Rosja 2018: Biało-czerwoni znów potwierdzili, że są drużyną. "Operację Rosja" czas zacząć

2017-10-08, 21:50

Rosja 2018: Biało-czerwoni znów potwierdzili, że są drużyną. "Operację Rosja" czas zacząć
Reprezentacja Polski może szykować się na mistrzostwa świata w Rosji. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Biało-czerwoni mają drugi z rzędu awans na wielką imprezę. Dla wielu piłkarzy mistrzostwa w Rosji będą najważniejszym turniejem w życiu, szansą na to, by zapisać się w historii, spełnić marzenia. W meczu z Czarnogórą znów widzieliśmy drużynę.

Posłuchaj

Były reprezentant Polski Tomasz Sokołowski podkreśla, że zespół prowadzony przez Adama Nawałkę stanął na wysokości zadania (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W 83. minucie meczu z Czarnogórą serca kibiców stanęły. Żarko Tomasević dopadł do piłki przed polskim polem karnym, uderzył bez żadnych kalkulacji. Wojciech Szczęsny nie zdążył z interwencją. Goście wyrównali na Stadionie Narodowym w momencie, kiedy wszyscy myśleli już o tym, w jaki sposób będą świętować awans na mistrzostwa świata. Feta była przecież dopięta na ostatni guzik, a sam mecz miał być formalnością, strzeleckim popisem.

Będąca za plecami biało-czerwonych Dania wygrywała 1:0 z Rumunią (skończyło się remisem). Jeden gol dla Czarnogóry mógł zabrać Polakom marzenia, zniweczyć cały trud, który został włożony w te eliminacje. Przez krótką chwilę gdzieś z tyłu głowy pojawiły się wspomnienia lat, w których wielkie turnieje oglądaliśmy w telewizji. A jeśli nasi piłkarze już na nie jechali, to ograniczali się do trzech spotkań - otwarcia, o wszystko i o honor. Lata bardzo trudne, pełne rozgoryczenia, niespełnionych nadziei, rozczarowań.

Powiązany Artykuł

lewy 1200.jpg
Rosja 2018: Polska - Czarnogóra. Biało-czerwoni nie omieszkali podkręcić emocji. Mamy awans na mundial!

Wtedy jednak chwilę zwątpienia przerwał Robert Lewandowski. Jak prawdziwy kapitan, lider i największa gwiazda. W niedzielny wieczór na Stadionie Narodowym nie miał łatwego życia z obrońcami rywali. Dużo walki wręcz, przepychanek, mało czystych sytuacji. Ale wtedy, kiedy wszyscy wstrzymywali oddech, snajper Bayernu potwierdził swoją klasę. Ruszył za zbyt lekko zagraną piłką, przechwycił ją i posłał do pustej bramki, doprowadzając Stadion Narodowy do euforii. Teraz już nic nie mogło się stać. I pozostawało tylko przeprosić za zwątpienie, strach przed porażką na własne życzenie, z której musielibyśmy otrząsać się przez długi czas.

Chwilę później, także przy udziale Lewandowskiego, po samobójczym trafieniu padł gol na 4:2, który ostatecznie zamknął to widowisko. Nie można określić, ile znaczy dla biało-czerwonych kapitan. 16 bramek w eliminacyjnych meczach, trafianie w 9 z 10 meczów, popis za popisem.

W 2013 roku kibice zarzucali mu, że ważniejsze niż mecze z orzełkiem na piersi są dla niego występy w Bundeslidze. Teraz już nikt nawet nie pomyśli o czymś podobnym. Jeśli chodzi o naszą piłkę, żyjemy w epoce Lewandowskiego, najskuteczniejszego zawodnika w historii kadry. Więcej niż tylko snajpera.

Ale w momentach takich jak ten, to zespół budowany przez Adama Nawałkę od lat jest bohaterem. Selekcjoner został zresztą pierwszym w historii, który awansował najpierw na Euro, potem na mistrzostwa świata. Jego reprezentacja nie przegrała na Narodowym meczu o punkty. 

Bijemy brawa każdemu, kto pojawił się na murawie w naszej drodze do Rosji i każdemu, kto zamierza walczyć o to, by znaleźć się wśród wybrańców selekcjonera na finały.

Drugi raz z rzędu cieszymy się z wyjazdu na wielki turniej. Euro 2016 rozbudziło nasze nadzieje i oczekiwania, potwierdziło, że możemy bić się z najlepszymi drużynami. Losowanie grup eliminacji przyjęliśmy z zadowoleniem - nie jest wielką tajemnicą, że mogliśmy trafić znacznie gorzej. Od początku było jasne, że to my jesteśmy faworytem i nie zadowoli nas nic innego jak awans z pierwszego miejsca.

Mamy to, czego tak bardzo chcieliśmy, ale to wcale nie była łatwa podróż. Wystarczy przypomnieć sobie starcie z Armenią, w którym uratowaliśmy wygraną w ostatniej akcji meczu (tak, znów Lewandowski). Remis z Kazachstanem 2:2, w którym wypuściliśmy zwycięstwo z rąk.

I wreszcie samozachwyt, w który wydawali się wpaść piłkarze po tym, jak kadra nieustannie szła w górę w rankingach, zakończony bolesną lekcją w meczu z Danią, przegranym 0:4. To był kubeł zimnej wody, który spadł na zawodników w najlepszym możliwym momencie. Już nie było tak głośno o autostradzie do Rosji, poczuliśmy oddech rywali na swoich plecach. Trzeba było wstrząsnąć drużyną, wciąż się w garść i pokonać ostatnią prostą do mistrzostw świata bez potknięć. Udało się.

Już dziś zaczynamy nowy rozdział. Radość trwa, ale na horyzoncie jest nowe wyzwanie, prawdziwy cel piłkarzy, sztabu szkoleniowego, kibiców. To rosyjski mundial, na który pojedziemy z wielkimi nadziejami, bardziej doświadczeni, świadomi tego, co chcemy osiągnąć, bez kompleksów. Do tego czasu wydarzy się jeszcze wiele.

Pojawią się pytania o to, kto powinien pojechać na turniej, jakich zmian powinien dokonać Adam Nawałka. Będziemy czekać na losowanie grup, zastanawiać się nad szansami, zestawiać naszych piłkarzy z największymi gwiazdami światowej piłki. Patrząc na naszą ligową piłkę, nie mamy wielu powodów do radości. Reprezentacja jest tym, co rozpieszcza wszystkich kibiców. I niech to trwa jak najdłużej.

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej