Liga Europy: Ajax - Legia. Mistrzowie Polski kończą europejską przygodę z twarzą. Czego zabrakło do awansu?
Legia Warszawa zakończyła swoją przygodę z europejskimi pucharami. Na pewno bez wstydu, ale też z pewnym niedosytem. Czy Ajax był rywalem, z którym można było pokusić się o więcej? Co zadecydowało o porażce mistrza Polski z Holendrami?
2017-02-24, 11:00
Posłuchaj
Spotkanie Ajax Amsterdam - Legia Warszawa podsumowuje Andrzej Janisz z Naczelnej Redakcji Sportowej Polskiego Radia (IAR)
Dodaj do playlisty
- Byliśmy zdeterminowani, Ajax na pewno był w naszym zasięgu - ocenił Michał Pazdan, jeden z najlepszych zawodników Legii Warszawa w dwumeczu z Ajaksem.
Czy rzeczywiście? Na pewno nie można mówić o deklasacji, o tym, że Ajax był o kilka klas lepszy. Oczywiście, Holendrzy mieli po swojej stronie argumenty, a mistrz Polski dobrze odrobił lekcję przed meczami o 1/8 Ligi Europy.
Powiązany Artykuł
Liga Europy: mistrz Polski przegrał z Ajaksem i żegna się z pucharami. Wstydu na pewno jednak nie było
Zabrakło spokoju
Legia nie mogła zagrać otwartej piłki, rzucić się do ataku i liczyć na to, że wymiana ciosów z takim rywalem zakończy się sukcesem. Priorytetem było to, by nie stracić gola i spróbować zaskoczyć rywali kontratakiem czy dobrze rozegranym stałym fragmentem gry - sposób nie miał większego znaczenia. Nie udało się, ale stołeczna ekipa do samego końca pozostawała w grze - jeden strzelony gol dałby jej awans do kolejnej rundy. Nie udało się, ale większych pretensji mieć przecież nie można.
Na Ligę Mistrzów czekaliśmy całe lata i okazało się, że wielka piłka wróciła w naprawdę dobrym stylu. Legii udało się zająć trzecie miejsce w prawdziwej grupie śmierci, dołożyć swoją cegiełkę do tych rozgrywek i pokazać, że można grać atrakcyjnie nawet, kiedy nikt nie daje szans w starciach z największymi klubami świata.
REKLAMA
Mecz z Ajaksem był okazją do zemsty za spotkanie sprzed dwóch lat. Nie udało się, ale w porównaniu z tamtym spotkaniem widać było dużą różnicę. Legii nie można odmówić zaangażowania, serca, przygotowania i ambicji. Holenderski klub to marka z najwyższej półki, która może nie ma w ostatnich latach ogromnych sukcesów, ale regularnie dostarcza bogatszym klubom kapitalnych piłkarzy. I to, że potrafi pracować z młodzieżą, było widać gołym okiem.
Kapitalnie prezentował się Amin Younes, w obronie imponował Davinson Sanchez, Hakim Ziyech pokazywał ogromny luz w grze. Technika, poruszanie się z piłką i bez piłki, gra jeden na jeden - pod tym kątem Ajax cały czas imponuje. Ale o awansie holenderskiej drużyny zadecydowała bramka jedna bramka - trafienie Nicka Viergevera w 49. minucie w Amsterdamie. Mistrzowie Polski dopiero niedawno wrócili do regularnej gry o stawkę, forma większości piłkarzy nie jest jeszcze optymalna. Po zawodnikach widać było jednak niedosyt po ostatnim gwizdku sędziego.
REKLAMA
- Przy kontratakach brakowało nam spokoju. Szkoda, bo pamiętam dwie sytuacje Michała Kucharczyka w pierwszej połowie, które powinniśmy lepiej wykorzystać. Zakładaliśmy, że jeśli nie uda nam się skontrować rywali, to mieliśmy próbować strzelić gola ze stałego fragmentu gry. Najgorsze jest to, że mieliśmy te sytuacje. Być może Ajax miał więcej sytuacji bramkowych przygotowanych po ataku pozycyjnym. Jednak najbardziej szkoda nam końcówki meczu, kiedy przegrywając 0:1 staraliśmy się grać i mieliśmy swoje sytuacje, w których mogło nam dopisać szczęście - powiedział Pazdan.
Legii brakuje do Ajaksu wiele nie tylko na boisku. Nie zapominajmy o tym, że kiedy w Polsce każdy transfer w wysokości kilku milionów wywołuje prawdziwą gorączkę, Holendrzy w tym sezonie zarobili na swoich zawodnikach 80 milionów euro. Na nowych wydali około 30. To wciąż jest przepaść.
Źle rozegrane okienko transferowe?
Zimą z Legii odeszli jej czołowi napastnicy Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović, do tego doszła strata Bartosza Bereszyńskiego. Póki co Tomas Necid i Daniel Chima Chukwu nie są jeszcze gotowi do tego, by ich zastąpić. Ich optymalna dyspozycja ma dopiero nadejść. Pozostaje gdybanie, co byłoby, gdyby mistrz Polski nie osłabił się tuż przed tak ważnymi meczami. I czy w optymalny sposób rozegrał transferowe okienko.
Jacek Magiera Wracamy do Warszawy z podniesioną głową, walczyliśmy do końca. Spokojnie wytrzymaliśmy 180 minut i to nas cieszy. Wiedzieliśmy, że zagramy po jednej kolejce ligowej, zaś Ajax będzie po pięciu meczach. Nic jednak na to nie mogliśmy poradzić. Teraz będę myślał jak przygotować zespół w przyszłym sezonie, aby zniwelować tą różnicę. W przerwie meczu mówiliśmy, że trzeba zagrać bardziej odważnie. Powinniśmy podawać piłkę na wolne pole. Ajax niczym nas nie zaskoczył. Cała przygoda Legii w europejskich pucharach spowodowała, że o polskiej piłce znów jest głośno i chcemy to kontynuować
Jacek Magiera zdecydował się na grę Michałem Kucharczykiem jako najbardziej wysuniętym piłkarzem z dwóch powodów - jeden to liczenie na jego szybkość i coś nieszablonowego. Drugi jest jeszcze bardziej banalny - to brak wyboru. Necid i Chukwu będą dopiero dochodzić do formy.
REKLAMA
Jest zdecydowanie za wcześnie by oceniać to, ile mogą dać drużynie, ale na pewno da się stwierdzić, że w chwili obecnej nie byli wzmocnieniem dla mistrza Polski. Czech w pierwszym meczu wyglądał słabo pod względem fizycznym, Chukwu rozegrał pierwsze kilka minut w barwach nowego klubu. W końcówce Magiera rzucił na szalę wszystko, co miał do dyspozycji, ale to było za mało.
Być może inaczej byłoby, gdyby nie pauza Miroslava Radovicia, który dużo daje zespołowi w ofensywie. Ale on też nie jest snajperem, którego brak był w Legii odczuwalny.
Źródło: TVP
Malarz błędów nie popełnia
Była mowa o tym, że o awansie Ajaksu przesądził jeden gol, dlatego tym bardziej boli fakt, w jakich okolicznościach został on zdobyty.
REKLAMA
Malarz po strzale Amina Younesa odbił piłkę, a Viergever trafił do bramki z kilku metrów. Oglądając tego gola nie jest trudno dojść do wniosku, że golkiper mógł zachować się lepiej.
- Odbiłem do boku trudną piłkę, bo ona uciekała. Przy golu zrobiłem to, co mogłem. Nie róbcie ze mnie kozła ofiarnego. Nie czuję się winny straty bramki - podkreślił Malarz.
Oczywiście, można nad tym dyskutować, ale Malarz przyzwyczaił już do tego, że stracone gole nigdy nie są jego winą. Wątpliwe, by ktoś miał do niego pretensje, próbował zrobić z niego kozła ofiarnego tej porażki. Zwłaszcza, że gdyby nie on i jego postawa w Lidze Mistrzów, Legia oglądałaby Ligę Europy przed telewizorem.
REKLAMA
Źródło: TVP
Mógł zachować się lepiej, podobnie jak Łukasz Broź, który nie trzymał linii spalonego ani nie krył Virgevera, który dopełnił formalności. Nie ma większego sensu poszukiwania winnych. Legia musi zamknąć ten rozdział i skupić się na tym, co jej zostało na ten sezon - na lidze.
- Zabrakło nam szczęścia i nic nie chciało nam wpaść. Szkoda, bo fajnie graliśmy. Ajax miał z nami problemy i mogliśmy go wyeliminować. Byliśmy dla tego zespołu równorzędnym rywalem, bo niczym nas nie zaskoczył. Z kolei zespół Ajaksu był trochę zaskoczony, że stawiliśmy mu czoła. Mieliśmy do dyspozycji szczegółowe analizy i wiedzieliśmy jak rywale grają. Poza tym bezbramkowy remis z Warszawy również był dla nas korzystny. Zabrakło nam szczęścia. Teraz skupimy się na Ekstraklasie, bo musimy zdobyć mistrzostwo Polski - zaznaczył Malarz.
Skupiamy się na tym, że nie było wstydu, że Legia momentami potrafiła grać z Ajaksem jak równy z równym. Trudno traktować porażkę w kategoriach sukcesu, ale lata rozczarowań sprawiły, że perspektywa, z której patrzymy na grę w europejskich pucharach, jest nieco zaburzona. Stopniowo dojdziemy jednak do tego, że nie będziemy obawiać się kompromitacji, liczyć na najniższy wymiar kary i zachwycać się tym, że udało się nie przegrać wysoko i nie odstawać od rywali. Oby ten sezon w wykonaniu mistrza Polski był w pewien sposób przełomowy.
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA