w podbiciu serc kibiców z Warszawy, jak Dickson Choto, Edson czy Roger, który trafił potem do reprezentacji Polski.

Langil bez cienia wątpliwości mówił o tym, że spotkał się na stadionach z rasistowskimi okrzykami, także na obiekcie Legii. Szkoda tylko, że oprócz niego nie słyszał ich nikt inny.

Polskie kluby były w przeszłości (i to nie odległej) karane za rasistowskie incydenty i to, by wykopać rasizm ze stadionów jest jednym z priorytetów nie tylko u nas, ale w całej światowej piłce. W Ekstraklasie występuje wielu obcokrajowców, ale największy problem z kibicami, krajem i środowiskiem mają ci, którym się nie udało.

REKLAMA


Powiązany Artykuł

Paweł Słójkowski
Krótka piłka

Znamy to bardzo dobrze, bo wielu polskich piłkarzy wracało z prób podboju zagranicznych lig i jak mantrę powtarzało kilka utartych frazesów dotyczących tego, że zmienił się trener, a kolejny nie chciał na niego stawiać, że warunki były trudne, a klub preferował zawodników miejscowych etc. Niewielu ludzi potrafiło powiedzieć jasno, że byli za słabo przygotowani, czy po prostu nie wytrzymywali konkurencji. A tego, że traktowali swojego pracodawcę w sposób lekceważący, nie powie nikt.

Szkoda tylko, że skrzydłowy użył właśnie tej karty, tak mocno piętnującej, a jednocześnie mającej tę przewagę, że trudno udowodnić tu, że nie ma racji.

Wszyscy tracą na aferze z Langilem

Langli swoimi słowami zamknął okres, podczas którego wszyscy stracili. Legia, która straciła duże pieniądze, nie dostając nic w zamian, piłkarz, który zmarnował czas (choć tutaj priorytet był chyba inny) i naraził się na traumatyczne przeżycia, kibice, którzy zostali oskarżeni o rasizm i ci z zawodników, którzy mogli lepiej wykorzystać spędzony w klubie czas.

Legia zapłaciła dużą cenę za Besnika Hasiego, ale chyba właśnie przerwała jedną z ostatnich więzi z Albańczykiem. I pozostaje mieć nadzieję, że nigdy już nie popełni podobnego błędu, tak ze szkoleniowcem, jak i z piłkarzami, których będzie sprowadzać.

REKLAMA

Źródło: x-news

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, man, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej