Premier League: "autobus" Jose Mourinho ma się dobrze. Manchester City miażdży, Chelsea zalicza wpadkę
W największym hicie 8. kolejki Premier League Liverpool zremisował bezbramkowo z Manchesterem United. Niespodziewanej porażki doznał mistrz Anglii, który poległ w starciu z czerwoną latarnią ligi, Crystal Palace.
2017-10-14, 18:15
Takimi meczami żyje cała piłkarska Anglia. Dwa najbardziej utytułowane kluby na Wyspach, mające bogatą historię zaciętej rywalizacji, w każdym sezonie mierzące wysoko. To miała być walka na całego, jazda bez trzymanki, wizytówka najbardziej widowiskowej ligi świata. Po 90 minutach i ostatnim gwizdku sędziego większość kibiców mogła jednak sprawdzać, czy to na pewno był ten mecz.
Sam wynik nie zawsze mówi wszystko o spotkaniu, 0:0 nie musi być gwarancją tego, że fani nie zobaczą na stadionie naprawdę ciekawego widowiska. Niestety, tym razem bezbramkowy remis nie zawierał żadnej większej historii. Manchester United przyjechał na Anfield Road po to, by nie przegrać. W całym spotkaniu oddał na bramkę rywali jeden celny strzał, w drugiej połowie nie podejmował praktycznie żadnych prób, które mogłyby grozić kontratakiem czy przerwaniem swoich defensywnych zasieków.
Piłkarzom Juergena Kloppa trzeba oddać przynajmniej tyle, że próbowali walczyć o zwycięstwo. De Gea kilka musiał być cały czas w gotowości, ale miał wsparcie najlepszej ligowej defensywy tego sezonu, która pozwoliła przeciwnikom trafić do siatki zaledwie dwa razy. Tym razem obrona zespołu Jose Mourinho po raz kolejny zagrała pewnie, nie popełniła błędów, które skutkowałyby bramką.
Jose Mourinho wrócił do starych nawyków, które przez lata były bezlitośnie wyszydzane. Autobus tym razem został zaparkowany na Anfield Road.
Z jednej strony wiadomo, że taki styl jest trudny do oglądania. Z drugiej jednak o tytule w tym sezonie może zaważyć każdy punkt. Czy w ten sposób można zdobyć mistrzostwo Anglii? Przekonamy się pod koniec sezonu, ale można spodziewać się, że nawet mimo ewentualnego sukcesu "Czerwone Diabły" z tego sezonu nie będę wspominane przez dziesięciolecia jako zespół, który zmiażdżył konkurencję, prezentując porywający i odważny futbol. Chłodna kalkulacja to w końcu znak firmowy Mourinho.
Znacznie ciekawiej było na kilku innych boiskach. Na Selhurst Park kibice dramatycznego od początku sezonu Crystal Palace w meczu z Chelsea zobaczyli pierwszego gola sezonu swojej drużyny - raczej wątpliwe, by przeszkadzał im fakt, że samobójcze trafienie zaliczył Azpiliqueta. Na tym jednak się nie skończyło. Mistrz Anglii (delikatnie mówiąc) nie imponował i stracił kolejną bramkę, do przerwy przegrywał 1:2.
Wynik nie uległ już zmianie, a Antonio Conte musiał być wściekły na swoich zawodników, którzy nie poradzili sobie rady z bezsprzecznie najgorszym zespołem tego sezonu.
30 minut - tyle zajęło Manchesterowi City wbicie trzech goli Stoke na Etihad Stadium. To właściwie zamknęło widowisko, zadanie zostało wypełnione w ekspresowym tempie, a maszyna Pepa Guardioli potwierdziła, że nie ma problemu z brutalnym rozprawianiem się z niżej notowanymi rywalami. Rozgrywający setne spotkanie dla "Obywateli" Kevin De Bruyne rządził i dzielił na boisku, pierwsza połowa była przykładem całkowitej dominacji, mimo że gościom udało się zdobyć gola na 3:1. Po przerwie trafili do siatki po raz drugi, pokazując, że defensywa ekipy z Manchesteru musi jeszcze wykonać sporo pracy. Podrażnieni gospodarze dorzucili trzy kolejne gole, manifestując swoją siłę. 7:2 mówi wszystko i na pewno robi wrażenie na każdym, kto w najbliższym czasie uda się na Etihad.
W ubiegłym roku po dziesięciu kolejkach wszyscy wieszczyli mistrzostwo dla zespołu Guardioli. Teraz wypada chyba postąpić podobnie.
Tottenham po raz kolejny przeżywał prawdziwe męczarnie na Webley. Grał wolno, schematycznie, nie był w stanie stworzyć sobie groźnych sytuacji, cieniem samego siebie był Harry Kane.
Różnica między meczami wyjazdowymi a "domowymi" tej drużyny jest dramatyczna. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy wicemistrza Anglii wyprowadził Christian Eriksen. Gra uległa poprawie, ale kolejne gole nie padły i zespół Mauricio Pochettino do ostatnich minut musiał zachować koncentrację, by zwycięstwo nie wymknęło mu się z rąk.
Klątwa została zdjęta z Wembley, ale styl pozostawiał niestety sporo do życzenia. Pierwsze ligowe zwycięstwo na tym obiekcie stało się faktem.
Swansea z Łukaszem Fabiańskim w bramce pewnie poradziła sobie z będącym w dołku Huddersfield, wygrywając 2:0. To kolejne czyste konto Polaka w tym sezonie. Kilka dni temu został on wybrany najlepszym graczem ubiegłego miesiąca i jest na dobrej drodze, by przenieść swoją dobrą formę na październik.
West Ham był bliski wygranej w Burnley, mimo że musiał radzić sobie w dziesiątkę przez ponad godzinę gry. W 85. minucie wyrównującego gola dla gospodarzy zdobył Chris Wood. Antybohaterem "Młotów" został Andy Carroll, który zobaczył dwie żółte kartki w niecałe sto sekund.
W ostatnim sobotnim spotkaniu Watford wygrał z Arsenalem 2:1, zdobywając zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry.
W tabeli prowadzi Manchester City (22 pkt), drugi jest Manchester United (20), na najniższym stopniu podium stoi zaś Tottenham (17).
ps, PolskieRadio.pl