Kontrowersje, plotki i wielkie pieniądze w grze. Największe transferowe sagi w futbolu
Emocje po transferze Neymara do PSG wciąż nie chcą opaść. "Duma Katalonii" spotka się z Brazylijczykiem w sądzie, walcząc o miliony euro. Temu transferowi towarzyszyło duże zamieszanie, ale czy przebił największe sagi w historii futbolu?
2017-08-25, 14:30
Przez lata przywykliśmy do tego, że okna transferowe obfitują w plotki, domysły, snucie rozmaitych potencjalnych ruchów piłkarzy. Często informacje są po prostu wyssane z palca, ale zdarza się też, że coś jest na rzeczy, a atmosferę dodatkowo podkręcają zainteresowane kluby, zawodnicy i agenci.
W przypadku Neymara nie dziwi w żaden sposób, że przejściu do PSG towarzyszyły całe tygodnie spekulacji i prawdziwa medialna burza, która zaszkodziła "Dumie Katalonii" i pokazała, że dla paryżan nie ma rzeczy niemożliwych. Cały czas trwają próby Barcelony, by ściągać na Camp Nou Philippe Coutinho i Ousmane'a Dembele, w grze także są olbrzymie pieniądze.
To jednak nie pierwszyzna, a obrazek, który w różnej formie oglądamy od lat. Kończy się lato, trudno przewidywać, czy świat futbolu zaskoczy nas w najbliższych dniach jakimś spektakularnym ruchem. Dlatego przypominamy największe i najgłośniejsze sagi, które powodowały u fanów szybsze bicie serca.
Luis Suarez
Urugwajczyk przeniósł się do Premier League z Ajaksu Amsterdam i właściwie z miejsca został jedną z największych gwiazd na Wyspach. Nie trzeba było długo czekać na to, aż klub z Liverpoolu zrobi się dla niego za mały.
REKLAMA
Suarez strzelał na potęgę, zaczął się nim interesować Arsenal. "Kanonierzy" złożyli ofertę w wysokości 40 milionów i... jednego funta. Liverpool odrzucił, tłumacząc, że nie zawarł w kontrakcie klauzuli odejścia za tę sumę. Pożar, który wybuchł, musiało gasić Stowarzyszenie Profesjonalnych Piłkarzy.
Okazało się, że Liverpool był zobowiązany do tego, by podjąć negocjacje z tym, kto zaproponuje takie pieniądze. Nie był jednak zobowiązany do tego, by dojść do porozumienia. Napastnik zaś mówił głośno, że otrzymał od ówczesnych pracodawców zapewnienie, że jeśli nie uda się zakwalifikować do Ligi Mistrzów, dostanie zgodę na odejście.
- Przed rokiem dali mi słowo i chciałbym, żeby go dotrzymali. To nie była dżentelmeńska umowa, tylko zapis w kontrakcie - mówił.
Kibice byli mocno podzieleni, oczywiście niezbyt podobało im się takie zachowanie, zwłaszcza, że wcześniej stawali murem za piłkarzem w sytuacjach, kiedy był zawieszony za rasistowskie zachowanie względem Patrice'a Evry czy ugryzienie Branislava Ivanovicia.
REKLAMA
Ostatecznie "Kanonierzy" obeszli się smakiem, Urugwajczyk został w klubie na kolejny sezon, w którym razem z "The Reds" do końca bił się o mistrzostwo Anglii, zaliczył kapitalny sezon, w którym w 33 meczach zdobył 31 bramek i miał 21 asyst. Ostatecznie po tytuł sięgnął Manchester City, a po Suareza zgłosiła się Barcelona. Kiedy na stole znalazło się 80 milionów euro, "The Reds" przyjęli ofertę.
Aktualnie historia może w pewnym stopniu się powtórzyć - "Duma Katalonii" poluje na Philippe Coutinho.
Gareth Bale, Luka Modrić, Dimitar Berbatow
Trójkę z Tottenhamu można umieścić na jednej liście, ponieważ właściwie w każdym z tych przypadków działo się wystarczająco, by mówić o transferowej sadze.
REKLAMA
Sezon 2008/2009 przyniósł odejście z klubu Berbatowa, 2012/13 Luki Modricia, a 2013/14 Garetha Bale'a. Na każdym z tych transferów Tottenham zarobił znacznie więcej niż to, ile musiał wykładać na piłkarzy, ale jednocześnie żaden z tych ruchów nie przyniósł zadowolenia. Dobre interesy pod względem finansowym obniżały sportową wartość drużyny, jednocześnie umacniając przekonanie, że "Koguty" są klubem, który po prostu nie stać na to, by zatrzymać najlepszych.
Tottenham narzekał, że Manchester United próbował w nieprofesjonalny sposób przekonać piłkarza do zmiany barw już przed startem sezonu 2007/2008, i to właśnie wtedy rozpoczęła się cała historia. "Koguty" nie ugieły się, ale ofensywa nastąpiła dopiero w kolejnych rozgrywkach. Do akcji wkroczył sam sir Alex Ferguson, którzy obiecywał Bułgarowi świetlaną przyszłość przy Old Trafford. Prezes klubu z Londynu, Daniel Levy, chciał porozumieć się z Manchesterem City, który także walczył o pozyskanie napastnika, ale snajper nie chciał nawet o tym słyszeć.
Berbatow do ostatnich minut okienka transferowego nie mógł być pewien swojej przyszłości, wszystko rozgrywało się w szalonym tempie, ale ostatecznie ostatnie słowo miał tutaj legendarny szkocki menedżer.
REKLAMA
Tottenham próbował też utrzymać Lukę Modricia. Po Chorwata zgłosiła się Chelsea, ale Levy odrzucał kolejne oferty. Kiedy do gry wkroczył Real Madryt, środkowy pomocnik jasno dał do zrozumienia, że nie zamierza zostawać na White Hart Lane. Nie pojechał z klubem na tournee po USA, został upomniany karą finansową, ale to nie zrobiło na nim wrażenia. Jeszcze przed finalizacją transferu Real opublikował na swojej stronie zdjęcie zawodnika, który niedługo potem przeniósł się do Hiszpanii za 33 miliony funtów.
Gareth Bale po sezonach zachwycania swoimi umiejętnościami dołączył do Modricia, idąc już przetartym szlakiem. Tutaj jednak Daniel Levy wykorzystał swoje negocjacyjne możliwości do maksimum, robiąc z Walijczyka najdroższego piłkarza świata. Ten wcześniej zarzekał się, że czuje się w Londynie świetnie, koniec końców jednak nie potrafił odmówić "Królewskim", kiedy w grę wchodziła ogromna pensja i 101 milionów euro.
Willian
Co do tego, że ten transfer wywołał masę emocji, nie ma żadnych wątpliwości. Brazylijczyk był już bardzo blisko Tottenhamu, przyleciał do Londynu, choć wcześniej plotki łączyły go z wieloma klubami Premier League, między innymi Liverpoolem i Manchesterem United. "Koguty" były już o krok od dopięcia transferu, przeszedł testy medyczne w klubowym ośrodku. I wtedy do gry włączyła się Chelsea.
REKLAMA
"The Blues" skutecznie przechwycili zawodnika, wprawiając kibiców i sztab Tottenhamu w osłupienie - transfer zamknął się w 31 milionach funtów, ale bez wątpienia znaczenia miała też tygodniówka, którą zaproponował londyński rywal. Trudno dziwić się, że w kolejnych latach wizyty Brazylijczyka na White Hart Lane nie należały do przyjemnych.
Piłkarz odpowiadał sportowo - kilka razy jego gole ucierały nosa klubowi, był tak blisko tego, by go sprowadzić.
Robert Lewandowski - po transferze z Lecha Poznań do Borussii Dortmund Lewandowski rozpoczął swoją wielką karierę, stopniowo wyrabiając sobie markę w Bundeslidze i w europejskich pucharach. O tym, że Polakowi uważnie przygląda się Bayern Monachium, wiedzieli już wszyscy.
REKLAMA
Krótko mówiąc - to musiało się stać, jednak klub z Dortmundu wcale nie chciał ułatwiać zadania rywalowi. Monachijczycy chcieli "Lewego", on chciał ich, w dodatku pozostawał mu zaledwie rok kontraktu. Prosta historia? Nic z tego.
Cezary Kucharski mówił w mediach, że nie ma sensu udawać, że ten ruch nie nastąpi, że klamka już zapadła. Borussia, przeżywająca stratę Mario Goetzego na rzecz Bayernu, nie zamierzała siadać do rozmów. Nawet, jeśli miało to oznaczać, że Lewandowski odejdzie za darmo, podpisując umowę z rywalem na pół roku przed wygaśnięciem obecnej.
W mediach wrzało od spekulacji, do gry chciały włączyć się jeszcze inne kluby, z Realem Madryt na czele, ale reprezentant Polski dotrzymał słowa, które dał Bayernowi. Wcześniej szukał rozwiązania tej sytuacji, ale jednak nie doszedł do porozumienia z działaczami BVB. Musiał schować gniew i przez pół roku dawać z siebie wszystko. I tak właśnie zrobił.
REKLAMA
David de Gea - przypadek Hiszpana musiał się tu znaleźć, choć przecież do jego transferu do Realu Madryt nigdy nie doszło. Lato 2015 roku było gorące dla kibiców Manchesteru United. Bramkarz chciał ruszyć na podbój stolicy Hiszpanii, w drugą stronę miał powędrować Keylor Navas.
Medialna burza trwała w najlepsze, kluby negocjowały, spekulacje nie ustawały właściwie nawet na chwilę. Wydawało się, że De Gea może już pakować walizki, ale konkrety ustalano w samej końcówce okienka.
Kiedy zegary obwieściły koniec transferów, nikt nie wiedział, czy wszystko zakończyło się niepowodzeniem. Ktoś jednak nie zdążył z terminem, wszystkie dokumenty spóźniły się o 26 minut. Mówiono, że wszystko było spowodowane... zepsutym faksem. Rok później kibice "Czerwonych Diabłów" świętowali pomoc maszyny, a Hiszpan cały czas jest podstawowym golkiperem klubu.
Alfredo di Stefano - czeka nas poważna podróż do przeszłości, ale na pewno warto, chodzi przecież o jednego z najlepszych piłkarzy wszech czasów.
REKLAMA
W 1953 roku starała się o niego Barcelona i wygląda na to, że to ona powinna sprowadzić Argentyńczyka na Camp de Les Corts (Camp Nou stanął dopiero kilka lat później). "Duma Katalonii" dogadała się z River Plate, które miało prawa do piłkarza, ale zawiłości w tym przypadku było więcej.
Di Stefano występował wówczas w kolumbijskim Milionarios, kiedy w Kolumbii wybuchło El Bogotazo - dziesięcioletni okres krwawych rozruchów po zabójstwie jednego z polityków partii liberalnej. Di Stefano znalazł się w pułapce, nie mogąc występować w żadnym z klubów, rozważał koniec kariery. Barcelona wyciągnęła do niego rękę, ale kiedy negocje z kolumbijskim klubem się przeciągały (piłkarz występował w tym czasie w meczach towarzyskich FCB), do gry włączył się Real Madryt.
Spór musiała rozstrzygać FIFA, która zaproponowała, by ten grał... po jednym sezonie w każdym z klubów. Barcelona pod naciskiem kibiców nie przystała na takie rozwiązanie, zarząd podał się do dymisji, a Di Stefano został kultową postacią w Madrycie.
REKLAMA
David Beckham - tutaj wehikuł czasu nie będzie aż tak potrzeby, ale trzeba przyznać, że przez lata transfer obrastał w mity i legendy. Beckham być może nie był najlepszym piłkarzem z akademii Manchesteru United, jednak na pewno był najbardziej rozpoznawalny i popularny. Problem w tym, że narastał konflikt między menedżerem i piłkarzem. A kiedy menedżerem jest sir Alex Ferguson, rozwiązanie może być tylko jedno - odejście.
Szkot wiele razy niezbyt pochlebnie wypowiadał się o idolu kibiców, a po przegranej z Arsenalem doszło do tego, że rzucony (lub kopnięty) przez niego but trafił pomocnika, rozcinając mu łuk brwiowy.
Później, kiedy Anglik wraz z małżonką udał się na rozdanie nagród MTV, agent zasugerował mu, że powinien zobaczyć oficjalną stronę "Czerwonych Diabłów". Widniał tam komunikat, że władze klubu spotkały się z kandydującym na stanowisko prezydenta Barcelony Joanem Laportą i uzgodniły warunki transferu.
Beckham początkowo nie był chętny do tego, by rozpocząć negocjacje umowy. Można było spodziewać się, że ktoś zapragnie tę sytuację wykorzystać. Oczywiście był to Real Madryt. "Królewscy" chcieli mieć u siebie kolejnego "galaktycznego" piłkarza, a "Becks" był idealnym celem.
REKLAMA
Manchester przystał na 25 milionów funtów, dodatkowo sam Beckham miał otrzymać 30 milionów. Ostatnie słowo należało do Fergusona, ale na sam koniec panowie zachowali się przyzwoicie, dziękując sobie nawzajem i życząc powodzenia w przyszłości.
John Obi Mikel - w 2005 roku Nigeryjczyk musiał stanąć przed trudnym wyborem, bowiem praktycznie w jednym momencie trzy kluby ogłosiły, że młody talent jest ich zawodnikiem.
Manchester United zdążył już zamieścić zdjęcie, które pozwalało dość jednoznacznie stwierdzić, gdzie będziemy oglądać tego zawodnika w kolejnych sezonach.
REKLAMA
Chelsea także zgłosiło się do norweskiego Lyn (gdzie nie potwierdzano finalizacji transferu), z którym związany był 18-latek i spróbowała "przechwycić" środkowego pomocnika. "The Blues" dogadali się zarówno z macierzystym klubem, jak i rywalem z Premier League.
Pierwsi dostali za Mikela 4 miliony funtów, drudzy zaś 12.
Steven Gerrard - losy legendy Liverpoolu mogły potoczyć się inaczej. Kiedy "The Blues" dostali bajeczny zastrzyk finansowy od Romana Abramowicza, kusili Anglika do przejścia na Stamford Bridge. Było widać wyraźnie, że w Londynie buduje się drużyna, która jest na najlepszej drodze do tego, by zostać wiodącą siłą w Premier League.
REKLAMA
Zaledwie kilka tygodni po tym, jak zdobywał puchar Ligi Mistrzów, Gerrard wystąpił do klubu o to, by ten pozwolił mu odejść. Wzburzenie było ogromne, fani pomstowali, a zachowanie kapitana odebrali bardzo personalnie. Kusił Mourinho, kusiły pieniądze i perspektywa walki o najwyższe cele. Do tego Liverpool zwlekał z przedstawieniem mu nowej umowy, co piłkarz odebrał jako fakt, że nie jest aż tak potrzebny.
Chelsea włączyła się do gry, złożyła ofertę, która została odrzucona. Agent Gerrarda zaznaczył jednak, że kontrakt wciąż leży na stole, trzeba tylko wszystko rozegrać inaczej - zażądać transferu. Anglik opisał to jako "wrzucenie granatu do biura zarządu".
Kibice protestowali przed klubem, przed ośrodkiem treningowym. Atmosfera była bliska wrzenia. Gerrard zaszył się w domu, przeżywał najgorszy i najbardziej wyniszczający emocjonalnie czas w swojej karierze. Być może chciał wymusić na klubie to, by go docenił. Być może była to walka o wyższy kontrakt, do którego doszło nieporozumienie. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że nie może odejść z Anfield Road. Gdyby to zrobił, prawdopodobnie zostałby mistrzem Anglii. Tego tytułu brakuje mu najbardziej.
Paul Pogba - jeden z największych wyrzutów sumienia sir Alexa Fergusona. Szkot bez żalu wypuścił z akademii Francuza, ten dostał swoją szansę w Juventusie i świetnie ją wykorzystał, stają się jednym z najbardziej kompletnych pomocników na świecie. "Stara Dama" na pewno miała świadomość, że trzeba będzie stoczyć ostry bój o swojego gracza, ale mogła nie przewidywać, że będzie działo się aż tyle.
REKLAMA
Media prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach. Dziś, jutro, pojutrze - latem 2015 roku stwierdzenia takie mogliśmy usłyszeć to prawie codziennie, a wśród zainteresowanych klubów pojawiały się Real, Barcelona i Manchester United. Rekord transferowy był przesądzony, pytanie dotyczyło tylko tego, kto go ustanowi. I nagle negocjacje padły.
Na wznowienie trzeba było czekać rok, wtedy o Pogbę biły się już tylko "Czerwone Diabły" i Real. W mediach brylował Mino Raiola, superagent Francuza. Sam zawodnik zaś kilka razy posługiwał się mediami społecznościowymi, także powiększając zamieszanie. Już po powrocie do Premier League mówił, że był zmęczony całą sytuacją. Nic dziwnego, skoro wszystko ciągnęło się właściwie przez ponad rok.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA