PŚ w skokach: Kraft, Stoch, Horngacher. Oto bohaterowie sezonu

Sezon 2016/2017 Pucharu Świata w skokach narciarskich pod wieloma względami był rekordowy dla Polaków. Zapraszamy na podsumowanie minionego cyklu.

2017-03-27, 19:33

PŚ w skokach: Kraft, Stoch, Horngacher. Oto bohaterowie sezonu
Stefan Horngacher w towarzystwie Adama Małysza. Foto: PAP/Grzegorz Momot

Posłuchaj

- Jesteśmy dumni z naszej drużyny - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner, z którym rozmawiał Jakub Niziński (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W niedzielę w Planicy zakończył się sezon 2016/2017 w skokach narciarskich. Sezon - jeśli chodzi o całą reprezentację - najlepszy w historii w wykonaniu biało-czerwonych.

Sukces, który zrodził się... 24 marca 2016 roku. To właśnie tego dnia Polski Związek Narciarski podjął decyzję, że "szefem" polskich skoczków zostanie Stefan Horngacher. To on dostał misję przywrócenia blasku naszym zawodnikom po dwóch nieudanych sezonach. I okazało się to strzałem w "10".

- Trener przyniósł powiew świeżości, jeżeli chodzi o nasze myślenie o skokach narciarskich z technicznego punktu widzenia. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony i głęboko przekonany, że praca przyniesie pozytywne efekty - mówił jesienią Kamil Stoch.

TVP

Austriak potrafił "zresetować" Stocha (przecież wiadomo było, że podwójny mistrz olimpijski nagle nie zapomniał jak skakać na nartach), dotrzeć do głowy Macieja Kota, wymusić zmianę pozycji najazdowej Piotra Żyły (co świadczy o autorytecie Horngachera, wcześniej próbowało wielu, a nie udało się nikomu) i wydobyć z Dawida Kubackiego to co najlepsze. Jak mu się to udało?

REKLAMA

"

Maciej Kot Trener znalazł nowy pomysł na moje skakanie. Jasno określił, jak powinien wyglądać skok idealny, a ja wtedy dopiero wyraźnie zobaczyłem to, co trzeba jeszcze poprawić. U mnie np. sporo zmieniło się w odbiciu, co moim zdaniem, stanowiło klucz do dobrego wyniku

- To wielka tajemnica. A tak naprawdę trudno powiedzieć. Na to złożyło się tak wiele rzeczy, że nie sposób to wszystko wymienić. Podeszliśmy do każdego indywidualnie, to chyba dało taki efekt - stwierdził trener.

To przełożyło się na wyniki, które przyszły bardzo szybko. Już latem Polacy dominowali na skoczniach, Kot wygrał cały cykl Grand Prix. "Wygrał" to chyba nawet zbyt słabe określenie. Na sześć konkursów triumfował w pięciu, raz był drugi.

TVP

Na zimę czekaliśmy więc z dużymi apetytami, a polscy skoczkowie szybko zaczęli je zaspokajać. Już podczas drugiego weekendu sezonu w Klingenthal mieliśmy do czynienia z historycznym wydarzeniem. Biało-czerwoni po raz pierwszy wygrali konkurs drużynowy. Skakali w składzie Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Kamil Stoch. Jak się później miało okazać, to byli czterej podstawowi "żołnierze" w armii Horngachera.

Tydzień później cieszyliśmy się z pierwszego w sezonie triumfu indywidualnego Stocha. Dla skoczka z Zębu było to pierwsze zwycięstwo od ponad 1,5 roku. Drugie miejsce zajął wtedy Kot i pierwszy raz w karierze stanął na podium Pucharu Świata. Skoczkowie zobaczyli wtedy, że idzie to w dobrą stronę i obdarzyli austriackiego trenera olbrzymim zaufaniem.

REKLAMA

- Trener znalazł nowy pomysł na moje skakanie. Jasno określił, jak powinien wyglądać skok idealny, a ja wtedy dopiero wyraźnie zobaczyłem to, co trzeba jeszcze poprawić. U mnie np. sporo zmieniło się w odbiciu, co moim zdaniem, stanowiło klucz do dobrego wyniku. Lato było dla mnie i całej ekipy naprawdę bardzo udane. Cieszy to tym bardziej, że stanowiło jedną, wielką niewiadomą - podkreślał Kot.

Szlem Kamila Stocha

Opłaciło się. Jeszcze przed Turniejem Czterech Skoczni jego podopieczni w klasyfikacji Pucharu Narodów zdobyli więcej punktów niż w całym poprzednim sezonie i wygodnie usadowili się na pozycji lidera.

- Przede wszystkim Horngacher wprowadził trochę inny trening. Potencjał naszych zawodników był ogromny, ale on wniósł jeszcze dobrą atmosferę i od razu uzyskał zrozumienie u zawodników. Postawił warunki, określił zasady, kontrolował zajęcia. Wydarzyła się cała masa rzeczy, które spowodowały, że zespół został scalony, a chłopcy na górze zaczęli się wspierać. Tak wcześniej nie było - powiedział prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.

Sam TCS też przeszedł do historii. Pierwszy raz na turniejowym podium stanęło dwóch reprezentantów Polski. I to na dwóch najwyższych stopniach (Stoch pierwszy, Żyła drugi).

REKLAMA

TVP

Pierwszego w karierze zwycięstwa w konkursie PŚ doczekał się również Kot (dwukrotnie podczas azjatyckiego tournee). Jednak naszym "konikiem" były konkursy drużynowe. Z sześciu zawodów zaliczanych do klasyfikacji cyklu Polacy nigdy nie spadli z podium. Dwa razy wygrali, dwa razy byli drudzy i tyle samo razy stawali na najniższym stopniu. Do tego doszło historyczne mistrzostwo świata w Lahti.

"

Piotr Żyła Można powiedzieć, że w tym sezonie zdobyłem więcej niż przypuszczałem. Moim celem było skakać stabilnie od początku do końca. To się udało, cel został zrealizowany. Ale wyniki są znacznie lepsze niż mogłem zakładać. Nie spodziewałem się drugiego miejsca w Turnieju Czterech Skoczni, czy indywidualnego medalu w MŚ

Malkontenci zwrócą uwagę na obniżkę formy Kamila Stocha po konkursach w Azji i przegraną rywalizację ze Stefanem Kraftem o Kryształową Kulę za triumf w indywidualnej klasyfikacji generalnej. To fakty, ale widocznie nie można mieć wszystkiego. Poza tym, czy Stoch oddałby mistrzostwo świta w drużynie i triumf w "czterech skoczniach" za wygraną w "generalce"?

Wątpliwe. Kamil w swojej karierze był już najlepszy w cyklu (sezon 2013/2014), jest mistrzem olimpijskim (dwukrotnie w Soczi w 2014 roku), mistrzem świata (2013), a wygrywając w tym roku Turniej, skompletował tzw. szlema w skokach narciarskich.

TVP

A polskie skoki to przecież nie tylko Stoch. Zarówno on, jak i Kot, Żyła i Kubacki indywidualnie poprawili swój najlepszy dorobek z jednego sezonu. Ośmiu punktujących w tym sezonie biało-czerwonych zdobyło w sumie 3733 punkty. To w połączeniu ze świetnymi "drużynówkami" przełożyło się na pierwszy w historii triumf w Pucharze Narodów.

REKLAMA

A to przecież nie koniec. Horngacher doprowadził również Żyłę do brązowego medalu mistrzostw świata na dużej skoczni.

- Można powiedzieć, że w tym sezonie zdobyłem więcej niż przypuszczałem. Moim celem było skakać stabilnie od początku do końca. To się udało, cel został zrealizowany. Ale wyniki są znacznie lepsze niż mogłem zakładać. Nie spodziewałem się drugiego miejsca w Turnieju Czterech Skoczni, czy indywidualnego medalu w MŚ - przyznał Żyła.

Adam Małysz - człowiek orkiestra

Znakomitym posunięciem ze strony prezesa PZN było zatrudnienie Adama Małysza. Oficjalnie w roli dyrektora sportowego ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. Gołym okiem jednak widać, że swoje funkcje znacznie rozszerzył. Spełnia funkcję mentora, menedżera, rzecznika prasowego. Jest też po prostu dobrym duchem drużyny. Pamiętajmy, że chodzi o człowieka, który był idolem Stocha, Kota, Żyły, Kubackiego i innych. To pod wpływem jego sukcesów następcy poszli na skocznię po raz pierwszy. Można też śmiało stwierdzić, że w dużej mierze to on wymyślił Horngachera dla polskich skoków.

- Adam już przed sezonem zrobił bardzo dobrą robotę w PZN - taką poza kamerami. Pewne rzeczy uporządkował. Umożliwił nam trenowanie w bardzo dobrych warunkach i nawet wtedy, gdy nie był z nami, czuliśmy jego wsparcie. Dlatego właśnie on jest kimś dużo więcej niż dyrektorem sportowym. Jestem bardzo szczęśliwy, że Adam zdecydował się na pracę z nami - ocenił Kot.

REKLAMA

Niekwestionowanym numerem jeden tego sezonu był jednak Stefan Kraft. Austriak wygrał klasyfikację generalną, zdobył małą Kryształową Kulę za klasyfikację lotów, został podwójnym mistrzem świata w Lahti i triumfował w inauguracyjnej edycji norweskiego turnieju Raw Air. Do kompletu zabrakło mu tylko zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni. Być może wygrałby również i ten prestiżowy turniej, ale w jego austriackiej części dopadła go grypa żołądkowa. Osłabiony organizm nie był w stanie podjąć walki z rozpędzonym wówczas Stochem.

TVP

Kiedy jednak uporał się z problemami był po prostu dominatorem. Jeszcze w styczniu tracił do Stocha aż 293 punkty w "generalce", wydawało się, że Polak o końcowe zwycięstwo powalczy z Norwegiem Danielem Andre Tande. Później nastąpiła jednak prawdziwa eksplozja formy Krafta. Na dwanaście pucharowych konkursów tylko raz nie znalazł się na podium. Dodatkowo w konkursie drużynowym w Vikersund oddał najdłuższy jak do tej pory lot - 253,5 m. Nie ma wątpliwości, że wygrał cykl zasłużenie.

"

Stefan Horngacher Mamy przed sobą rok olimpijski i wiele rzeczy do zrobienia. Musimy każdy jeden dzień maksymalnie wykorzystać. Nie ma czasu teraz na długie wakacje

Jeśli ktoś miał mu zagrozić to tylko Stoch. Na 26 indywidualnych konkursów w tym sezonie aż 15 wygrali łącznie Polak z Austriakiem (7 razy Stoch, 8 razy Kraft). Obejrzeliśmy naprawdę pasjonującą walkę, a ostatecznie wygrał po prostu lepszy.

Horngacher na stanowisku zastąpił Łukasza Kruczka. Ten ostatni długo bez pracy nie pozostawał. Jeszcze przed sezonem podpisał kontrakt z włoską federacją. Tam potencjał, a co za tym idzie oczekiwania, są znacznie mniejsze niż w Polsce. Na pewno polski trener pracuje pod znacznie mniejszą presją niż w PZN. Włosi de facto mają jedną perełkę w postaci Alexa Insama. 19-latek to tegoroczny wicemistrz świta juniorów oraz rekordzista kraju w długości lotu (232,5 m). Z uwagą będziemy śledzić postępy Insama pod okiem Kruczka.

REKLAMA

TVP

Generalnie przyszły sezon będzie najważniejszym od czterech lat, a punktem kulminacyjnym będą igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Być może właśnie dlatego biało-czerwoni dostali tylko tydzień wolnego, a później czeka ich ciężka praca. Horngacher chce dopracować każdy jeden szczegół. Wszystko jest dla niego ważne - poczynając od smaru do nart, na kombinezonie kończąc. Jest perfekcjonistą.

- Mamy przed sobą rok olimpijski i wiele rzeczy do zrobienia. Musimy każdy jeden dzień maksymalnie wykorzystać. Nie ma czasu teraz na długie wakacje - powiedział.

Po takim sezonie cel na igrzyska może być tylko jeden - olimpijski medal drużyny. - To będzie drugi sezon szkoleniowy Stefana Horngachera, więc może być tylko lepiej. Jeżeli jeszcze Austriak do tej podstawowej czwórki podciągnie poziomem Jaśka Ziobro, Klimka Murańkę czy Stefana Hulę, to jestem spokojny, że tych najpiękniejszych dla kibica emocji w sezonie 2017/18 nie zabraknie - podkreślił mistrz olimpijski z Sapporo z 1972 roku Wojciech Fortuna.

Bartosz Orłowski, PolskieRadio.pl, PAP

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej