HMŚ w Birmingham: bojowe nastroje Liska i Wojciechowskiego. "Walczymy o całą pulę"
Polscy tyczkarze przyzwyczaili kibiców, że z dużych imprez wracają z medalami. Teraz o podium halowych mistrzostw świata w Birmingham powalczą w niedzielę Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski. Obaj twierdzą, że są gotowi na skoki nawet powyżej sześciu metrów.
2018-03-03, 20:33
- Poziom jest bardzo wysoki, ale i tego się spodziewałem. Mimo że moje wyniki na początku sezonu halowego były nieco lepsze od chłopaków, to wiedziałem, że oni się rozkręcą i z formą trafią na docelową imprezę - powiedział Lisek.
Wicemistrz świata nawiązał w ten sposób także do niedawnego mityngu we francuskiej miejscowości Clermont-Ferrand. Tam aż siedmiu zawodników pokonało 5,88 - najwięcej w historii w jednym konkursie skoku o tyczce.
- Dlatego jestem przekonany o tym, że będą emocje na 110 procent. Zanosi się, że 5,90 będzie trzeba skoczyć, żeby w ogóle stanąć na podium. Nie koncentruję się na tym, chcę robić swoje, a jeśli będę to robić dobrze, to się nie martwię o nic. Zdaję sobie z tego sprawę, że nie z każdej imprezy będę wracać z medalem. Sport to nie jest łatwy kawałek chleba i każdy walczy o to, żeby być najlepszym - podkreślił Lisek, czwarty zawodnik igrzysk w Rio de Janeiro.
Ale zarówno on, jak i Wojciechowski nie chcą brać brązowego medalu w ciemno. - Walczymy o całą pulę - mówią zgodnie.
REKLAMA
- Czuję się bardzo dobrze. Wprawdzie ubiegałem się o minimum dosyć długo, ale w końcu przyszedł dzień przełamania. Podjęliśmy z trenerem pewne ryzyko na tych zawodach. Zacząłem i skończyłem na najtwardszych tyczkach w życiu. Myślę, że chyba właśnie z takim podejściem trzeba podejść do tej rywalizacji. Interesuje mnie walka o najwyższe trofea - zaznaczył Wojciechowski, mistrz świata z Daegu 2011.
Trenujący w Bydgoszczy lekkoatleta jest jednym z tych, którzy we francuskim mityngu pokonali 5,88. - Skoczyłem to na najtwardszej tyczce, jaką mam i na jakiejkolwiek kiedyś skakałem w życiu. Muszę się trzymać tego, że ona jest gotowa na to, by skakać sześć metrów i wyżej. Zresztą ja to wiem i czułem to ostatnio. Mentalnie też jestem gotowy, fizycznie chyba też. Szczególnie rozgrzewki to pokazały. Trzeba to tylko przenieść na konkurs - dodał.
W przeciwieństwie do Liska, Wojciechowski uważa, że w Birmingham wcale nie będzie trzeba bardzo wysoko skoczyć, by stanąć na podium.
- We Francji był trochę sprężysty rozbieg i te wyniki przez niektórych będą trudne do powtórzenia. Dla nas to były takie mini mistrzostwa świata w skoku o tyczce, a ja wyszedłem z nich obronną ręką. Jeśli tak się skończy w Birmingham, będę usatysfakcjonowany, ale nie spocznę na laurach i będę walczyć, by pozycja była lepsza niż trzecia, bo marzy mi się, by wrócić tam, gdzie byłem w 2011 roku - zaznaczył.
REKLAMA
Jego zdaniem medal da wynik 5,80 uzyskany w pierwszym podejściu. - Zazwyczaj jak w sezonie wszystko wskazuje na to, że będzie bardzo wysoki poziom, to nie trzeba się aż tyle napocić, żeby coś zrobić. Ale na pewno nie można iść z takim nastawieniem.
W konkursie weźmie udział 15 zawodników. Nie będzie eliminacji, więc rywalizacja może potrwać nawet kilka godzin. Początek zaplanowany jest na godz. 16.00 czasu polskiego.
- Początkowo byłem zdania, że lepiej będzie bez eliminacji. Teraz stwierdzam, że chyba gorzej. Powinno nas startować 12 osób, a będzie 15. Skok o tyczce to nie jest taka konkurencja, która odbywa się w pięć minut. Każdy zawodnik zabiera ok. 20 minut w trakcie konkursu, więc jeśli mamy trzech zawodników więcej, to robi nam się prawie dodatkowa godzina rywalizacji. To nie jest przyjemne - uważa Lisek.
bor
REKLAMA
REKLAMA