Co stało się z holenderską potęgą? "Oranje" znaleźli się na ostrym zakręcie

2017-11-23, 16:30

Co stało się z holenderską potęgą? "Oranje" znaleźli się na ostrym zakręcie
Holendrzy szukają drogi wyjścia z kryzysu, w którym znalazła się reprezentacja. Foto: PAP/Pontus Lundahl

Największe gwiazdy dobiegają do końca piłkarskiej drogi, zmiana pokoleniowa przebiega w męczarniach, kryzys przeżywa też Eredivisie. Reprezentacja Holandii jest w rozsypce - jak doszło do tego, że "Oranje" znaleźli się na kolanach? 

Nie było ich na Euro 2016, zabraknie też na rosyjskim mundialu. W dwóch poprzednich turniejach o mistrzostwo świata zajmowali drugie i trzecie miejsce, jednak tamte drużyny pozostały już tylko wspomnieniem. Holenderska piłka nie jest już przedmiotem uwielbienia, wzorcem dla innych futbolowych nacji. Teraz musi zostać wymyślona na nowo.

Szczytowym momentem była rewelacyjna i rewolucyjna reprezentacja Holandii, którą stworzył Rinus Michels, postać zasłużenie legendarna. Szkoleniowiec poprowadził "Oranje" do drugiego miejsca na mistrzostwach świata w 1974 roku. Kluczowy w tym przypadku był jednak nie wynik, a "Futbol Totalny" - tak właśnie został ochrzczony styl i cała filozofia, którą prezentowała drużyna.

Zwycięstwa na dalszym planie

"Kontrolowany chaos" - to określenie pasuje w tym przypadku jak ulał. Podział na formacje, funkcje zawodników i ich pozycje były umowne - każdy miał za zadania zarówno bronić, jak i atakować. Po latach ocenia się, że bardziej niż styl taktyczny, był to stan ducha. Było to idealne do sportu, który swoją wielkość uzyskał także przez to, że może być uprawiany praktycznie wszędzie.

Można pokusić się o stwierdzenie, że Holandia postawiła fundamenty pod współczesne postrzeganie futbolu. Drużyna Michelsa, osiągnięcia Cruyffa, wielkie talenty i posiadanie swojej filozofii - to wszystko sprawiło, że w świecie piłki pozycja tego kraju była wyjątkowo mocna. 

Mówimy tu o gigancie, którego wielkości nie da się podważyć. To Holandia kilkadziesiąt lat temu była krajem, który pokazywał reszcie świata innowacyjne pomysły, wyznaczał trendy i gwarantował najwyższą jakość zawodników.

Mimo tego w najważniejszych meczach nie potrafił stawać na wysokości zadania - jedynym zwycięstwem w historii w wielkim turnieju było złoto z mistrzostw Europy w 1988 roku. Wygrywanie wydawało się nie być na pierwszym miejscu - wystarczy spojrzeć, z jaką dumą Holendrzy podchodzą do finału z 1974 roku.

Finału, w którym przegrali RFN 1:2 po naprawdę wielkim spotkaniu. Nostalgia i nieustanne spoglądanie z dumą w przeszłość rodzi niebezpieczeństwo, że zaniedbana zostanie przyszłość.

Pokolenie, z którego wywodzili się Arjen Robben, Wesley Sneijder, Rafael van der Vaart czy Robin van Persie, zeszło już ze sceny. Eksperci od holenderskiej piłki mówią jasno, że była to ostatnia generacja wielkich piłkarzy, a po niej nastąpiła luka.

Sygnał do przebudzenia

W walce o bilety do Rosji mieli pomagać między innymi uchodzący za zmarnowany talent Ryan Babel czy Vincent Janssen, niewypał transferowy Tottenhamu z ubiegłego sezonu. Niedawno uznawany za nadzieję "Oranje" Memphis Depay przesiedział cały ostatni mecz eliminacji na ławce. W Manchesterze zawiódł zupełnie, próbuje odbudować się we Francji. Golkiper Jasper Cillessen w barwach Barcelony wystąpił w ostatnich miesiącach zaledwie raz, w Pucharze Króla.

Pojawia się jednak gdybanie. Awans do baraży mógł dać Holendrom jeden gol. Na przykład ten, którego w meczu ze Szwecją zdobył Bas Dost, a którego nie uznał sędzia. Wystarczyło, żeby Hugo Lloris nie popełnił kuriozalnego błędu, który zapewnił reprezentacji "Trzech Koron" bezcenne trzy punkty z Francuzami. Ale to, że zostało tylko gdybanie, może być sygnałem do przebudzenia.

Ostatnie medale mistrzostw świata mogły uśpić czujność, sprawić, że nie zauważa się problemu. I tak właśnie mogło być w tym przypadku. Ale trzeba zauważyć, że zarówno w RPA, jak i w Brazylii, najważniejsi zawodnicy tak naprawdę byli ci sami.

Historia lubi się powtarzać, a Holendrzy byli już w podobnym miejscu. Po tłustych latach siedemdziesiątych opuścili trzy kolejne wielkie turnieje. Wtedy udało się wrócić z przytupem, obecnie jednak trzeba po raz kolejny znaleźć lekarstwo na słabość rodzimego futbolu.

Holandia przestała produkować gwiazdy. Od dłuższego czasu kluby Eredivisie nie liczą się w ścisłej europejskiej czołówce. Jednocześnie mają renomę kapitalnych kuźni talentów, a gracze wypływający z nich na szerokie wody byli w stanie poradzić sobie praktycznie wszędzie. Byli, choć akurat to nie zmieniło się diametralnie - w większym stopniu zmienił się fakt, że wśród tych zawodników jest coraz mniej tych, który mogą grać dla "Oranje" i prowadzić drużynę do sukcesów.

Weterani mieli pomagać w aklimatyzacji i brać ciężar na swoje barki. Zmiana pokoleniowa jednak okazała się totalną klęską. Swój udział mieli w tym także selekcjonerzy, ale jeśli o tym mowa, problem jest jednak bardziej skomplikowany.

Można powiedzieć, że na tym stanowisku od trzech dekad trwa coś, co dziennikarze brytyjskiego "The Telegraph" określili mianem "recyklingu menedżerów". W ostatnich 30 latach "Oranje" prowadziło 15 menedżerów. 5 z nich piastowało to stanowisko więcej niż raz - Rinus Michels, Leo Beenhakker, Dick Advocaat, Louis van Gaal, Guus Hiddink. Dla Franka Rijkaarda i Marco van Bastena praca w roli menedżera drużyny narodowej była pierwszą w roli szkoleniowca.

Advocaat, żegnający się z kadrą po eliminacjach, polecał na swojego następcę asystenta - Ruuda Gullita. Problem w tym, że ten w kolejnych klubach zbierał fatalne recenzje, a ostatnio pracował w Tereku Grozny. W 2011 roku.

Poza boiskiem konkurencja jest jednak olbrzymia. Świetnych piłkarzy przecież nie brakowało, a niewielu z nich chce przecież zrezygnować z kontynuowania kariery tuż za linią boczną boiska. To oczywiste, że kiedy zawieszają buty na kołku, otwierają się dla nich rozmaite drzwi, zostają trenerami, menedżerami lub dyrektorami.

- Kiedy zaczynałem trenerkę, pomyślałem, że muszę szybko wejść w ten świat. Wiedziałem, że wszyscy byli najwięksi reprezentanci zaczną się tym interesować. I jako pierwsi dostaną najlepsze posady - powiedział Robert Maaskant, znany z pracy w Wiśle Kraków.

Można tłumaczyć to sobie w ten sposób, że przebijała przez niego gorycz czy zazdrość. Ale równie łatwo można wyobrazić sobie, kto stoi na uprzywilejowanej pozycji. Na pierwszym miejscu często nie miały być doświadczenie czy warsztat, a znajomości i marka, którą wyrabiało się na boisku.

Słaba liga = słaba reprezentacja?

W 2016 roku Marco van Basten nazwał "głupimi chłopcami" dwójkę młodzieżowych reprezentantów, która zdecydowała się występować dla innych reprezentacji. Hakim Ziyech (notabene piłkarz Ajaksu) oraz Mimoun Mahi zamiast Holandii wybrali Maroko. I to właśnie zespół z północnej Afryki zobaczymy na mistrzostwach świata w Rosji.

Gracze, którzy pochodzili z innych krajów, wiele razy stanowili o sile "Oranje" - wystarczy wspomnieć tu Edgara Davidsa, Patricka Kluiverta czy Clarence'a Seedorfa.

Jak doszło do tego, że wspomniany wyżej Ziyech czy Sofyan Amrabat (to dość świeży przykład) nie chcieli grać dla kraju, w którym się urodzili i który ukształtował ich piłkarsko?

Słabość reprezentacji i słabość ligi to nie przypadek. W przyszłym sezonie Holendrzy nie będą mieć żadnego klubu, który znajdzie się bezpośrednio w europejskich pucharach, ze względu na słabą postawę eliminacji rozstawienie i przywileje poszły w zapomnienie.

Ajax, PSV i Feyenoord rozczarowują, trzeba wytężyć pamięć, by przypomnieć ostatnie sukcesy. Ajax największe triumfy święcił w latach dziewięćdziesiątych, PSV grało w półfinale Ligi Mistrzów w 2005 roku, a Feyenoord w 2002 roku zdobył Puchar UEFA.

Ajax miał jeszcze przebłysk z ubiegłego sezonu, kiedy zmierzył się w finale Ligi Europy z Manchesterem United, musiał jednak uznać wyższość Anglików. Kluczowe jednak jest tutaj słowo "przebłysk".

Peter Bosz został doceniony na tyle, żeby powierzono mu misję prowadzenia Borussii Dortmund. W Niemczech najbardziej obiecujący holenderski trener zanotował bardzo słaby start, coraz głośniej mówi się, że jego posada wisi na włosku. Ronald Koeman niedawno stracił pracę w Evertonie, gdzie dostał pokaźne fundusze na wzmocnienia. Cały projekt zaczął sypać się błyskawicznie, "The Toffees" zawodzili zarówno w lidze, jak i w Europie, mimo że Koeman w poprzednich sezonach radził sobie w Premier League naprawdę dobrze. Jeśli Bosz zostanie zwolniony, to na ławce trenerskiej w pięciu czołowych ligach nie będzie żadnego Holendra.

W tym sezonie holenderskie drużyny w europejskich pucharach wygrały dwa razy, co dobrze podkreśla dramatyczną sytuację. O tym, że coś zacięło się w świetnie funkcjonującej maszynie kształcenia piłkarzy, może świadczyć przypadek Ajaksu Amsterdam. Klub z ogromnymi tradycjami regularnie szlifował krajowe talenty, wypuszczał w świat piłkarzy, o których biły się potęgi.

Wracamy jednak do wspomnianego już wcześniej problemu - w ostatnich latach wśród nich było niewielu Holendrów, którzy spełnili oczekiwania nowych pracodawców. Davy Klaasen przepadł w Evertonie, Jairo Riedewald nie może przebić się w czerwonej latarni Premier League, Crystal Palace, Ricardo Kishna nie poradził sobie w Lazio, Siem de Jong wrócił z Newcastle z podkulonym ogonem. Europy nie zawojowali Anwar El Ghazi, Vurnon Anita czy Riechedly Bazoer.

Błyszczeli za to inni, którzy dla Holandii nie zagrają nigdy. Belgowie Jan Vertonghen i Toby Alderweireld, Kolumbijczyk Davinson Sanchez i Duńczyk Christian Eriksen stanowią w tym momencie o sile Tottenhamu.

Arkadiusz Milik miał świetny start w Napoli. Jeśli sięgniemy dalej, wśród największych gwiazd znajdziemy między innymi Luisa Suareza czy Thomasa Vermaelena. Ostatni wielki transfer Holendra to przejście do Realu Madryt Klaasa Jana Huntelaara, który zresztą szybko opuścił Santiago Bernabeu.

Przegrani jutra

Jak wyjść z kryzysu? Odpowiedzią miał być program "Zwycięzcy jutra", który ruszył w 2013 roku. Jak widać, efekty nie są zgodne z oczekiwaniami. Co jest zaniedbywane? Na pierwszy plan wysuwa się przygotowanie fizyczne piłkarzy.

Kiedy cały świat przygotowuje do gry nastoletnich atletów, Holendrzy wypuszczają w świat dzieci - taką tezę stawia serwis ESPNFC, który za przykład podaje Stefana de Vrija, który przeżył szok, wchodząc do dorosłej kadry Holandii, w której grał w parze stoperów razem z Ronem Vlaarem. Starszy kolega miał wówczas za sobą już kilka sezonów gry na Wyspach, wyglądał jak gladiator, budził respekt wśród napastników.

To, że de Vrij był lepszy piłkarsko, było bezdyskusyjne, jednak praktycznie w każdej z czołowych lig stał na straconej pozycji w starciach z silnymi snajperami. Kiedy wychowanek Feyenoordu zaczął na własną rękę częściej chodzić na siłownię, stracił opaskę kapitańską i dostał jasne polecenie, by przestać. 

Eredivisie nie jest w tym momencie wymagająca. Eksperci od przygotowania fizycznego twierdzą, że gra się tam w wolnym tempie, a piłkarze ofensywni mają dużo czasu i swobody. Morten de Roon, który nie sprawdził się w Middlesbrough, przyznał, że w Anglii gra się dziesięć razy szybciej niż w jego ojczyźnie. W Serie A, gdzie teraz występuje (z powodzeniem) tylko trzy razy szybciej.

Problem w tym, że w przypadku zagranicznego transferu w grę wchodzą duże pieniądze i jeszcze większe oczekiwania. Tak jak w przypadku Depaya czy Janssena, dla których przeskok okazał się zbyt wielki. 

Dziesięć lat temu na dnie znalazła się belgijska piłka. Tam potrafili czerpać wzorce od swoich sąsiadów - Niemców, Francuzów i właśnie Holendrów. Chociaż nie udało im się zawojować żadnego turnieju, to obecnie mają zatrzęsienie utalentowanych piłkarzy, dla których nie ma większego znaczenia, którą ligę wybiorą. Kapitalnie szkolą Niemcy, którzy niedawno zwyciężyli w rozgrywanych w Polsce mistrzostwach Europy. "Trójkolorowi" mogą obecnie wystawić w kadrze kilka jedenastek o porównywalnym poziomie, dysponując olbrzymim bogactwem składu.

Wydaje się, że "Oranje" muszą wymyślić coś nowego, zerwać z przeszłością i z większą uwagą przyjrzeć się tym, którzy obecnie dyktują trendy w światowej piłce lub stworzyć coś, co zapoczątkuje następną rewolucję. I zrobić to w ekspresowym tempie. W przeciwnym wypadku kryzys będzie trwał. 

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej