Liga Mistrzów: Barcelona oszukała przeznaczenie, PSG odmówiło gry w piłkę
Przepiękny, fantastyczny, ale też niezwykle brutalny - na to, by określić mecz Barcelony z PSG brakuje określeń. Dramatyczne spotkanie obfitowało też w kontrowersje, ale nie zmieniają one nic w ostatecznej ocenie postawy zespołów.
2017-03-09, 15:30
Posłuchaj
O meczu z Barcelony Ewa Wysocka (IAR)
Dodaj do playlisty
Po meczu hiszpańskie media wpadły w euforię i pisały o historycznym wydarzeniu lub wręcz o cudzie. Jeśli chodzi o to pierwsze, nie mamy żadnych wątpliwości, w końcu w Lidze Mistrzów nikt jeszcze nie osiągnął czegoś takiego.
"Cud" jednak można odrzucić. Barcelona w ostatnich sekundach wyrwała awans, ale pracowała na to 90 minut. Zdominowała rywali, zagrała tak, jak powinna była zagrać już w Paryżu. Od pierwszych minut wyglądała na zespół, który stać na to, by oszukać przeznaczenie.
Powiązany Artykuł
Liga Mistrzów: cudotwórcy z Barcelony przechytrzyli los na Camp Nou
Jak Manchester i Liverpool
Ile w piłce nożnej odgrywa psychika, jak wiele może zmienić jeden gol pod względem nastawienia i pewności siebie? Środowe spotkanie to przykład idealny, który będzie stawiany na równi z meczami takimi jak finały Ligi Mistrzów z 1999 i 2005 roku.
REKLAMA
W pierwszym Manchester United wbił dwie bramki Bayernowi Monachium w doliczonym czasie gry i sięgnął po trofeum, w drugim Liverpool odrobił trzybramkową stratę do Milanu, doprowadził do dogrywki i rzutów karnych, w których zwyciężył.
Starcie Barcelony i PSG miejsca weszło do historii, ale było diametralnie inne od dwóch wspomnianych wyżej. Powód jest dość prosty - w tamtych meczach nawet najwięksi optymiści nie pomyśleliby, że odwrócenie losów tej rywalizacji będzie możliwe.
Zarówno Manchester United, jak i Liverpool, zaszokowały wszystkich. "Czerwone Diabły" były zespołem gorszym, mogły przegrywać wyżej. W doliczonym czasie gry były w stanie zerwać się ze stryczka, wykorzystać dwie szanse i rozstrzygnąć wynik. "The Reds" podobnie - nie wyszedł na pierwszą połowę, ale w drugiej popisał się niesamowitym pościgiem i dopiął swego.
Źródło: x-news
REKLAMA
Barcelonie nie można odmawiać tego, że otarła się o dokonanie niemożliwego, rozegrała mecz, o którym kibice będą pamiętać przez dekady. Ale odrywając na chwilę oczy od blasku chwały, warto spojrzeć na tych, którzy długo musieli dochodzić do siebie po ostatnim gwizdku sędziego - na pokonanych.
Wielki mecz musi mieć wielkie kontrowersje?
Zanim do tego dojdziemy, trzeba napisać o kontrowersjach, które miały miejsce w tym meczu. Nie mieliśmy do czynienia z oczywistymi, ewidentnymi błędami, które można by z miejsca wyłapać i jednoznacznie wskazać. Decyzje, które podjął Deniz Aytekin, zostawiają duże pole do dyskusji.
Rzut karny na Neymarze, w którym Brazylijczyk szuka kontaktu z przeciwnikiem (z drugiej strony przewracający się Meunier miał świadomość, że przeciwnik jest za nim i starał się jak najbardziej utrudnić rywalowi dojście do piłki), a arbiter musiał konsultować decyzję z sędzią bramkowym. Na początku nie odgwizdał przewinienia.
REKLAMA
Jedenastka na Luisie Suarezie, który przy minimalnym kontakcie z rywalem padł w polu karnym, dodając sporo od siebie.
Do tego faul Javiera Mascherano na Angelu Di Marii, do którego po meczu przyznał się piłkarz Barcelony.
REKLAMA
Skandaliczny faul Neymara, który mógł zakończyć się wyrzuceniem go z boiska.
Mieliśmy jeszcze sytuacje, w których dochodziło do zagrania ręką w polu karnym. Lista kontrowersji jest zresztą dłuższa, na co zwrócił uwagę madrycki "AS". I nie zapominajmy o tym, że jeśli się mylił, to nie tylko w jedną stronę.
REKLAMA
W ostatnich latach było dużo okazji do tego, by przywyknąć, że przeciwnicy "Dumy Katalonii" zawsze wykorzystają okazję, by w każdym sukcesie dopatrywać się udziału sędziów.
Oczywiście, pole do popisu jest tutaj duże, ale trzeba zachować umiar - przy innych decyzjach wszystko potoczyłoby się inaczej, ale to nie może przesłonić innej rzeczy. Postawy gości w środowym meczu, która nie wymagała oglądania dziesiątek powtórek i szczegółowej analizy. To, co najważniejsze, było widać gołym okiem
"Mentalność przegranych"
- Zgodzę się, że było w tym meczu kilka dyskusyjnych decyzji arbitra, ale nie chcemy szukać wymówek. Zwłaszcza w pierwszej połowie nie poznawałem naszego zespołu. Po wygranej 4:0 trudno zaakceptować porażkę 1:6, ale musimy się z tym pogodzić. Nie mamy innego wyjścia - mówił prezes gości Nasser Al-Khelaifi.
O ile w Paryżu oglądaliśmy zespół, który dyktował warunki gry, atakował, był odważny i nie kalkulował, tak w rewanżu można było odnieść wrażenie, że mistrz Francji przyjechał jak na ścięcie, gotowy na porażkę. Jakby już od pierwszej minuty nastawiał się na to, że rywal zwycięży, a jedyną nadzieją było to, że nie zdąży odrobić strat.
REKLAMA
PSG pokazało się z fatalnej strony, grając zachowawczo, asekurancko. Ten sezon, a nawet sam pierwszy mecz tych drużyn pokazał, że defensywa rywali nie jest monolitem. Czy porzucenie desperackiej obrony sprawiłoby, że straciliby więcej niż 6 goli? W tej kwestii można tylko gdybać, ale jest bardzo prawdopodobne, że zdołaliby trafić do siatki rywali więcej niż raz. Zresztą, nawet grając tak fatalnie, mogli to przecież zrobić.
Od momentu, w którym Neymar zdobył gola idealnie uderzając z wolnego, PSG stanęło kompletnie. Od 85. minuty gracze Unaia Emery'ego wymienili 4 podania, z których 3 były właściwie wznowieniem gry po straconym golu, co jest wynikiem szokującym. Zespół budowany za miliony, mający w swoim składzie kilka gwiazd, a w najgorszym wypadku piłkarzy bardzo dobrych, nie ma prawa zrobić czegoś podobnego. Napisać, że oddali rywalom pole, to nieporozumienie.
Francuskie media określają tę porażkę jako "niewytłumaczalną". Czy nie da się znaleźć czynników, które odpowiedziałyby na pytanie, dlaczego mistrz Francji znalazł się za burtą? PSG wkalkulowało porażkę jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, ale nie porażkę w takich rozmiarach, zabierającą im awans do ćwierćfinału. W kluczowym momencie odmówiło gry w piłkę, spuściło głowę i przyjmowało kolejne razy, pozwalając zabrać sobie marzenia o tym, że uda się zdobyć Ligę Mistrzów.
REKLAMA
O "mentalności zwycięzców" słyszeliśmy już wiele. O charakterze, bez którego sukcesy nie są możliwe. O motywacji, która pozwala wyjść z każdej opresji, a w najgorszym wypadku zachować twarz. Ale mieć taką przewagę z pierwszego spotkania i roztrwonić ją w taki sposób, w jaki zrobił to mistrz Francji - to osiągnięcie zasługuje na nowy termin.
Czy to kładzie się cieniem na jednym z najbardziej emocjonujących meczów ostatnich lat? Możliwe, ale w stopniu, który na pewno nie zabiera emocji, nie przekreśla skali tego osiągnięcia. Jak zespół, który wygrał już wszystko, mógł dodać coś do swojej historii? Właśnie tak.
I jeśli ktoś następnym razem powie, że "przecież to tylko piłka", można po prostu pokazać mu to nagranie:
REKLAMA
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA